Termin „greenwashing”, który można przetłumaczyć jako „ekomaskaradę”, oznacza proceder marketingowy/propagandowy mający na celu nadanie sobie (państwu, przedsiębiorstwu, organizacji) fałszywego wizerunku kogoś działającego zgodnie z odpowiedzialnością środowiskową. I o to właśnie oskarżają COP26 manifestanci z wielu krajów, którzy przyjechali do Glasgow w Szkocji, gdzie się ta dwudziesta szósta konferencja odbywa. Jeśli wziąć pod uwagę raport dotyczący emisji dwutlenku węgla, który opublikowano dziś w Glasgow, raczej się nie mylą.
Międzynarodowa grupa naukowców zjednoczona w organizacji Global Carbon Project, która regularnie mierzy światowe emisje CO2 uważane za przyczynę zmian klimatycznych, przedstawiła dziś rano na konferencji w Glasgow swój kolejny raport, z którego wynika, że kryzys kowidowy, który spektakularnie (o 5,4 proc.) obniżył w zeszłym roku emisje, był jedynie niewiele znaczącym epizodem. Świat zmierza właśnie chyżo do pobicia ostatniego rekordu emisji gazów cieplarnianych z 2019 r., osiągniętego wówczas, mimo takich samych obiecujących szczytów-konferencji, które miał za sobą.
W tej chwili rekord sprzed dwóch lat zbliża się do wyrównania dlatego, że „odbicie gospodarcze” po planetarnej serii obostrzeń epidemicznych, które obniżyły produkcję energii oraz transport, opiera się głównie na produkcji energii z węgla. Ale światowy transport – w tym ropy naftowej – właśnie wraca do poziomu sprzed kowidu, co – według raportu – nieuchronnie doprowadzi do pobicia rekordu z 2019 i nawet rekordu absolutnego, z roku 2014, po którym udało się nieco (i w zasadzie tylko chwilowo) obniżyć emisje.
W tym rytmie szanse na osiągnięcie celu ograniczenia wzrostu średniej temperatury światowej do 1,5 stopnia (lub 2 stopni) Celsjusza do końca wieku topnieją niczym „wieczna” zmarzlina na Syberii. Jeśli w ciągu ośmiu najbliższych lat nie dojdzie do prawdziwej obniżki emisji CO2, szansa na osiągnięcie ograniczenia wzrostu temperatury spadnie grubo poniżej 50 proc…
Niestety, naukowcy spodziewają się raczej wzrostu emisji gazów cieplarnianych, niż jej obniżenia, bez względu na dość mgliste postanowienia COP26. Wzywają do „natychmiastowego działania”, co jednak natrafia na trudności nie tylko związane z istotą kapitalizmu, ale i (w dużo mniejszym stopniu) zwykłą potrzebą zapewnienia ludziom światła i ogrzewania.
To samo co naukowcy powtarzali wczoraj na ulicach Glasgow manifestanci, dla których COP26 to właściwie jedynie „ekomaskarada”, przeznaczona dla komunikacji politycznej. Gdy tłum znalazł się przed siedzibą amerykańskiego banku JP Morgan, który szeroko finansuje energię z paliw kopalnych, z głośników grzmiało: „Musimy potępiać te państwa i koncerny, które głoszą „zielony program”, ale robią dokładnie odwrotnie, niszczą nasza planetę!”
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
I tak to będzie nadal wyglądało, jeżeli nie opracuje się racjonalnych metod magazynowania EE, nie zbuduje co najmniej 300GW reaktorów jądrowych, bo tylko tym można w sposób STABILNY I NIEZALEŻNY OD WARUNKÓW ZEWNĘTRZNYCH zasilać zakłady przemysłowe. A krzykacze? Potrafią jedynie krzyczeć, a już odwagi (albo rozumku) aby krzyczeć precz z przeludnieniem planety – jakoś brak. A tu już za 20 przyjdzie wyprodukować kolejne 7 miliardów autek, 7 miliardów w mieszkań, stworzyć 7 miliardów miejsc pracy, dać jeść podwojonej liczbie obywateli…