Nie trzeba było długo czekać na reakcję zarządu PLL LOT na druzgocącą dla spółki opinię, jaką wydała Państwowa Inspekcja Pracy. Włodarze coraz bardziej skompromitowanej linii lotniczej upierają się, że zwalniając przewodniczącą Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Monikę Żelazik bez zgody organizacji związkowej wcale nie złamali prawa. Do tego działaczką interesuje się policja w sposób, który nakazuje podejrzewać próby zastraszania.
Przypomnijmy najważniejsze wnioski z kontroli przeprowadzonej przez PIP w hołubionej przez rząd spółce: zasadnicze wątpliwości budzi zatrudnianie pilotów, stewardess i stewardów w oparciu o umowy B2B, czyli samozatrudnienie, odbierające im szereg praw pracowniczych, zamiast umów o pracę. Dalej – Spółka Lot Crew, zawierając tego typu umowy z pilotami i stewardessami, którzy potem jako jednoosobowe firmy świadczyli usługi dla LOT-u, w istocie zajmowała się pośrednictwem pracy bez obowiązkowego wpisu do rejestru podmiotów prowadzących agencje zatrudnienia. Za taką nielegalną działalność sąd może nałożyć na LOT karę nawet do 100 tys. złotych. I wreszcie – zwolnienie Moniki Żelazik bez zgody organizacji związkowej było po prostu niedopuszczalne w świetle ustawy o związkach zawodowych.
Dziś przedstawiciele LOT oznajmili, że nie zgadzają się z wynikami kontroli, nie zapłacą nałożonych mandatów i będą się odwoływać od decyzji w tej sprawie. – Od czego tu można się odwoływać? Od ustawy o związkach zawodowych, w oparciu o którą cały czas działamy? – skomentowała dla Strajku.eu Monika Żelazik. – Wnioski PIP to nie jest prywatne zdanie inspektorów, takie wciąż obowiązuje prawo i będzie w odniesieniu do tej sytuacji obowiązywać nawet, gdyby PiS specustawą postanowił znieść aktualną ustawę o związkach zawodowych – stwierdziła działaczka.
Jeszcze przed deklaracją zarządu LOT-u o faktycznym nieuznaniu wniosków PIP Związek Zawodowy Personelu Pokładowego i Lotniczego, któremu przewodzi Żelazik, otrzymał z policji pismo z żądaniem przekazania danych osobowych przewodniczącej, w tym adresu i numeru telefonu, „w celu wykorzystania do czynności służbowych prowadzonych przez Wydział Kryminalny Komisariatu Policji Portu Lotniczego Warszawa Okęcie”. Najpewniej pismo znane jest również zarządowi LOT-u. Monika Żelazik uważa, że trudno całą sytuację traktować inaczej niż jako próbę zastraszania. – Zadzwoniłam na swój komisariat i usłyszałam, że to blaga, bo wszystkie dane są w tzw. bębnie. Gdyby trwało postępowanie, policja byłaby upoważniona, by po nie sięgnąć – powiedziała nam związkowczyni.
Także Piotr Szumlewicz, przewodniczący OPZZ Mazowsze, nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z dalszym ciągiem wrogich działań wymierzonych w organizacje pracownicze. – Biorąc pod uwagę druzgocące dla PLL LOT ustalenia PIP, policja powinna zająć się zarządem spółki, a nie liderką związkową! – skomentował działacz w rozmowie ze Strajkiem.eu. – Liczymy na wyjaśnienia od ministra Joachima Brudzińskiego, z jakiego powodu i w jakim trybie policja chce skontaktować się z Moniką Żelazik.
Gdy zarząd LOT arogancko odbija wszelkie zarzuty pod swoim adresem, związkowcy nie mają wątpliwości, że jeśli nic się nie zmieni, efektem będzie zapaść całej firmy. – Za dwa, trzy lata ludzie, którzy w LOT zostali wyszkoleni, zdobyli kwalifikacje, odejdą do linii lotniczych, które zaproponują im lepsze warunki. Piloci wylatają minimum i bez problemu znajdą zatrudnienie w firmie, która zagwarantuje im umowę o pracę, wyższe zarobki. Korzystniejsze oferty pracy już napływają np. z Air Baltic – mówi Strajkowi.eu Monika Żelazik.
Warto w tym miejscu pamiętać, że kompetentni pracownicy są najważniejszym, jeśli nie jedynym kapitałem PLL LOT – samoloty spółka leasinguje, nieruchomości zostały sprzedane. Trudno nie zgodzić się z Piotrem Szumlewiczem, który apeluje o to, by w podległej sobie spółce jak najszybciej interweniował rząd. Najlepiej wymieniając prezesa Milczarskiego i jego ekipę.
Polska trasa koncertowa probanderowskiego artysty
W Polsce szykuje się występ znanego, przynajmniej na Ukrainie artysty i szołmena Antona Mu…