– Kiedy możni szykowali się do ucieczki za granicę, klasa pracująca szykowała się do obrony miasta – wspominał Marian Kenig, dowódca Robotniczej Brygady Obrony Warszawy, ochotniczej formacji powołanej z inicjatywy PPS we wrześniu 1939 r. Tych zapomnianych bohaterów uczcili 6 września w Warszawie działacze lewicowi i związkowi.
Na wstępie Jeremi Galdamez w imieniu Stowarzyszenia Ochotnicy Wolności przypomniał historię Brygady. Opowiedział, jak w pierwszych dniach września działacze Polskiej Partii Socjalistycznej nie mieli wątpliwości, że walkę z faszyzmem, którą prowadzili w latach poprzednich, teraz przyjdzie im kontynuować, stawiając bezpośredni opór najeźdźcom. Opowiedział, jak od 9 września prowadzono nabór do robotniczej jednostki, która, jak napisano w odezwie PPS, walczyć miała jako „jako jednostki wojskowe zdyscyplinowane i karne świadome, że walczą o Niepodległość, Polskę, Wolność i Sprawę Robotniczą”. Zainteresowanie wstąpieniem w ich szeregi było ogromne, jednak, jak przypomniał Jeremi Galdamez, dla rządzących Polską wizja uzbrojonych robotników wydawała się bardzo groźna. Chociaż nie było żadnych podstaw zakładać, że proletariusze związani z PPS i bliskimi jej związkami zawodowymi zwrócą swoją broń przeciwko rządowi Polski, w momencie, gdy ta broniła się przed niemieckim najazdem, robotniczych ochotników i tak skierowano w Warszawie jedynie do prac pomocniczych, saperskich, do łączności. Dywizja, w skład której włączono Brygadę, została posłana na pierwszą linię frontu dopiero 26 września, dzień przed kapitulacją. Sama zaś kapitulacja, mówił Galdamez, robotników wyjątkowo wzburzyła.
O tym, że PPS-owscy obrońcy stolicy nie są bohaterami masowej pamięci, mówił poseł Adrian Zandberg, który przybył na uroczystość przy ul. Wareckiej razem z klubowym kolegą Maciejem Koniecznym i delegacją Lewicy Razem. Zaznaczał, że lewica w Polsce zapisała wspaniałe, heroiczne karty – walnie przyczyniła się do odzyskania niepodległości, walczyła z rodzącym się faszyzmem, starała się powstrzymywać rozwijający się przedwojenny polski szowinizm, po 1939 r. nigdy nie złożyła broni w walce z hitlerowskim okupantem. O aktualności walki prowadzonej ongiś przez PPS mówiła również Urszula Łobodzińska, reprezentantka kolektywu Przychodnia oraz Inicjatywy Pracowniczej. Podkreśliła, że dla warszawskich robotników o lewicowych przekonaniach aktywny udział w obronie Warszawy był sprawą oczywistą – nie tylko kwestią przywiązania do polskiej ojczyzny, ale też kontynuacją dawnego zaangażowania w manifestacje antyfaszystowskie i antynacjonalistyczne. Brygada robotnicza powstawała na zasadzie proletariackiej samoorganizacji – i tak też, zaznaczyła mówczyni, powinni się dziś organizować lokatorzy i pracownicy, by skutecznie bronić swojego interesu.
Nie zapomniano o kobietach z klasy robotniczej zaangażowanych w służbę sanitarną i pomocniczą oraz o tym, że swoich aktywistów do walki w obronie Warszawy mobilizował również żydowski Bund.
Występujący podczas uroczystości przedstawiciel PPS przypomniał kilka mniej znanych faktów z historii obrony Warszawy: m.in. to, że to robotnicy-tramwajarze związani z socjalistyczną partią zbudowali słynną barykadę z wagonu na Ochocie, umożliwiając zatrzymanie pierwszych niemieckich czołgów. Dzięki temu stolica nie upadła już po kilkudziesięciu godzinach, lecz broniła się ponad dwadzieścia dni. Również to socjaliści doprowadzili do przywiezienia do Warszawy z Palmir pocisków artyleryjskich na użytek obrony miasta.
Na zgromadzeniu, które odbyło się przy kamieniu przy ul. Wareckiej 5/7 upamiętniającym przedwojenną siedzibę PPS oraz tworzenie przez nią ochotniczych oddziałów do obrony Warszawy, byli obecni również przedstawiciele Związkowej Alternatywy, Organizacji Młodzieżowej PPS, działacze lewicy społecznej i związków zawodowych, razem kilkadziesiąt osób.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…