Dokucza ci nadwiślański siermiężny ciemnogród? Jedź do USA – zażyj uroku cywilizacyjnego wstecznictwa w teksańskim wymiarze. Tak oto wygląda zmakdonaldyzowane orzecznictwo.
Chrześcijański fundamentalizm jest niewątpliwie jednym z naczelnych problemów kulturowych polskiego
społeczeństwa. Hegemonia katolickiego obłędu jest jednym z wielu dowodów na nasz codzienny polityczny infantylizm i ogólny brak socjalnych kompetencji. Brak nam intuicji filozoficznej, w polityce kierujemy się en masse jakimiś estetycznymi lub pseudomoralnymi instynktami, dość zresztą utemperowanymi. Tam, gdzie ludzie głosują nie portfelem, lecz wyłącznie „za aborcją” lub „przeciw zabijaniu nienarodzonych” w najlepsze hulają demony politycznej i społecznej antymaterii – tj. mistycznej bezmyślności. Interes ekonomiczny wyparty został przez puste rytuały, patologiczne konwenanse i samozwańcze lub oktrojowane przez media autorytety – zbiór tych zjawisk zwie się w polskiej przestrzeni właśnie kulturą lub moralnością. W rzeczywistości jest ideologią, która formatuje społeczeństwo i tworzy dla niego szczególny kierat złożony między innymi z tych dwóch pojęć.
Nie jest to odkrycie nowe, ani nawet nie jest ono marksistowskie. Tak samo, jak chrześcijański integryzm. Dziś niełatwo o tym pisać, gdyż główny nurt od słynnych ataków na wieże WTC w Nowym Jorku straszy nas programowo fundamentalizmem muzułmańskim. Tymczasem to nie gdzie indziej, jak w centralnym – geograficznie rzecz ujmując – punkcie Starego Kontynentu senatorowie wygłaszają tak horrendalne bzdury na temat in vitro, że nawet mało elastyczne umysły przyprawiały one o śmiech i wymioty na przemian. To właśnie tutaj wszak szef zarządu lokalnego kościoła powszechnego był uprzejmy wyjaśnić pospólstwu, iż pedofilii księży winne są dzieci, które „lgną”. To nad Wisłą przecież popowi katoliccy celebryci twierdzą, że szczepienia prowadzą do rozwiązłości seksualnej, a okazjonalnie przywiązują psy do bramy w pełnym słońcu przy niemal czterdziestostopniowym upale.
– Ciemnogród! – zakrzyknie rzesza oburzonych. Słusznie. Niemniej, warto naszym postępowym aktywistom i komentatorom przypominać co jakiś czas o konieczności utrzymania pewnego poczucia proporcji. W Polsce trwa jednak od dobrej dekady poważna wojna kulturowa, którą mamy szansę wygrać. A w takich na przykład Stanach Zjednoczonych istnieje Teksas. W tymże Teksasie zaś jest sobie hrabstwo Smith. W tymże hrabstwie pracuje sędzia Randall Rogers. Starszy dżentelmen w okularach. Na początku sierpnia przyszło mu rozstrzygać w sprawie dot. pobicia. Jego sprawcą był niejaki Josten Bundy, młody mężczyzna. Przyczyną jego fizycznej napaści na rówieśnika był fakt, iż ten ostatni obrażał konkubinę Bundy’ego i czynił to w sposób nader cyniczny i obraźliwy. Późniejszy oskarżony – jak sam wyznał w sądzie – wziął sprawy w swoje ręce.
– Czy była tego warta? – spytał sędzia Rogers oskarżonego, co potwierdzają stenogramy z rozprawy.
– Wysoki sądzie, posunąłem się za daleko, zdaję sobie z tego sprawę. Odebrałem lepsze wychowanie, ale muszę też uczciwie przyznać, że będąc wychowanym w rodzinie z czterema siostrami, gdy słyszę tego rodzaju wulgarne kalumnie wypowiadane w stronę kobiet za każdym razem postąpiłbym tak samo – odpowiedział Bundy.
Wówczas sędzia podrapał się po głowie i postanowił dać Bundy’emu pewną szansę. Nakazał mu ożenić się z kobietą, która była obiektem jego ciepłych uczuć, a zgoła odmiennych mężczyzny, któremu Bundy przyłożył, w ciągu 30 dni. Dodatkowo sędzia Rogers zobowiązał krzepkiego – wciąż kawalera – do przepisania wskazanych wersetów Pisma Świętego i okazania mu ich do wglądu.
Nie trzeba chyba dodawać, że Elizabeth Jaynes, która była podmiotem okoliczności, jakie wywiodły całą sprawę do sądu, nie została przez sędziego Rogersa zapytana, czy chce poślubić swego konkubenta. Ale, by zaakcentować jej przedmiotowość, był on uprzejmy kazać jej wstać podczas, gdy zobowiązywał Bundy’ego do ożenku proponując mu – jako alternatywę – 15 dni aresztu bez możliwości powiadomienia o swoich przełożonych o nałożonej na niego karze. Fakt, iż zawarcie związku małżeńskiego zostało przez sędziego potraktowane jako sprowadzenie na mężczyznę dolegliwości o wymiarze, no, wprawdzie nie wyroku, ale postanowienia sądowego, wydaje się także zasługiwać na odnotowanie.
Najważniejszym spostrzeżeniem, które możemy jako obywatele Polski wywieść z opisanej powyżej sytuacji jest fakt, iż skrót USA, którego brzmienie wywołuje przyspieszenie rytmu serca każdego tutejszego patrioty, jest niedoścignionym wzorcem nie tylko w zakresie „nowoczesnej gospodarki” i „prawdziwej polityki”, ale także w sądownictwie i ogólnym dążeniu do instytucjonalizacji mroków średniowiecza.
Sędzia Rogers pokazał, że nasi wydający wyroki w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej mają przed sobą jeszcze wiele ugoru, który swobodnie przepoczwarzyć można w żyzną glebę kiełkującą chrześcijańskim talibanem. Wybierajcie dalej PO, PiS czy inne patriotyczne stronnictwa, a przekonacie się już niedługo, że nakaz tysiąckrotnego przepisana zdania „Nie będę bił kolegi z klasy”, to nie tyko wspomnienie ze szkolnej ławki. To bowiem również nasza przyszłość.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
redaktorze stanisławski, stany zjednoczone ameryki to trochę większy obszar niż teksas i reszta tzw. „bible belt”.
Dziękuję. Nie wiedziałem.
Bojan
P.S. Uroczy nick.
Dobrze za strony sędziego, że nie kazał przyszłej małżonce zajść w ciążę, choć może jakieś następstwo przewidywał.