To wyrok przełomowy. Pierwszy raz przed polskim sądem zapadło prawomocne orzeczenie, na mocy którego frankowiczka ma oddać bankowi dokładnie taką samą kwotę, jaką pożyczyła.
W 2008 r. kobieta wzięła na budowę domu kredyt w kwocie bliskiej 486 tys. złotych. A potem kurs franka zaczął rosnąć. Po dziesięciu latach spłacania rat bank domagał się zwrotu dalszych 500 tys. Wtedy frankowiczka wystąpiła z pozwem o unieważnienie umowy kredytowej w całości lub w części dotyczącej przeliczania kredytu z wykorzystaniem kursów walut. Domagała się również zwrotu 85 tys. złotych, które spłaciła w ramach indeksacji zadłużenia według mechanizmu, jaki był dla niej niekorzystny.
Kobieta powoływała się na fakt, że umowa kredytu zobowiązuje kredytobiorcę do zwrotu otrzymanych pieniędzy plus prowizja i odsetki, nie ma natomiast w prawie bankowym mowy o pokrywaniu strat powstałych w wyniku wahań kursów walut. Argumentowała także, że umowa kredytowa w obcej walucie nie spełnia prawnej definicji takiej umowy, gdy prawdopodobna jest niekorzystna dla klienta zmiana kursów. Sąd zarówno pierwszej, jak i drugiej instancji nie miał wątpliwości, że bank w całości wiedział, z jakim ryzykiem dla klientki wiąże się podpisanie umowy. O przewidywanych zmianach kursu franka szwajcarskiego uprzedzały Komisja Nadzoru Finansowego, Związek Banków Polskich i NBP.
– To pierwszy tego typu wyrok w skali kraju na poziomie sądu apelacyjnego, który wywołuje wiążący skutek dla banku i jego klienta – powiedział „Rzeczpospolitej” pełnomocnik kobiety. Przypomniał przy tym, że bank ma jeszcze możliwość złożenia skargi kasacyjnej i raczej na pewno tak postąpi. Jeśli jednak wyrok, który utrzymał się w drugiej instancji, w ostatecznym rozrachunku zostanie utrzymany w mocy, kobieta nie będzie musiała płacić ani złotówki ponad kwotę niegdyś pożyczoną.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Wyrok sądu jak najbardziej popieram… jeśli jednak – jak słychać – państwo zacznie finansowo wspierać dobrze uposażonych kredytobiorców, którzy będąc w pełni władz umysłowych zaryzykowali na własny rachunek by kupić mieszkanie, to wesprze ich pieniędzmi biedoty, która nawet nie miała możliwości zaryzykować by zostać kredytobiorcą i nadal nie ma gdzie mieszkać. Czy jednak po kapitalistycznym państwie można się spodziewać czego innego?
Biednym kredytów nie dają