12 maja br. przypada 90. rocznica przewrotu majowego. Od 1989 roku trwa nieustanna gloryfikacja okresu II RP i postaci Józefa Piłsudskiego, co w znaczący sposób uniemożliwia dokonanie w przestrzeni publicznej obiektywnej oceny wydarzenia, które zapoczątkowało trzynastoletni okres dyktatorskich rządów sanacji.
Jak współczesna propaganda historyczna przedstawia to wydarzenie świadczy już tylko sama okładka rocznicowego numeru „Uważam Rze. Historia”, na której na tle portretu Piłsudskiego czytamy w tytule: „Na ratunek Ojczyźnie. 90. rocznica przewrotu majowego”. Ten „ratunek Ojczyzny”, czyli zorganizowany przez Piłsudskiego zamach na konstytucyjne organy państwa, pociągnął za sobą 379 ofiar śmiertelnych (215 żołnierzy i 164 cywilów) oraz 920 rannych (606 żołnierzy i 314 cywilów).
Nikt dzisiaj o tych ofiarach nie pamięta, a wypadałoby. Zwłaszcza, gdy co roku w grudniu ma miejsce wielki krzyk o ofiary stanu wojennego, których było kilkanaście (liczbę 100 ofiar stanu wojennego IPN wziął z sufitu).
Rządy sanacji ewoluowały od miękkiego autorytaryzmu (1926-1930), poprzez już bardziej twardy autorytaryzm z Brześciem i Berezą (1930-1935), do jakiegoś preludium totalitaryzmu (1935-1939). W rezultacie zmanipulowanych wyborów parlamentarnych z września 1935 roku jedynym stronnictwem politycznym w Sejmie byli już tylko piłsudczycy, którzy w 1937 roku utworzyli monopartię o nazwie Obóz Zjednoczenia Narodowego (przez przeciwników przezywany Ozonem). To nie komuniści w 1948 roku wprowadzili w Polsce jako pierwsi rządy monopartyjne, ale sanacja po 1935 roku. Konstytucja kwietniowa z 1935 roku redukowała ustawodawczą rolę Sejmu i wyposażała prezydenta – odpowiedzialnego tylko przed Bogiem i historią – w ogromną władzę. Dawała więc obozowi sanacyjnemu narzędzia do uprawiania rządów totalitarnych. Nasuwa się w związku z tym pytanie, czy gdyby nie było drugiej wojny światowej monopartyjne rządy Ozonu doprowadziłyby do powstania państwa totalitarnego czy nie? Czy bez „sowieckiej okupacji” mogła powstać polska, niepodległa i patriotyczna wersja totalitaryzmu? I czy wówczas obecni potępiacze PRL też by potępiali ten autentycznie polski i suwerenny totalitaryzm?
Piotr Zychowicz na łamach „Uważam Rze. Historia” wystąpił z następującą oceną przedwojennej Polski: „Czy II Rzeczpospolita była państwem idealnym? Oczywiście nie. Kraj ten miał swoje wady, żeby wymienić tylko obszary biedy na wschodzie kraju, których nie udało się zlikwidować. Drastyczne spory polityczne czy głupią i krótkowzroczną politykę wobec obywateli narodowości innych niż polska. A wreszcie fatalne kierownictwo polityczne, które przejęło schedę po marszałku Piłsudskim i lekkomyślnie doprowadziło państwo do katastrofy. Mimo to międzywojenna Polska jest państwem, z którego jesteśmy dumni. Państwem, które pozostaje dla nas niedoścignionym wzorem. Podobnie jak tworzący ją ludzie, którzy tak bardzo różnili się od obecnych Polaków. Dwudziestolecie międzywojenne – mimo że zakończyło się dla nas tak tragicznie – jest okresem wielkiego sukcesu Polski”[1].
Czy rzeczywiście międzywojenna Polska jest państwem, z którego jesteśmy dumni i czy rzeczywiście jedynymi wadami tego państwa były bieda na Kresach Wschodnich (czy tylko tam?) i „drastyczne spory polityczne” (eufemizmem tym Zychowicz przykrył m.in. prześladowanie opozycji przez sanację). Pisząc, że II RP pozostaje niedoścignionym wzorem i „okresem wielkiego sukcesu Polski”, Zychowicz wpisuje się w dogmat polityki historycznej III RP, wedle którego II RP była niemal doskonała, a PRL pod każdym względem zła i na dodatek „narzucona przez obce mocarstwo”. Swój panegiryczny stosunek do II RP publicysta „Uważam Rze. Historia” próbuje łagodzić wzmianką o „fatalnym kierownictwie politycznym po śmierci Piłsudskiego”. Ma tutaj jednak ma na myśli to, że w 1939 roku kierownictwo II RP nie zawarło zbawiennego, jego zdaniem, sojuszu z Niemcami hitlerowskimi.
Owszem, można i należy być dumnym z takich osiągnięć jak gospodarcze scalenie trzech zaborów, budowa Gdyni i Centralnego Okręgu Przemysłowego, rozwój nauki i kultury narodowej. Czyli z osiągnięć, które w pierwszej kolejności należy przypisywać narodowi, a nie konkretnej władzy. Nie można być natomiast dumnym z politycznego oblicza II RP i to zarówno tego sprzed jak i po 1926 roku.
Nie można być dumnym z zamordowania prezydenta Gabriela Narutowicza, skrytobójczego zamordowania gen. Włodzimierza Ostoi-Zagórskiego[2] i doprowadzenia do śmierci (w następstwie bezpodstawnego uwięzienia) generałów Bolesława Jaźwińskiego i Tadeusza Rozwadowskiego. Nie można być dumnym z ułomnej demokracji parlamentarnej w latach 1919-1926 i autorytarnej dyktatury po przewrocie majowym. Nie można być dumnym z samego przewrotu majowego, łamania Konstytucji przez Piłsudskiego, nadużyć wyborczych w 1928, 1930, 1935 i 1938 roku, przeprowadzonych w atmosferze terroru „wyborów brzeskich” 1930 roku, uwięzienia przywódców opozycji w twierdzy brzeskiej i ich pokazowego procesu sądowego, Berezy Kartuskiej, bicia na osobisty rozkaz Piłsudskiego oponentów politycznych przez bojówki umundurowanych oficerów, tysięcy więźniów politycznych, cenzury represyjnej, getta ławkowego oraz metod dialogu społecznego, które najczęściej sprowadzały się do siłowego tłumienia strajków.
Tylko w czasie tzw. „wyborów brzeskich” w 1930 roku aresztowano z przyczyn politycznych 5 tys. osób. Instytucji fałszowania wyborów, „nieznanych sprawców” i „ścieżek zdrowia” nie wymyśliła „komuna” po 1945 roku. Wszystko to było stosowane już przez sanację w latach 1926-1939.
Przy okazji 90. rocznicy przewrotu majowego warto przypomnieć jeszcze jedną wstydliwą, a obecnie całkowicie przemilczaną kartę rządów sanacji – czyli brutalne tłumienie protestów społecznych, mających przeważnie podłoże ekonomiczne.
Prezydent Andrzej Duda podczas ubiegłorocznych uroczystości rocznicowych pod pomnikami w Gdyni i Szczecinie ubolewał nad tym, że III RP nie rozliczyła PRL-owskich „oprawców” odpowiedzialnych za krwawe stłumienie strajków w grudniu 1970 roku, kiedy zginęło 41 osób[3]. Niestety prezydent Duda nie zauważył, że w II RP postępowano ze strajkującymi tak samo, a nawet brutalniej. Zwłaszcza po 1926 roku prowadzono dialog społeczny przy pomocy karabinów i to w sensie dosłownym. Premier i minister spraw wewnętrznych, gen. Felicjan Sławoj-Składkowski, w wystąpieniu przed komisją budżetową Sejmu 24 stycznia 1938 roku podał następujące liczby zabitych w wyniku siłowego tłumienia przez policję strajków i manifestacji w latach 1932-1937: 1932 rok – 141 zabitych, 1933 rok – 145 zabitych, 1934 rok – 118 zabitych, 1935 rok – 143 zabitych, 1936 rok – 157 zabitych, 1937 rok – 114 zabitych, w tym 44 podczas tłumienia powszechnego strajku chłopskiego[4].
Znamienne jest, że najwięcej ofiar było w latach 1935-1936, a więc już po przejściu światowego kryzysu gospodarczego. Przyczyny były dwie: nadal utrzymująca się stagnacja gospodarcza oraz brutalizacja metod tłumienia protestów społecznych, związana nierozłącznie z polityką gen. Sławoja-Składkowskiego. Na temat pierwszej ze wspomnianych przyczyn tak wówczas pisał związany z obozem narodowym publicysta Adam Grzymała-Siedlecki: „Oblewa nas już istna powódź nędzy. Statystyka wykazuje zatrważającą ilość ludzi pozbawionych pracy (…). A każda cyfra w statystyce i poza statystyką – to niekończące się nigdy, beznadziejne dni niedostatku, niedojadania, często dosłownego głodu, rozpaczliwych warunków mieszkania, strzępów, wiszących na ciele zamiast ubrania”[5].
Do jednych z bardziej dramatycznych wydarzeń doszło w Krakowie i Lwowie podczas tzw. „krwawej wiosny” 1936 roku. Na początku marca 1936 roku w Krakowie rozpoczął się strajk okupacyjny w Polsko-Szwajcarskiej Fabryce Czekolady „Suchard” SA, a wkrótce potem w Polskich Zakładach Gumowych „Semperit”. 20 marca policja usunęła siłą strajkujących w „Sempericie”. W odpowiedzi na to OKR PPS i Rada Związków Zawodowych proklamowały na 23 marca jednodniowy strajk powszechny. W zaplanowanym terminie najpierw odbył się wiec z udziałem 10 tys. osób przy ulicy Warszawskiej, po czym jego uczestnicy – mimo braku zezwolenia – ruszyli w kierunku Rynku Głównego. Na ulicy Basztowej pochód zatrzymała blokada policji. Doszło do starć manifestujących z policją, która użyła broni. Zginęło 8 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych.
Te tragiczne wydarzenia następująco skomentował kardynał Adam Sapieha w orędziu, które odczytano w krakowskich kościołach pod koniec marca: „W kraju szerzy się okropna nędza. Robotnik, wieśniak, bezrobotny inteligent i zubożały rękodzielnik przymierają z głodu i niedostatku. Spychamy ten stan na tak zwany kryzys. Wiemy dobrze, że on dotknął dziś i pracodawców i pracujących, ale czy zawsze w równej mierze? Czy jednak w wielu wypadkach niepohamowana chęć zysku, zbyt wysokie wynagrodzenia jednych, nie powodują nieuczciwego wyzysku biedy? Ze wstydem przyznać musimy, że tak jest, a krwawe wypadki w Krakowie i gdzie indziej, są tego jaskrawym dowodem”[6].
Wysokie bezrobocie, narastające ubóstwo oraz polityka siłowego rozwiązywania konfliktów społecznych doprowadziły kilkanaście dni później do krwawych wydarzeń we Lwowie. Bezpośrednią przyczyną manifestacji bezrobotnych w tym mieście 14 kwietnia 1936 roku było obniżenie w budżecie państwa środków na roboty publiczne. Podczas tej manifestacji od kul policji zginął bezrobotny Władysław Kozak (1913-1936). Jego pogrzeb 16 kwietnia 1936 roku zamienił się w antysanacyjną manifestację z udziałem około 8 tys. osób. W starciach z policją zginęło według oficjalnych danych 19 osób, a według prasy lewicowej 49 osób. Rannych było około 200. Masowe aresztowania po rozruchach były tak liczne, że władze musiały demontować pogłoski o założeniu pod Lwowem obozu koncentracyjnego. Oficjalnie aresztowano około 1500 osób, z których około 70 deportowano do obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Dopiero lwowski „krwawy czwartek” skłonił rząd płk. Mariana Zyndrama-Kościałkowskiego do odblokowania funduszy na roboty publiczne[7].
Jednym z odpowiedzialnych za „krwawy czwartek” był ówczesny wojewoda lwowski, płk Władysław Belina-Prażmowski – którego imię po 1989 roku nadano m.in. alei w Krakowie i ulicy w Nowym Sączu.
Podczas Święta Czynu Chłopskiego, obchodzonego po raz pierwszy w 1936 roku, policja zamordowała 19 chłopów. Oddziały wojska i policji spacyfikowały w tym czasie 27 wsi na Zamojszczyźnie, zabijając 5 osób. Łącznie aresztowano wtedy około 800 ludowców[8].
Wielki Strajk Chłopski, który miał miejsce w dniach 16-27 sierpnia 1937 roku, polegał na blokadzie dróg, wstrzymaniu dowozu żywności do miast oraz rezygnacji z zakupów przez 10 dni. Został proklamowany przez Stronnictwo Ludowe, a bezpośrednio kierował nim późniejszy premier Rządu RP na Wychodźstwie Stanisław Mikołajczyk. Oprócz postulatów ekonomicznych, wśród których najważniejszym była reforma rolna, strajkujący wysunęli postulaty polityczne żądając przywrócenia Konstytucji marcowej z 1921 roku, demokratycznych wyborów parlamentarnych, wzmocnienia obronności kraju i rezygnacji obozu piłsudczykowskiego z władzy. Także w tym wypadku władze sanacyjne stłumiły protest siłą. Zginęło 44 chłopów, 5 tys. aresztowano, a 617 skazano wyrokami sądów[9]. Łącznie w latach 30. XX wieku zginęło w starciach z policją i wojskiem ponad 170 chłopów[10].
Od 1989 roku dokonuje się w Polsce cyniczny akt hipokryzji. Powszechnie piętnowany jest okres PRL, ściga się i potępia zbrodnie komunistyczne, a milczy o zbrodniach popełnionych przez powszechnie gloryfikowaną II RP.
Prawo i Sprawiedliwość – uważające się za politycznego spadkobiercę tradycji piłsudczykowskiej – w latach 2005-2007 kilkakrotnie zablokowało inicjatywy PSL i SLD zmierzające do kasacji wyroku w procesie brzeskim i pośmiertnej rehabilitacji skazanych. W 2006 i 2009 roku PiS oraz PO odrzuciły wnioski PSL i SLD o uczczenie pamięci ofiar przewrotu majowego. Natomiast w 2007 roku marszałek Sejmu Ludwik Dorn (PiS) uniemożliwił procedowanie uchwały upamiętniającej 44 chłopów zabitych podczas Wielkiego Strajku Chłopskiego w 1937 roku.
Poseł Jan Łopata z PSL skomentował to w swoim wystąpieniu następująco: „Klub Parlamentarny Polskiego Stronnictwa Ludowego przygotował w krótkim odstępie czasu dwie uchwały sejmowe mające na celu przywrócenie pamięci historycznej o ofiarach strajków chłopskich i ich uczczenie. Obie zostały przez partię rządzącą, przez marszałków Sejmu potraktowane podobnie, to znaczy nie zostały przyjęte i nie były prezentowane posłom. Marszałek Sejmu nie zgodził się na wprowadzenie do porządku obrad Sejmu uchwały PSL w sprawie uczczenia ofiar Wielkiego Strajku Chłopskiego z 1937 roku, podobnie zresztą jak uchwały w sprawie uczczenia ofiar zamachu majowego z 1926 roku. Nie zgodzono się na uczczenie ofiar strajków chłopskich przeciwko biedzie, bezprawiu i życiu w poniżeniu. Strajków, które stanowiły akt samodzielnej walki ruchu ludowego o demokrację, o realizację wizji Polski wolnej od wyzysku i nierówności społecznej”[11].
Politycy postsolidarnościowi mają wątpliwe prawo moralne do rozliczania zbrodni PRL. Sami bowiem nie chcą dopuścić do symbolicznego rozliczenia zbrodni II RP, do oddania sprawiedliwości wówczas zamordowanym i prześladowanym. Polityka historyczna po 1989 roku zakłamuje historię II RP, przemilczając fakty niewygodne. W jednym ze szkolnych podręczników historii z lat 90. XX wieku nie było nawet wzmianki o przewrocie majowym, a co dopiero o procesie brzeskim i Berezie Kartuskiej. Józef Piłsudski ma w całej Polsce niezliczone pomniki oraz uczelnie, szkoły, place i ulice swojego imienia. Podobnie zresztą jak jego następca Edward Śmigły-Rydz, którego imieniem dodatkowo nazwano przełęcz w Beskidzie Wyspowym (dawna przełęcz Chyszówki). Imieniem krwawego ministra spraw wewnętrznych, Felicjana Sławoja-Składkowskiego, nazwano m.in. jedną z ulic w Warszawie. O ich ofiarach postsolidarnościowy establishment nie pamięta.
Ten oraz inne teksty autora dostępne są na jego blogu „Spory o historię i współczesność”.
Przypisy:
[1] P. Zychowicz, II RP: Nasza duma, http://www.histora.uwazamrze.pl, 12.11.2015.
[2] A. Ceglarski, Sprawa generała Zagórskiego. Zabójstwo prawie doskonałe, Warszawa 2016.
[3] Prezydent Andrzej Duda na obchodach Grudnia’70: „Wstyd za tę III RP, która z honorami wojskowymi i państwowymi pochowała większość oprawców z 1970 roku. Wstyd, zwyczajnie wstyd!”, http://www.wpolityce.pl, 17.12.2015.
[4] „Kurier Warszawski” z 25 stycznia 1938 r.
[5] „Kurier Warszawski” z 15 kwietnia 1936 r., cyt. za: A. Leszczyński, Masakra we Lwowie, http://www.wyborcza.pl/alehistoria, 5.05.2014.
[6] Cyt. za: 23 marca 1936. Rozruchy robotnicze w Krakowie – 10 osób zabitych,http://www.nowahistoria.interia.pl, 23.03.2014.
[7] A. Leszczyński, Masakra we Lwowie, http://www.wyborcza.pl/alehistoria, 5.05.2014.
[8] Wstydliwe mogiły II RP ukrywane przez polityków i media III RP, http://www.okres-prl.blog.onet.pl, 11.02.2015.
[9] T. Kizwalter, T. Nałęcz, Historia Polski. Polska 1831-1939, Warszawa 2007, s. 416.
[10] Wstydliwe mogiły II RP…
[11] Sejm nie chce uczcić ofiar Wielkiego Strajku Chłopskiego, http://www.lopata.pl, 28.08.2007.
Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…
Zadałem sobie trud i przeczytałem wypowiedź premiera Składkowskiego, zamieszczoną w Kurierze Warszawskim.
Niestety autor chyba ją błędnie zinterpretował. Podawane liczby to liczby zabitych a nie zabitych w wyniku tłumienia rozruchów. Kluczowy wydaje się tu fragment dotyczący 1937 r. :
„w tych 114 jest 42 tragicznie zabitych w Małopolsce środkowej. Wskutek rozpraszania tłumów przy innych nieporządkach i innych zajściach politycznych, zostało zabitych 12 osób. Reszta – 60 zabitych – to wypadki kryminalne.”
Jak z tego wynika podawane przez niego liczby zabitych w innych latach to także nie są liczby zabitych przez policję/wojsko jak autor napisał.
Sprawa jest o tyle istotna że posługiwanie się tymi liczbami w dyskursie może zostać łatwo skompromitowane.
Co nie zmienia mojego negatywnego stosunku do II RP.
Dziękuję za mądry i przyzwoity artykuł. To bardzo rzadki produkt w IIIRP.
ten znakomity tekst unaocznia tylko jak bierną, tchórzliwą wręcz postawę zajmowała i zajmuje polska lewica ulegając jakimś kuriozalnym kompleksom win wmawianym jej przez prawactwo. Mając takie historyczne argumenty bierze ogon pod siebie pozwalając gardłować kościółkowo-narodowemu oszołomstwu o zbrodniach PRL, „wyklętych” itd. Scyzor się w kieszeni otwiera.
Po 1989 roku SLD-PSL (niezależnie od ówczesnych nazw) dwukrotnie miały większość parlamentarną i sprawowały władzę. Przez te 8 lat mogłyby, gdyby chciały, uchwalić takie jak wspomniane wyżej uchwały. Nie uchwaliły – widać nie chciały. Mało tego, także w okresie ich rządów trwało wznoszenie pomników II RP. Za ich rządów jakakolwiek krytyka sanacyjnej Polski była niedopuszczalna, a wymienione powyżej dane o ofiarach były „prawdą wyklętą”, tematem tabu.
Dlatego w całości popieram Twoją opinię.
Jestem chłopską wnuczką. Mój dziadek za samą agitację za Witosem był profilaktycznie zamykany zawsze na kilka tygodni przed wyborami. To była sanacyjna polityka „prorodzinna”, bo nikt jakoś nie liczył się z tym, że ma kilkoro dzieci, a w tamtych czasach każde ręce do pracy na wsi były ważne. Babcia na piechotę nosiła paczki do dość odległego więzienia, na szczęście nie sama, bo ciągnęły całe pielgrzymki żon, córek, sióstr i matek, które godzinami czekały na widzenie.