Zarówno dziennik „Ekonomiczeskije Izwiestija”, jak i brytyjski portal Status Quo przekonują, że Ukraina już nie może się doczekać wprowadzenia nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt autorstwa PiS.
Status Quo, cytowany przez Wirtualną Polskę, ogłasza, że Ukraina szykuje pakiet specjalnych ustaw, mających ułatwić przyszłym inwestorom otwarcie ferm, jeżeli w Polsce zostanie przegłosowany zakaz hodowli zwierząt na futra.
„Konieczne jest zapewnienie producentom futer pomocy państwa” – pisze brytyjski portal o zamiarach Ukraińców. – „Roczny eksport wart jest ok. 600 mln dol. (2,4 mld zł), a przychody ludności sięgają 250 mln dolarów.. W Polsce istnieją aż 1144 gospodarstwa hodowlane. Daje to ponad 10 tys. miejsc pracy w branży i ok. 50 tys. w powiązanych sektorach. (…) Polskie władze są pod presją obrońców praw zwierząt. Zamknięcie biznesu może okazać się dla ukraińskiej gospodarki bardzo opłacalne”.
„Ekonomiczeskije Izwiestija” potwierdzają: „Musimy stworzyć sprzyjające warunki dla firm hodowlanych. Wielu inwestorów nie chce się angażować na Ukrainie ze względu na nasze dzikie prawa – od złożoności zakupu działki po uzyskanie najróżniejszych pozwoleń. Jeśli rząd zajmie się tą sprawą i rozwiąże problemy, nie ma wątpliwości, że polskie „miękkie złoto” pojawi się w naszym gościnnym regionie”.
W związku z zakazem hodowli na futra w Polsce.
Tytuł artykułu: „Polska norko – czeka na ciebie Ukraina!”.#DobraZmiana pic.twitter.com/aV3obknqwG
— Rafał Nowaczyk (@Rafal_Nowaczyk) 9 lutego 2018
Ustawy, nad którymi ponoć rozpoczęto już pracę, mają nie tylko ułatwić zakładanie ferm, ale też pozwolić na wykorzystywanie polskich doświadczeń w umożliwieniu karmienia zwierząt odpadami mięsnymi i rybnymi.
„Gdy wzrost produkcji futer rośnie w Europie w tempie 5 proc., na Ukrainie jest to aż 20-30 proc.” – podają „EI”, zachwalając dodatkowo tanią siłę roboczą w Europie Wschodniej.
Tymczasem polski przemysł futrzarski drzy w posadach, a przedsiębiorcy lamentują, że rząd nie chce już konsultować z nimi dalszych zmian, po tym jak kilka niezależnych źródeł zdemaskowało zawyżanie przez nich danych o wypracowanych zyskach i zatrudnieniu. – Mimo naszych próśb, maili, telefonów absolutnie nikt nie chce się z nami spotkać, nikt nie chce z nami rozmawiać – skarży się Radiu Maryja Szczepan Wójcik, prezes Instytutu Gospodarki Rolnej i hodowca. – Pod płaszczykiem ochrony zwierząt tak naprawdę niszczy się polskie rolnictwo, polską gospodarkę. To jest właśnie ta ideologia, która dzisiaj nakazuje zrównanie zwierząt z ludźmi, a często nawet postawienie tych zwierząt znacznie wyżej, ponad człowieka.
Natomiast Marek Miśko, dyrektor związku Polski Przemysł Futrzarski – również w mediach ojca Rydzyka, bo w TV Trwam – złorzeczy posłowi Krzysztofowi Czabańskiemu, który „nigdy nikogo nie zatrudniał, nie stworzył żadnego przedsiębiorstwa od zera, więc nie ma pojęcia, co znaczą aktywa hodowców, warte 7 mld zł”.
Gdyby w sporze o hodowlę zwierząt na futra chodziło o kwestie merytoryczne, ferm nie byłoby już dawno. Niestety na razie jest tak: https://t.co/BjHVkaisEt
— Krzysztof Witalewski (@witalewski) 16 lutego 2018
– Polska jest atakowana ze wszystkich stron. Zarzuca nam się prowadzenie obozów koncentracyjnych i odpowiedzialność za II wojnę światową. Dodatkowo więc nasi politycy ogłaszają jeszcze za granicą, że tu jest siedziba zła i barbarzyństwa – mówił na antenie i dzięki tej wypowiedzi został nowym trybunem hodowców. Stwierdził również, że polski przemysł futrzarski dba o standardy, a to, co pokazują aktywiści prozwierzęcy to margines z nielegalnych hodowli „sprzed 6-10 lat”: – To tak, jak w bloku gdzie mieszka 500 rodzin, jeden mąż biłby swoją żonę. Czy to oznacza, że wszystkich mężczyzn z tego bloku należałoby zamknąć do więzień?
Od listopada, kiedy grupa posłów PiS złożyła projekt nowelizacji ustawy, zamykającej całkowicie polskie fermy, trwa zaciekła walka futrzarzy o sumienia polityków.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Nie ma sprawy. Przecież to nie Polski chodzą w futrach. Dla bogaczy produkować nie będziemy. Nowe polskie pany, bez względu na narodowe i społeczne pochodzenie, słusznie nawiązują do wiekowych tradycji najlepszych czasów wprowadzenia szlacheckich rządów w Polsce. To przecież polska szlachta wykluczała ze stanu szlacheckiego, jeśli bene natus zajmował się handlem.. O przypisaniu chłopa pańszczyźnianego do ziemi nie ma co pisać. Oddanie handlu zagranicznego w ręce gdańskich kupców mówi samo za siebie. Alternatywą pozostawał Królewiec. Dziś po dumnym pokazaniu kto czym rządzi ograniczono do minimum handel z Rosją, oddając wielkodusznie, albo bezmyślnie rynek dla innych. Ukraina tylko czeka na piękną propozycje i spokojnie oleje protesty obrońców praw zwierząt, tym bardziej, że od blisko trzydziestu lat sklepy futrzarskie prowadzone przez Ukraińców można spotkać w całej Europie. Wprawdzie Polacy żyją w złudnym przeświadczeniu, że jesteśmy filtrem do Unii, ale to kolejny mit i samochwalstwo.