15 lipca 2021 r. Rada Najwyższa Ukraina głosami 291 deputatów przyjęła dymisję Arsena Awakowa, dotychczasowego ministra spraw wewnętrznych. Odchodzi „szara eminencja” życia publicznego pomajdanowej Ukrainy… chociaż nawet takie określenie wydaje się zbyt oszczędne, by określić pozycję, wpływy i moc sprawczą tego polityka.

Awakow był ministrem od 2014 r. Działał przy dwóch prezydentach, w rządach pięciu premierów. Skupiał w swoich rękach nie tylko organy podporządkowane konstytucyjnie MSW. Swoje wpływy poszerzał poprzez swoich ludzi usadowionych w kierowniczych gremiach różnych organizacji paramilitarnych, znanych z walk na wschodzie Ukrainy (w Donbasie). Przez Andrija Biłeckiego kontrolował m.in. osławiony pułk „Azow”. Ta z kolei struktura była po Majdanie punktem odniesienia dla sieci paramilitarnych, skrajnie prawicowych ugrupowań w całym kraju: od charkowskiego Freicorp, poprzez neonazistowską S-14 z Kijowa po Karpacką Sicz działającą na Zakarpaciu. Miała też swoją partię (Korpus Narodowy) i uliczną bojówkę (Drużyny Narodowe). Członkowie pułku i pozostałych organizacji paramilitarnych, utrzymują żywe kontakty z podobnymi grupami z Zachodu Europy w swoistej skrajnie prawicowej międzynarodówce.

Awakow miał więc o wiele większe wpływy i możliwość kształtowania sytuacji nad Dnieprem niż wynikało to z jego jurydycznych i konstytucyjnych prerogatyw.

Jest to człowiek niezwykle samodzielny, bezwzględny, nie cofający się nawet przed przemocą dokonywaną osobiście, nie podlegający jakimkolwiek sugestiom czy nakazom. Swojego czasu podczas posiedzenia rady ministrów potrafił zetrzeć się z ulubieńcem naszych, polskich salonów Micheilem Saakaszwilim, gdy ten próbował rozdawać na Ukrainie karty. Jego rosnące ciągle wpływy i pozycja budziły od dawna zaniepokojenie wśród posłów frakcji parlamentarnej „Sług ludu”, w rządzie Denysa Szmyhala, ale także w otoczeniu prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Z ocen części znawców naddnieprzańskich stosunków politycznych wynika, iż głównym oponentem Awakowa był zawsze szef biura prezydenta, Andrij Jermak.

Pozycja Awakowa była nad wyraz dwuznaczna, zwłaszcza kiedy dochodziło do zajść i protestów ulicznych, organizowanych przez skrajnie prawicowych „aktywistów”. Działania prezydenta nie raz im się nie podobały; na ul. Bankowej, pod siedzibą prezydenta Ukrainy nie tylko wznoszono obraźliwe okrzyki przeciw Zełenskiemu, ale też dokonywano aktów wandalizmu, niszczono fasady budynków. Policja zawsze interweniowała, zatrzymywała najbardziej krewkich i agresywnych „patriotów”, ale żadnych sankcji czy postępowań nie podejmowano. Awakow nad tymi strukturami i ludźmi roztoczył swoisty parasol bezpieczeństwa.

Dymisja Awakowa to przejęcie kontroli nad MSW. Wyraźny sukces Zełeńskiego, domknięcie procesu monopolizacji nadzoru nad resortami bezpieczeństwa przez jego administrację. Jedyną instytucją, której szef obecnie nie podlega Bankowej, pozostaje Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy. Co prawda Awakow w 2019 r. poparł Zełenskiego w kampanii wyborczej, ale zaufania między nimi nie było.  Otoczenie Zełeńskiego cały czas dążyło do osłabienia wpływów lub odwołania Awakowa, jednak działało – jak widać – ostrożnie, obawiając się wspomnianych koneksji Awakowa w środowiskach tzw. „patriotów” i ewentualnego wzmożenia dynamiki ulicznych protestów. Intensywną krytykę poczynań Ministerstwa kierowanego przez Awakowa skierowano ostatnio w stronę nieudolności i opieszałości policji w wyjaśnianiu głośnych zabójstw dziennikarzy – Ołesia Buziny i Pawła Szeremeta. Wiele dróg w tych sprawach prowadzi do środowisk, nad którymi parasol roztaczał Awakow.

Awakow napisał prośbę o dymisję zaraz po spotkaniu z nowym ambasadorem USA w Kijowie Georgem P. Kentem.

Swe pierwsze spotkanie w stolicy nad Dnieprem dyplomata ten odbył właśnie z Awakowem, pomijając prezydenta, wywołując prawdziwą złość na Bankowej. Można domniemać, iż Awakow prowadzi z Amerykanami jakąś własną grę, a nie zapominajmy, że ekipa prezydenta Bidena bardzo niechętnie patrzy na większość ukraińskich elit politycznych. Dobrze pamięta, jak zachowywał się Zełenski w sprawie skandalu z Hunterem Bidenem i firmą Burisma. W Awakowie może widzieć kolejnego kandydata na amerykańskiego namiestnika nad Dnieprem. To rola, na którą Arsen Borysowycz zgodzi się z entuzjazmem.

Nie ma bowiem wątpliwości, że Awakow po wymuszonym urlopie będzie próbował powrócić na scenę polityczną. Zapewne już w następnych wyborach i zapewne z ambitnym zamiarem przebudowania systemu politycznego Ukrainy w kierunku republiki kanclerskiej, by zredukować rolę prezydenta na rzecz premiera. Plan nie jest bez szans: popularność prezydenta Zełenskiego oscyluje w granicach 30 proc., jego partii – już tylko 20 proc. A przeciwników im przybywa: nie tylko w gronie oligarchów, których pod pozorem de-oligarchizacji rząd ściga i próbuje zmienić w swoje bankomaty. Nieśmiało w perspektywie przyszłych bojów tak o parlament, jak i o Bankową padają takie nazwiska potencjalnych sojuszników Awakowa: Julia Tymoszenko (czemu nie, z kim ona już nie szła w koalicji?), sponiewierani oligarchowie jak np. Igor Kołomojski czy Wadim Rabinowicz, a może nawet Wiktor Medwedczuk (chociaż jego zaplecze polityczne zdaje się wykluczać z tym, jakie stworzył Awakow).

Powie ktoś – to absolutnie niemożliwe, zbyt wiele ich dzieli politycznie, o emocjonalnych uprzedzeniach nawet nie warto mówić. Ale na Ukrainie nie takie alianse i koalicje zawierano doraźnie w przeszłości. Nie tacy niedawni wrogowie szli ręka w rękę po władzę, by z czasem skoczyć sobie do gardeł. Czas pracuje chyba dla Awakowa, silnej osobowości, klasycznego „mocnego człowieka”, a takiego może chcieć wyborca – sponiewierany, wielokrotnie oszukany, rzucony przez elity na pastwę losu.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…