W Genewie od wczoraj trwa kolejna tura rozmów pokojowych, na terytoriach Syrii kontrolowanych przez rząd obywatele wybierali dziś deputowanych do Zgromadzenia Ludowego.
Według wspierających opozycję państw zachodnich owe wybory to zwyczajne oszustwo, a w najlepszym razie sztucznie nadmuchana manifestacja poparcia dla rządu, który nadal nie ma pełnej kontroli nad większością terytorium Syrii. Niemcy już zapowiedziały, że nie przyjmą do wiadomości wyników wyborów, przedstawiciele Stanów Zjednoczonych – że al-Asad nie miał w ogóle prawa ich organizować. Tym bardziej, że na tereny zajęte przez opozycję „umiarkowaną” lub Państwo Islamskie urny wyborcze oczywiście nie miały szans dotrzeć. Aprobatę wyrazili natomiast sojusznicy Syrii z Moskwy i Teheranu.
Chociaż oficjalnych wyników wyborów nadal nie ma (wczorajsze głosowanie przedłużono o kilka godzin), to rezultaty łatwo przewidzieć – podobnie jak w poprzednich wyborach większość mandatów w 250-osobowym zgromadzeniu zgarnie syryjska partia Baas, a kilkadziesiąt miejsc zostanie dla mniej lub bardziej lojalnych wobec rządu „kandydatów niezależnych”. Nadmienić w tym miejscu należy, że rola Zgromadzenia w syryjskim ustroju i tak jest ograniczona – o ile to parlament uchwala krajowy budżet, to już najważniejsze dyskusje dotyczące obronności czy polityki zagranicznej toczą się zupełnie gdzie indziej. Przez wiele lat decyzje w tych sprawach podejmowało Przywództwo Regionalne syryjskiej partii Baas lub gremium już zupełnie nieoficjalne – prezydent i jego zaufani współpracownicy.
Rządząca Syrią od 1963 r. partia Baas posiada pewną bazę poparcia społecznego wśród Syryjczyków, którzy pamiętają jej elektryfikację wsi, reformę rolną, walkę z ubóstwem na wsi, zwalczenie analfabetyzmu. Świecki rząd al-Asada popierają zdziesiątkowane mniejszości wyznaniowe, zwłaszcza po tym, gdy podczas wojny domowej mogły napatrzyć się na ekscesy sunnickich fanatyków. Wreszcie – ci Syryjczycy, którzy postanowili nie uciekać z kraju, chcą teraz przede wszystkim pokoju i stabilizacji. Nawet, jeśli ta stabilizacja oznacza pozostawienie władzy w rękach dotychczasowych rządzących.
Takiego scenariusza nie chce opozycja. W Genewie jej rzecznik Salim al-Muslat wystąpił z dość nieoczekiwaną propozycją – utworzenia rządu tymczasowego z udziałem członków obecnego rządu, ale przy odsunięciu prezydenta Baszszara al-Asada. Okazuje się, że „po drugiej stronie [w rządzie – przyp. AR] jest wielu ludzi, z którymi możemy pracować”, jak powiedział al-Muslat. Jeszcze dwa tygodnie temu opozycja odrzucała wszelką możliwość tworzenia rządu tymczasowego nie tylko z al-Asadem, ale z działaczami partii Baas w ogóle. Czyżby opozycjoniści zrozumieli, że tak nieprzejednane stanowisko na dłuższą metę nie musi wyjść im na korzyść? A może zmianę zdania zasugerował im ktoś z zagranicznych protektorów?
Delegacja rządowa, która stanowczo sprzeciwiała się podejmowaniu w Genewie jakichkolwiek decyzji dotyczących przyszłości prezydenta, dotąd nie ustosunkowała się publicznie do wystąpienia al-Muslata.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Wybory w Syrii są tak samo nie/uprawnione, jak były przeprowadzone pod patronatem Imperium Zła (dawniej Dobra) wybory w Iraku czy Afganistanie. Tam tak samo wybory były przeprowadzone tylko na części kraju, a wyniki uznane tylko przez Amerykanów i ich przydoopasów.
Jeśli zaś chodzi o Asada, to on jest większym demokratą, niż zachodni bombowi „demokratyzatorzy”. I gdyby nie miał poparcia szerokich warstw społeczeństwa, to już dawno by podzielił los Kadafiego.