Na początku usiłował relatywizować winę neonazistów, twierdząc, że „nienawiść, bigoteria i przemoc” płynie „z wielu stron”. W końcu jasno nazwał rasizm rasizmem i potępił go. Do ostatniej chwili jednak podkreślał, że „nie wszyscy, którzy byli w Charlottesville to neonaziści i biali supremacjoniści”.

Donald Trump/flickr.com/Gage Skidmore

Demokraci potępili początkowe wycofanie Trumpa, który jak ognia unikał postawienia się po stronie pokrzywdzonych. Podczas pierwszej konferencji prasowej w Trump Tower prezydent usiłował udowadniać, że po obu stronach barykady były zarówno agresywne, jak i pokojowo nastawione grupy. W końcu zreflektował się po spotkaniu z z prokuratorem generalnym Jeffem Sessionsem i szefem FBI Christopherem Wrayem.

– Rasizm to zło i ci, którzy dopuszczają się zbrodni w jego imieniu – Ku Klux Klan czy neonaziści – to odrażający kryminaliści i bandyci. Potępiamy ten skandaliczny pokaz nienawiści i przemocy – stwierdził, choć nadal, w przeciwieństwie do Sessiona nadal odmawia nazwania „aktem terroru” wjechania samochodem w tłum ludzi. – Czy to było morderstwo? Czy to był terroryzm? Kierowca samochodu jest mordercą – powiedział wczoraj.

Wyraźnie widać, jak Trump usiłuje zramować wydarzenia z Charlottesville – jako poniekąd przypadkowy bandycki wyskok, nie zaś przemyślaną zbrodnię na tle ideologicznym. Nie brakuje zresztą prawicowych głosów o tym, że ofiara zajść, 32-letnia Heather  Heyer nie miała dzieci, była lewicową aktywistką, a co za tym idzie – jej śmierć nie jest dla społeczeństwa żadną stratą. Trump mniej lub bardziej świadomie takie głosy wzmacnia.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…