Będziemy robić wszystko, by doprowadzić do wcześniejszych wyborów – zapowiada Borys Budka w wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej. Jego prawo, po to jest liderem partii opozycyjnej. Chwilę wcześniej zapewnia, że jego partia jest gotowa, by przejąć stery władzy w Polsce. Na słowach się kończy – dosłownie kilka wypowiedzi dalej przewodniczący KO udowadnia coś dokładnie odwrotnego. Nawet gdyby te przedterminowe wybory naprawdę się odbyły, to Zjednoczona Prawica, choć nieudolna, a często zwyczajnie podła, będzie rządzić dalej. Dostanie głosy, chyba że sama rozpadnie się od środka.
Co bowiem chce dać Budka rodakom, zmagającym się z niepewnością jutra? „Na pewno potrzebne będą cięcia w administracji państwowej, w której wydatki zostały w ostatnich latach bardzo rozdmuchane. To także przeniesienie części usług publicznych do organizacji pozarządowych i sektora prywatnego, a więc ograniczenie administracji” – oznajmia gotowy do rządzenia polityk w kraju, gdzie właśnie szaleje pandemiczny kryzys, a organy publiczne, które w takich sytuacjach stają się szczególnie istotne, nie nadążają z realizacją statutowych zadań. Czy cięcia w administracji państwowej pomogą takiemu na przykład Sanepidowi, którego przeciążenie jest nader boleśnie znanym faktem? A może jego zadania miałby przejąć sektor prywatny, działający zgodnie z zasadą maksymalizacji zysku? „Umiemy korzystać z wiedzy ekspertów” – zarzeka się Budka. Najwyraźniej korzystanie z wiedzy polega na odtwarzaniu w kółko tych samych neoliberalnych mantr z lat 90., zamiast prawdziwego opracowywania rozwiązań. Owszem, polska administracja publiczna nie jest idealna – ale czy jedyne, co można w tej sprawie zrobić, to zwalniać ludzi lub na nich oszczędzać? Nie oszukujmy się – jeśli zaangażowanie organizacji pozarządowych czy prywatnych firm ma dać oszczędności, to będzie też oznaczało np. więcej zatrudniania na śmieciówkach. No, ale akurat śmieciówek Budka się najwyraźniej nie boi, w odróżnieniu od tych pracowników, którzy byli na nich zatrudnieni na początku 2020 r. i za sprawą koronawirusa zostali na lodzie. Wszak eksplozja niestabilnego zatrudnienia była jednym z efektów strategii PO na kryzys roku 2008 r., a o tamtych czasach nasz kandydat na przywódcę mówi z nieskrywaną satysfakcją: „potrafimy lepiej zarządzać, zwłaszcza w trudnych czasach. Udowodniliśmy to w największym kryzysie gospodarczym, który Polska przeszła suchą stopą”.
Nie ma w rozmowie ani słowa o wydatkach na usługi publiczne. Zwiększenie odsetka PKB przeznaczanego na służbę zdrowia, bo już przed pandemią była niedofinansowana, a w obliczu koronawirusa po prostu się załamała? Ani słowa. Więcej pieniędzy na oświatę, żeby uczniowie, którzy wrócą do klas po koronawirusie, mieli szansę uczyć się w nowoczesnych warunkach, od godnie opłacanych nauczycieli? Eksperci nie podpowiedzieli. A może właśnie podpowiadali, bo o tym, że neoliberalny model „taniego państwa” okazał się w obliczu wielkiego międzynarodowego kryzysu zwyczajnie zabójczy dla obywateli, jednak debaty się toczą, nawet w Polsce? Tyle tylko, że Platforma nie ma zamiaru przyznawać się do błędów ani się zmieniać. Budka to zresztą mówi jasno: „Platforma jest i pozostanie partią środka z mocnym akcentem liberalnym rozumianym jako wolnościowe podejście do człowieka i gospodarki (…) Nie zamierzamy nigdzie skręcać”. Oni nie zamierzają skręcać, a wyborcy, którym to wolnościowe podejście kojarzy się raczej z nędznymi zarobkami i zapaścią państwa, nie zamierzają na nich zagłosować. Tym bardziej, że PiS każdą antyspołeczną wypowiedź wyłapie, powtórzy tysiąc razy za pomocą swoich wiernych mediów i zestawi z dobranymi faktami z czasów rządów konkurentów. Wystarczy, by wystraszyć wielu spośród wahających się, czy po pandemicznej kompromitacji jeszcze głosować na ludzi Kaczyńskiego. I nie pomoże nawet to, że Budka całkiem rozsądnie mówi o prawie kobiet do podejmowania decyzji, o tym, że nikt nie ma prawa narzucać innym ludziom swoich przekonań. Że coś wspomina o zmianach klimatycznych i chce odpolityczniać prokuraturę. Gdyby wyborcy tak palili się do zmiany pseudo-socjalnej prawicy na „wolnościowe podejście”, byłoby to widać w sondażach. Tymczasem notowania PiS spadły po demonstracjach oburzonych obywatelek, ale w ostatnich badaniach rosną znowu. PiS traci młode pokolenie? Niewątpliwie, ale to jeszcze nie znaczy, że ludzie ci śpieszą do obozu „pierwszej siły opozycyjnej”. Uczciwi badacze kiedyś wypunktują wszystkie błędy rządów Szydło i Morawieckiego, wszystkie naruszenia demokratycznych procedur i nagonki na mniejszości, podliczą też, ile wyrzucono na prymitywną propagandę i podsumują, jak budowano oligarchię „miernych, ale wiernych i prawdziwych patriotów”. Ale wyborcy, teraz, słysząc, że mają do wyboru to albo niestabilność na rynku pracy i państwo tylko dla bogatych, mogą uznać (uznają!), że już trudno.
Aż szkoda, że wywiad z Budką był tak długi. Brzmiałby dużo bardziej przekonująco, gdyby zostawić z niego dosłownie kilka zdań i na nich budować alternatywę wobec PiS: „W konstytucji mamy wpisany rozdział Kościoła od państwa, trzeba tylko tę zasadę faktycznie realizować”, „państwo musi tworzyć możliwości rozwoju, wyrównywać szanse” i wreszcie „nie można zbudować sprawnego i silnego gospodarczo państwa bez docenienia ludzkiej pracy”. Brzmi całkiem dobrze, tylko szkoda, że w takim kapitalizmie, jaki jest wzorem dla KO, przynajmniej dwa ostatnie postulaty są nie do zrealizowania. Do tego potrzebna jest lewica, choćby ta umiarkowana, socjaldemokratyczna. Jej przedstawiciele byli w stanie wypunktować lidera KO w mediach społecznościowych. Czekamy na więcej.
Sutrykalia
Spektakularne zatrzymanie Prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka przez funkcjonariuszy CBA w z…