Senator Bernie Sanders, który ponownie ubiega się o nominację Partii Demokratycznej do wyścigu o fotel prezydenta USA w 2020 r. odmówił przyjęcia dotacji na własną kampanię od żony znanego jankeskiego oligarchy. Socjaldemokrata ze stanu Vermont konsekwentnie odmawia przyjmowania darowizn od możnych.
W kontekście amerykańskiego życia politycznego jest to niezwykle istotna kwestia. Jedną z zasadniczych osi sporu pomiędzy lewicowymi progresywistami z jednej strony, a liberałami i konserwatystami z drugiej jest kwestia darczyńców, którzy otaczają kandydatów i przedkładają ich sztabom gigantyczne sumy pieniędzy. Jest to jedna z dźwigni zepsucia tamtejszego życia publicznego i formą oficjalnej korupcji. Tamtejsi lewicowi komentatorzy i dziennikarze od dekad tłumaczą, iż ten mechanizm służy faktycznej kontroli władzy wykonawczej (w USA prezydent jest szefem rządu) przez koncerny, głównie zbrojeniowe, farmaceutyczne i ubezpieczeniowe. Wynikiem tego z kolei jest choćby brak systemu służby zdrowia, czy niemożność odwrotu od imperialistycznej polityki zagranicznej polegającej na ciągłych wojnach.
Noam Chomsky, znany lewicowy językoznawca i analityk w wywiadzie udzielonym BBC w 2017 r. określił kwestię dotacji jako zasadniczą i faktycznie określającą wynik wyborów.
„Jeśli spojrzeć na strukturę wpłat na konta kampanii kandydatów obu partii, to tylko ten prosty przegląd i porównanie stwarzają prognostyk o bardzo wysokim stopniu prawdopodobieństwa; innymi słowy – od tego zależy kto wygra wybory” – konstatuje Chomsky w rozmowie z Evanem Daviesem w programie Newsnight.
Bernie Sanders zauważa ten problem i wielokrotnie zwracał na to uwagę nie tylko w trakcie kampanii poprzedzającej prawybory przed nominacją na kandydatów na prezydenta, ale w ogóle w swojej działalności politycznej i traktuje tę kwestię bardzo pryncypialnie. Udowodnił to m. in. zwracając 470 dol., które otrzymał pod koniec ubiegłego tygodnia od Marty Hall, małżonki technologicznego magnata Davida Halla (szef koncernu Velodyne LIDAR z siedzibą w Dolinie Krzemowej).
Hall byłą wyraźnie niezadowolona z decyzji Sandersa. W wypowiedzi dla magazynu Forbes, który jest czymś na kształt biuletynu międzynarodowej burżuazji, nie kryła niesmaku.
„Jestem rozczarowana [tym postępowaniem Sandersa – przyp. red.] (…) Nie rozumiem dlaczego w ten sposób postąpiono. To absurd” – stwierdza Hall.
Na portalu społecznościowym Twitter odpowiedzieli jej fani Sandersa. Profil People for Bernie (ang. lud z Berniem) pojawił się wpis o następującej treści: „To absurd, że miliarderzy w ogóle istnieją”.
What’s ridiculous is billionaires existing.
— People for Bernie (@People4Bernie) November 12, 2019
Amerykański lewicowy portal Common Dreams donosi, iż o wpłacie Marty Hall na rzecz kampanii Sandersa jego służby prasowe dowiedziały się właśnie od dziennikarzy Forbesa, którzy zainteresowali się reakcją sztabu tego polityka jak i jego samego. „Dziękujemy za informację, zwracamy p. Hall całą sumę” -taka była pełna treść informacji zwrotnej.
Warto w tym kontekście przypomnieć słowa Sandersa z września br. W rozmowie z dziennikarzem The New York Times Thomasem Kaplanem powiedział m. in.: „Sądzę, że miliarderzy nie powinni w ogóle istnieć (…) Dość już tego. Zabierzemy się w końcu za miliarderów, obniżymy poziom nierówności w Ameryce i powstrzymamy to przepoczwarzanie się demokracji w skorumpowaną oligarchię”.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Jednak wyborcy Sandersa to zacni goście. Będą z nich ludzie!
Sprytna taktyka wyprzedzająca, by usprawiedliwić że przegra wybory. Przegra nie dlatego że nie ma racji (tego nie wiem), ale dlatego że będzie miał mniej kasy na kampanię. A logika lisa uczy, by przyjmować podarunki nawet od swoich wrogów, nawet jeśli sie je obróci przeciwko nim samym.
Gest więc oceniam licealnie-naiwnie. No dobra… pod publiczkę.