Minęło już kilka dni i byłem przekonany, że tematu głośnego wystąpienia Krzysztofa Warlikowskiego w PE poruszać już nie warto. Tymczasem codziennie odkrywam nowy tekst lub opinię, która rozlicza go z “klasizmu”. Odruchowo można pomyśleć: to dobrze, kilka lat temu taka lawina “lewicowej wrażliwości” byłaby nie do pomyślenia. Tymczasem wyłącznie w drugiej połowie tego roku kilkoro dobrze ustawionych wykształciuchów, idoli drobnomieszczaństwa, zostało przez opinię publiczną przykładnie “zgrillowanych” za klasistowską mowę nienawiści. Słusznie.
Na fali tej mądrej mody przystąpiłem więc do lektury Warlikowskiego. Cóż, rozczarowałem się, ale jeszcze większy jest zawód pustką, jaka stoi za “lewicową” krytyką wystąpienia pana artysty. Mówiąc ściśle komentarze te nie stanowią jego analizy, ani prawie w ogóle jej nie dotyczą. Skupiają się wyłącznie na jednym fragmencie do znudzenia cytowanym przez najróżniejsze pisane media od prawa do lewa. Akapit zaczynający się od “Dzisiaj blisko 40 proc. Polaków nie rozumie tego, co czyta..” rzeczywiście robi wrażenie, ale dopiero po tym, jak zacytują go w dziesiątym z kolei tytule.
Nie wiem nic o Warlikowskim, nie znam jego poglądów. Nie widziałem inscenizowanych przez niego sztuk, bo cena biletów za każdym razem mnie odstraszała – być może innych też i teraz automatycznie wrzucają reżysera do jednego worka z Macronem. Wiem tylko, że postawiony mu zarzut nie znajduje podstaw w jego słowach.
Sam nie robię badań socjologicznych, więc pozostaje mi wierzyć, że cytowane przez pana Krzysztofa statystyki są prawdziwe. Są jednocześnie miażdżące. Czytelnictwo w Polsce leży i kwiczy, a funkcjonalny analfabetyzm hula. Nie ma na to chyba lepszego dowodu niż same opinie o mowie Warlikowskiego, które uzmysławiają, że krytycy nie zdołali przebrnąć przez przedmiotowy tekst albo go zwyczajnie nie zrozumieli. Twórca bowiem nie utyskuje na “klasę ludową”, że jest głupia, tylko bezceremonialnie rozlicza się z systemem, który głupotę produkuje taśmowo. System ten to kapitalizm – wynika to jednoznacznie z tego, że Warlikowski wprost kontrastuje dzisiejsze czasy ze “złotym wiekiem” polskiej kultury i pozycją książki w PRL. Fakt, że lewicowi recenzenci to przeoczyli, jest zdumiewający.
Trudno za pogardę klasową uznać żal z tytułu tego, że co szósty absolwent studiów nie rozumie, co czyta, bo to cios dla edukacyjnej mitologii klasy obejmującej samego Warlikowskiego. Owszem, reżyser mówił, że komercja “sprzyja przeciętnym gustom”, trudno to jednak uznać od razu za zrzucenie winy na ludzi ubogich i nieuprzywilejowanych. Każdy wie, że wśród bogatych poziom kultury nie jest inny.
Zostawcie więc Warlikowskiego w spokoju. Nie da się jego słów porównać do wyrzygów Hartmana, Jandy czy Środy. A jeżeli ktoś jest na tyle nierozgarnięty, by zwracanie uwagi na poziom czytelnictwa uznać za przejaw jaśniepaństwa, niech raczy zapamiętać, że jaśniepaństwo i kler z reguły zwalczali programy alfabetyzacji mas jako wywrotowe, a robotnicy sami zakładali koła samokształceniowe.
To polowanie na czarownice upewnia mnie, że postępowcy trwale już obrazili się na rzeczywistość, bo stwierdzenie faktu społecznego przyprawia ich o spazmy. Dlaczego to w ogóle ważne? Wyedukowane społeczeństwo jest oczywiście lepsze od ciemnogrodu, ale to banał. Sam byłbym raczej ostrożny z promowaniem czytelnictwa na siłę, dopóki nie będzie czego czytać: chyba nie chcecie, żeby Polacy pochłaniali jeszcze więcej Cejrowskiego i Ziemkiewicza? Z pewnością jednak socjaliści – jakkolwiek nie rozpływaliby się w miłości do ludu – nie ruszą politycznie z miejsca, jeżeli nie wyłonią własnej grupy inteligenckiej zdolnej kształtować opinię publiczną. A do tego trzeba szukać sojuszników, zamiast walić w każdego na odlew. Doprawdy daleko jeszcze do etapu rewolucji kulturalnej, sprawa jest w powijakach. Ktoś wpływowy mówi, że kapitalizm ogłupia, to po co na siłę brać go pod włos? Żeby podelektować się poczuciem moralnej wyższości? Słabe i zwodnicze. Tak jak gombrowiczowska pogoń za “parobkiem” cechująca część lewicy. A trąci to klasizmem, oj trąci…
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
Przy okazji warto zauważyć, że jeszcze do niedawna w empikach pokaźne miejsce zajmowała literatura popularno- ale jednak naukowa, poszerzająca horyzonty i ucząca tego i owego. Dziś mamy tam „literaturę faktu”(?), historię z wiadomym przegięciem i schlebiającą wiadomym fobiom, poradniki kulinarne i biznesowe, sf i sporo sensacji… albo więc kapitalista zauważył znikome zainteresowanie literaturą kształcącą umysł albo jest to robota celowa… niewykluczone, że obie przyczyny wzajem się wzmacniają, bo o ileż łatwiej rządzić tępotą.
W elitach RP „coś-tam-cos-tam” zapomniano zupełnie – a przywołani celnie przez Autora: Hartman i Środa to przecież FILOZOFOWIE – o Arystotelesie. A mówi on nie mniej ni więcej, że „nie poznamy prawdy nie zgłębiając przyczyn”. I to wszystko [nie tylko] w temacie >Warlikowski< !