Ważą się losy jednej z najlepszych placówek medycznych w Polsce. Jeśli szpital w Trzebnicy nie dostanie w najbliższych tygodniach kilkudziesięciu milionów złotych, należy się spodziewać jego likwidacji.
W dolnośląskim mieście trwa walka o zachowanie lecznicy, która zyskała w ostatniej dekadzie światową sławę, dzięki przeprowadzeniu innowacyjnych zabiegów chirurgicznych. Mimo znakomitej renomy, szpital im. Św. Jadwigi Śląskiej boryka się z problemami finansowymi. Rada powiatu dała właśnie nadzieję na uratowanie placówki, desygnując 2 mln zł na rzecz spłaty zobowiązań z 2013 roku. Zadłużenie sięga jednak aż 30 mln złotych. W obecnej sytuacji jedynym rozwiązaniem jest uzyskanie wsparcia z Ministerstwa Zdrowia.
– Nie oczekujemy, że minister przyjedzie do Trzebnicy z przysłowiową walizką pieniędzy, bo to nie jest możliwe. Mamy opracowany szczegółowy program naprawczy naszego szpitala, z którego wynika, że jest możliwe wyjście z problemów w oparciu o poręczenia finansowe i finansowaniu ze strony instytucji Skarbu Państwa – mówi Henryk Szymański z komitetu na rzecz ratowania trzebnickiej lecznicy.
W marcu br. radni powiatu powierzyli zadanie uzdrowienia finansów szpitala Piotrowi Dytce, radnemu sejmiku dolnośląskiego z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Ten zlecił prywatnej firmie przeprowadzenie audytu zadłużenia i na jego podstawie opracował plan sanacji budżetowej. Projekt, zakładający rozwiązania w duchu typowo neoliberalnym, przewidywał m.in. zwolnienia grupowe i zatrudnienie części personelu na umowach śmieciowych. W obronie szeregowych pracowników stanęła miejscowa komisja „Solidarności”, a także grono cenionych lekarzy, m.in. wybitny chirurg Adam Domanasiewicz. Dytko postanowił autorytarnie stłumić bunt, zwalniając cenionego fachowca z dnia na dzień pod koniec października. Powodem zerwania kontraktu miała być szarpanina z pacjentem, do której rzekomo doszło kilka miesięcy wcześniej.
Dymisja Domanasiewicza, który zyskał światowy rozgłoś, dokonując udanej replantacji kończyn i przeszczepów rąk od zmarłych dawców, rozsierdziła radę powiatu, która podczas nadzwyczajnego posiedzenia odwołała odpowiedzialnego za zatrudnienie dyrektora Dytki starostę Waldemara Wysockiego, również kojarzonego z PiS. Jego następcą został Marek Łapiński z Platformy Obywatelskiej. Wkrótce potem pozbawiony politycznego poparcia Dytko zrezygnował ze stanowiska dyrektora. Od tego czasu zawirowania w lokalnej polityce nie pozwalają na uchwalenie planu ratunkowego. Pracownicy mają dosyć takiej sytuacji. – Szpital jest w agonii. Oczekujemy od starostwa konkretnych decyzji, które pozwolą uratować naszą placówkę – mówiła w listopadzie jednak z przedstawicielek personelu.
Na razie jednak pracownicy i lokalni społecznicy cieszą się z pomocy udzielonej przez powiat – Te pieniądze są potrzebne, by wprowadzić w życie program naprawczy. Ma on umożliwić wyjście z finansowych kłopotów i normalne funkcjonowanie – tłumaczy Henryk Szymański, który liczy jednak na większe wsparcie ze strony rządu, „aby szpital mógł służyć pacjentom i pozostał miejscem pracy dla jego pracowników”.
[crp]Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…