Krytykę Manifestu Nowej Polski Ludowej zacząłem pisać w dniu, który wstrząsnął samym centrum kapitalistycznego imperium. Pucz waszyngtoński z 6 stycznia i jego skutki w postaci „cyfrowego impeachmentu”, czyli wykluczenia prezydenta USA Donalda Trumpa z największych platform to doskonała „kropka nad i” dla argumentów, jakie tu stawiam.
Parafrazując słynne powiedzenie, ludzie lewicy zawsze chcą reagować na kryzysy, które już się wydarzyły. Czytając podpisany przez kilkadziesiąt osób, głównie młodych lewicowców Manifest Nowej Polski Ludowej można odnieść wrażenie, że ich propozycją jest próba powrotu do boomu lat 70., odbudowanie tego, co zrujnowane przez szokową transformację i reformy po kryzysie finansowym. Ale czasu nie można odwrócić. Nostalgia za minionym może być inspirującą emocją, twórczym zanegowaniem polityki braku alternatywy, ale nie może być reakcyjnym pędem do wiernego odtworzenia poprzedniego etapu rozwoju społecznego.
Optyka osób podpisanych pod manifestem jest jasna – celem jest prawdziwa emancypacja narodu polskiego, wyzwolenie z relacji kolonialnych. Odzyskanie godności nie frazesowe, jak oferuje prawica, ale mające źródło w podmiotowej modernizacji, w podnoszącej się jakości życia i swobodach obywatelskich wszystkich mieszkańców Polski, w uczestnictwie w globalnym postępie naukowym, technologicznym i cywilizacyjnym.
Jednak punktem wyjścia musi być realistyczna diagnoza nie tylko naszej trudnej przeszłości – i wynikających z niej problemów, zacofania czy nędzy – lecz alternatywnych scenariuszy przyszłości.
Kraje imperialne i międzynarodowe korporacje nie tylko bronią bowiem stanu posiadania, ale szukają kolejnych obszarów przewagi technologicznej, ekspansji własności i akumulacji kapitału.
Bogaci grają między sobą o zasoby; my z kolei chcemy nie tyle zrównać się w tej walce, o czym marzą raczej lokalne elity i oligarchowie, co uzyskać możliwości do całkowitego jej zanegowania.
Podstawą musi być dostrzeżenie, że dominującym reżimem akumulacji jest dziś kapitalizm kognitywny. Technologie ICT (technologie informacyjno-komunikacyjne) stają się absolutnie uniwersalnym interfejsem, za pośrednictwem którego jest tworzona, odbierana i organizowana rzeczywistość. Innowacje mogą zatem służyć wyzyskowi lub stworzeniu skutecznego, cyfrowego państwa usługowego. Nowa Polska Ludowa będzie demokracją społeczeństwa informacyjnego, społeczeństwa współpracy – albo nie będzie jej wcale.
Zamiana świata w globalną wioskę ma też konsekwencje geopolityczne. To nie tylko „bliskość” imperium i kolonii, zlewanie się strefy okupacji i strefy domowej. To również powstawanie wielkich bloków handlowych, politycznych i kulturowych. Wobec koncertu mocarstw i ambicji ich liderów, co widać np. w przypadku postawy Niemiec w Europie, można i trzeba być sceptycznym, jednocześnie nie zapominając, że lepszy fałszywy koncert niż prawdziwa wojna czy katastrofa klimatyczna.
Odniosę się poniżej do głównych postulatów sygnatariuszy i sygnatariuszek z tej właśnie perspektywy. Wobec postulatów takich jak ucywilizowanie rynku pracy, budowa mieszkań komunalnych na wynajem, progresywne opodatkowanie i oskładkowanie czy wolność wyznaniowa i obywatelska rozumnemu człowiekowi trudno znaleźć powód do sprzeciwu.
Cyfrowa suwerenność to konieczność
Jest kuriozalne, że w 2021 roku postulat uspołecznienia kluczowych sektorów gospodarki obejmuje bankowość i strategiczne działy przemysłu – w domyśle ciężkiego, gdy mowa o fabrykach – przy marginalizacji rosnącego sektora gospodarki cyfrowej. Udział sprzedaży e-commerce w Polsce sięga dziś 20 proc. całkowitej sprzedaży, a w trakcie pandemii koronawirusa w branżach takich jak odzież wynosił blisko 62 proc. A to tylko sprzedaż. Wykorzystanie platform cyfrowych świadczących usługi zarządzania treścią, hostingu i przetwarzania danych w chmurze czy komunikacji z klientem przez media społecznościowe jest coraz popularniejsze i staje się nie dodatkiem, a podstawą aktywności gospodarczej w kraju. Jeśli Urząd Komunikacji Elektronicznej podaje, że ponad 75 proc. Polaków i Polek korzysta ze smartfonów, to pora dostrzec kluczową rolę technologii ICT dla organizacji całej gospodarki.
Zresztą z centralnej roli nowych technologii informacyjnych zdawali sobie sami eksperci pierwszej Polski Ludowej. To za Gierka ruszyły nie tylko mieszkania, ale kształcenie inżynierów i kadr tworzonego przemysłu elektronicznego. Wrocławskie Elwro aż do haniebnej prywatyzacji tworzyło krajowy sprzęt taki jak kalkulatory i komputery. Znany dziś każdemu Polakowi i każdej Polce system PESEL to spadkobierca krajowych eksperymentów z tworzeniem „autostrady dla danych”, czyli pilotaży takich jak INFOSTRADA czy WEKTOR, które były ogromnymi sukcesami technologicznymi, jednak upadły z powodu politycznej presji na mniejszą transparentność. Autorytarne zarządzanie stanęło wówczas na drodze pionierskich rozwiązań. Dziś ogranicza je rozwój zależny.
Trudno wyobrazić sobie postulowaną suwerenną zdolność państwa do centralnego planowania gospodarczego bez pełnego wykorzystania cyfrowych danych, dziś trzymanych w prywatnych silosach. Istnieją przedsiębiorstwa, które z powodzeniem wykorzystują planowanie i potęgę danych, jak choćby Amazon. Cyfrowi giganci udowadniają, że czasy hayekowskiej „ukrytej wiedzy” i mądrości niewidzialnej ręki rynku były jedynie epizodem ery przedelektronicznej, jak tego spodziewał się polski ekonomista światowej sławy Oskar Lange. Produkcja i alokacja produktów ex ante może być skuteczniejsza niż ex post – jeśli tylko dysponujemy informacjami lepszymi niż aktorzy na trapionym zawodnościami rynku.
Oczywiście planowanie demokratycznych socjalistów jest zgoła odmienne od erozji wolnej woli, jaką fundują nam Facebook czy Google przez spekulację nami na behawioralnych rynkach finansowych. Punktem wyjścia musi być tworzenie coraz „gęstszej”, silniej usieciowionej architektury partycypacji. Innymi słowy: związków zawodowych, cyfrowych spółdzielni, rad branżowych, zdalnych sondaży i samorządowych budżetów partycypacyjnych – ale nie jako listka figowego, a jako prawnie usankcjonowanej podstawy podejmowania decyzji planistycznych. To jedyna możliwa realizacja „mózgu państwa”, o potrzebie istnienia którego mówi prof. Andrzej Zybała (ale i konserwatywny ideolog Jan Rokita).
Nowe instytucje i infrastruktura publiczna
Jednak jak piszę w „Kapitalizmie sieci”, bez stworzenia nowych instytucji na miarę wieku informacji nie mamy szans na reaktywację wielkiego projektu racjonalizacji gospodarki zgodnie z potrzebami społecznymi. Zaufane przestrzenie współdzielenia danych – czyli wspólnice danych – są taką propozycją techno-instytucji dla wykorzystania pełnej wartości danych. Kapitalizm kognitywny, jak dowodzę za szkołą regulacyjną, zjadł już własny ogon i zamiera w bezruchu. Biznes pilnuje wyekstraktowanych danych jak skarbu, obywatele obawiają się o prywatność, a neoliberalni politycy czekają, aż rynek się cudownie samoureguluje. W takiej sytuacji uspołecznienie danych i zarządzanie nimi w ramach infrastruktury publicznej przełamuje wewnętrzne sprzeczności kapitalizmu i umożliwia rozwój oparty o innowacje.
Jak każda infrastruktura, cyfrowe systemy i platformy korzystają z efektów sieciowych i przez to mają charakterystykę monopoli naturalnych. Nie Marks i nie Luksemburg, a już Smith ostrzegał przed prywatną własnością monopoli użyteczności publicznej. Pozwoliliśmy jednak, by korporacyjne platformy stały się przez ekspansję niekiedy nawet globalną infrastrukturą. W rezultacie „prawo” stanowią algorytmy tych platform, a obce mocarstwa mają swobodny wgląd w życie społeczne i gospodarcze całego kraju. Publiczna infrastruktura cyfrowa jest dziś konieczna i to w tym kierunku podążają też kraje takie jak Niemcy czy Francja projektem Gaia-X. Należy tak traktować zarówno chmurę obliczeniową, jak i podstawowe aplikacje i narzędzia technologiczne służące e-administracji i stworzeniu neutralnej sfery publicznej, wolnej od dominacji cyfrowych gigantów z Zachodu czy Wschodu.
Takim celom należy podporządkować politykę zagraniczną jako narzędzie do realizacji interesów krajowych. „Wielowektorowy” wytrych służy dobrze tym, którzy wstydzą się publicznie przyznać do związków z bardzo konkretnym wektorem. Realizmem jest dziś powiedzieć, że Nowa Polska Ludowa potrzebuje Unii Europejskiej do realizacji również swoich interesów, w tym przede wszystkim silnej polityki cyfrowej, innowacyjnej i przemysłowej. Możemy pilnować polskiego prawa, ale nie wymusimy interoperacyjności platform i stosowania wspólnych, europejskich protokołów przez globalne spółki. Sojusze z krajami nordyckimi czy Trójmorzem powinny materializować się w unijnej agendzie, być może unijnej infrastrukturze cyfrowej. Wyjście do krajów Azji, Afryki czy Ameryki Południowej jest słuszne, ale nie oszukujmy się, że możemy zaoferować sami więcej niż Chiny czy USA i stąd konieczność gry zespołowej.
Modernizacja usług publicznych
W tym kontekście słowa w manifeście o „sprawnych usługach publicznych” wymagają zauważenia, że fundamentalnie zmienia się model świadczenia tych usług. Większość systemów – edukacji, ochrony zdrowia, mobilności, energii – już dziś w coraz większym stopniu opiera się o infrastrukturę systemów IT. Potrzebujemy wdrożenia asystentów AI i telemedycyny, miejskich systemów transportu autonomicznego, inteligentnej sieci energetycznej i hybrydowej edukacji z wykorzystaniem XR. Wszystkie projekty zmiany charakteryzuje konieczność systemowej przebudowy i wielkoskalowych inwestycji, jakich nie podejmie się prywatny startup, jak niektórzy wyobrażają sobie rzeczywistość gospodarczą.
Jeśli na coś nie możemy sobie pozwolić, to na reformowanie usług publicznych wyłącznie przez sypanie pieniędzy w model nie tyko niedofinansowany, ale w wielu miejscach odbiegający jakością od najlepszych standardów rynkowych. Celem socjalistów jest zarówno dostępność i jakość usług publicznych. Tyko proponując wreszcie ambitną modernizację zgodną z interesem publicznym możemy zyskać autentyczną legitymizację klasy pracowniczej. Androny o dronach w wykonaniu rządzącej prawicy mogą budzić pewną nieufność, ale to właśnie godnościowe marzenie o „milionie aut elektrycznych” zniknęło pod tromtadracją narodowo-katolicką.
Optymalizacja kosztów usług publicznych, redukcja papierowej biurokracji do zera i podnoszenie jakości przy pomocy technologii będzie dowodem słuszności, który uzasadni rosnące płace i nowe zatrudnienie w sektorze usług publicznych. Dzięki temu możemy trwale zasypać podział na rynkowych, wysoko opłacanych specjalistów i zlecających im wszystkie zadania urzędników. Część klasy menedżerskiej i specjalistów IT woli trwale pracować na rzecz interesu publicznego, jednak takie możliwości są poważnie ograniczone w świecie „nowego zarządzania publicznego”. Z drugiej strony, dzięki programom gwarancji zatrudnienia usługi publiczne mogą być właśnie napędem powstawania nowych zawodów o których zapewniają nas gazety biznesowe. Ekonomia opieki, reprodukcja społeczna i ochrona przyrody to pola, które w toku pandemii COVID-19 i kryzysu klimatycznego ujawniły się ze zdwojoną mocą.
Jesteśmy dziś bardzo daleko od żartobliwej utopii „w pełni zautomatyzowanego gejowskiego komunizmu kosmicznego”. Odzyskanie cyfrowej suwerenności, czyli potencjału do kierowania rozwojem technologii zgodnie z potrzebami obywateli i obywatelek Nowej Polski Ludowej, jest konieczne do wybrania innej ścieżki niż rozwój zależny. Nie chodzi bowiem o to, aby rekonstruować słusznie minione stadia rozwoju, ale wynosić z nich lekcję dla projektów przyszłości.
Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…