Dwaj kandydaci na prezydenta Stanów Zjednoczonych – republikański prezydent Donald Trump i kandydat Partii Demokratycznej Joe Biden – starli się w ostatniej przed głosowaniem (3 listopada) debacie telewizyjnej, która była dużo mniej kakofoniczna, niż poprzednia. Biden nie używał już słów pod adresem przeciwnika, jak „kłamca”, „rasista”, czy „pajac”, a Trump nie rozkazywał mu „się zamknąć”. Żadnemu nie udało się znokautować przeciwnika.

 

Oczywiście zaczęło się od koronawirusa. Biden zaatakował z miejsca deklarując, że „ktoś, kto odpowiada za tyle śmierci, nie może zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych”. Biden mówił o zarządzaniu epidemią, a nie o wojnach, czy wielokierunkowych sankcjach zagranicą. Zapowiedział „ciężką zimę”, a Trump zareagował zarzutem, że Biden chce lockdownu.

Po lewej Trump, po prawej Biden. youtube

Zgodnie z zapowiedziami, Trump atakował Bidena od strony korupcji, szczególnie podejrzanych zarobków jego syna Huntera w Chinach i na Ukrainie, z czasów, gdy Biden był wiceprezydentem przy Baracku Obamie. Biden pokazał się wtedy jako opiekun i obrońca rodziny oraz podkreślił, że sam nigdy nie brał pieniędzy z zagranicy. „Niech pan nie próbuje prezentować się jako niewiniątko” – ripostował Trump.

Debata w znacznej części dotyczyła spraw zagranicznych, co Biden wykorzystał, by potępić stosunki prezydenta z przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem: „on go legitymizował, rozmawiał z nim jak z przyjacielem , a to jest złoczyńca”. Gdy Trump, wprost przeciwnie, chwalił się „uniknięciem wojny jądrowej” i „bardzo dobrymi” relacjami z Kim Dzong Unem, Biden rzekł „To tak jak mieć dobre stosunki z Hitlerem przed jego najazdem na Europę”, czyli Demokraci tradycyjnie wybraliby raczej wojnę.

Kandytat Demokratów nie omieszkał też uderzyć w Trumpa w temacie imigracji, szczególnie „kryminalnej” polityki wobec dzieci imigrantów. Według organizacji obrony praw człowieka, do tej pory nie udało się odnaleźć rodziców 545 dzieci, po rozdzieleniu rodzin przez administrację. Biden przeszedł wtedy nagle na stosunkowo odważne oświadczenie, że „stopniowo odwróci się od przemysłu naftowego”, a Trump pytał retorycznie, czy Teksas, Ohio i Pennsylwania, oraz stany „obrotowe” wyborczo, bardzo ważne dla wyniku wyborów, to zapamiętają.

Prezydent bez kompleksów demonstrował swój klimatosceptycyzm, przekonywał, że powietrze i woda w Stanach są „najczystsze” od lat i jednym ruchem ręki odrzucił energie odnawialne w imię ochrony przyrody, tłumacząc, że wiatraki „zabijają wszystkie ptaszki”.

Komentatorzy zauważyli metamorfozę Trumpa, był dużo spokojniejszy, lecz zastanawiają się, czy to już nie za późno. Biden zachowuje przewagę sondażową wokół 9 proc., ale co do stanów „obrotowych”, może być różnie.

paypal

 

 

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Rząd zrzuca maskę

Dzisiejszy dzień przejdzie do historii jako symbol kolejnej niedotrzymanych obietnic przed…