W ostatnich miesiącach w wielu kluczowych brytyjskich związkach zawodowych doszło do prawdziwie sejsmicznych przesunięć na lewo. Pracownicy zwracają się do organizacji i oczekują podjęcia realnych działań. Aby pokonać szefów, lewica potrzebuje strategii zjednoczonych działań w ramach walki o władzę ludzi pracy.
W ciągu ostatnich sześciu miesięcy w brytyjskich związkach zawodowych zaszły ważne zmiany.
Nastąpiły przesunięcia na lewo, zwłaszcza w największym związku zawodowym sektora publicznego – Unison. Pojawiły się również oznaki zaostrzenia walk zbiorowych – strajki lub groźba strajku objęły pracowników kolei, monterów rusztowań, urzędników państwowych, pracowników zajmujących się wywozem śmieci, pracowników samorządów lokalnych, wykładowców i innych. Centrala Unite jest zaangażowana w większą liczbę sporów zbiorowych – ponad 50 – niż kiedykolwiek jednorazowo w swojej historii.
Co to wszystko oznacza?
Na portalu labourlist.org ukazał się artykuł zatytułowany „New unionism: Radicalism is sweeping through the trade union movement” (Nowy ruch związkowy: Radykalizm wchodzi w szeregi związków zawodowych) autorstwa posła lewego skrzydła Partii Pracy, Johna McDonnella. Mówi on w nim o „zmianach wiszących w powietrzu” i opisuje „falę radykalnego nowego ruchu związkowego”.
To nawiązanie do czasów raptownego rozwoju przemysłu w Wielkiej Brytanii w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku. Wiązała się z nim wielka społeczna transformacja, na fali której doszło do powstania masowych związków zawodowych robotników niewykwalifikowanych – grup, które wcześniej uważane były za niemożliwe do zorganizowania.
W obecnym okresie niestabilności te przesunięcia w lewo wskazują na to, że istotne i podobne zmiany są bliskie.
Biorąc pod uwagę trwający od dziesięcioleci zastój w walce klasowej oraz spadek liczby członków i siły związków zawodowych, obecne tendencje wskazują na możliwość jakościowej zmiany sytuacji. Związki zawodowe mogą ponownie stać się głównym ośrodkiem oporu i walki klasy robotniczej.
Brilliant article from @johnmcdonnellMP „New Unionism has arrived – and in the nick of time for many working-class people.”@johnmcdonnellMP says a new wave of radicalism is sweeping through the trade union movement: https://t.co/5vAeMDZEQo
— #TimeForRealChange (@tfrc_unison) December 30, 2021
Kapitulacja
Przez długi okres czasu większość kierownictwa brytyjskich związków zawodowych działała jako kolosalny hamulec dla ruchu robotniczego.
„Etatowi pracownicy związków w niektórych organizacjach są postrzegani jako ci, którzy trzymają żelazną ręką dźwignie władzy w organizacji, tłumią demokratyczne podejmowanie decyzji przez szeregowych członków i ograniczają ich gotowość do mobilizacji i prowadzenia walki” – napisał John McDonnell.
Prawicowi przywódcy związkowi robili wszystko, aby stłumić i rozproszyć wszelkie próby oporu. Winę za brak walki zrzucali na członków. Cynicznie mówili: 'Możemy posunąć się tylko tak daleko, jak daleko są gotowi posunąć się nasi działacze”. Prawicowe kierownictwo Unison było typowe pod tym względem. Już dawno podjęło współpracę z pracodawcami i rządem, zamiast reprezentować interes klasy pracującej.
Ta polityka otwartej kapitulacji i odwrotu przyniosła katastrofalne skutki, skutkując największym spadkiem płac realnych w ciągu dziesięciu lat. Żadne dziesięciolecie od czasów napoleońskich nie było pod tym względem tak dramatyczne. Prywatyzacja postępowała szybko, co doprowadziło do powszechnego obniżena warunków pracy.
Oczywiście, były honorowe wyjątki od tej wstrętnej tendencji, takie jak lewicowe związki zawodowe PCS i RMT, i kilka innych.
Ale teraz cały teren się zmienia. Wielka Brytania, kiedyś uważana za bardzo stabilny kraj, stała się wyjątkowo niestabilna.
Trzęsienie ziemi
W ostatnim okresie byliśmy świadkami serii trzęsień ziemi.
Należą do nich na przykład: dramatyczny wzrost popularności szkockiego ruchu niepodległościowego i upadek Szkockiej Partii Pracy; sukcesy i upadek Jeremy’ego Corbyna; głosowanie w sprawie Brexitu; upadek unionizmu w północnej Irlandii; oraz ogólny kryzys spotęgowany działaniami rządu Johnsona.
Wszystkie te zjawiska mają wspólne korzenie. W gruncie rzeczy są one odzwierciedleniem pogłębiającego się kryzysu i impasu brytyjskiego kapitalizmu, który zdegenerował się do roli trzeciorzędnej potęgi na obrzeżach Europy, rządzonej przez bandę niekompetentnych awanturników, kłamców i łotrów.
Bardziej dalekowzroczni stratedzy klasy rządzącej są głęboko zaniepokojeni tą sytuacją. W przeszłości mogli oni polegać na Partii Torysów i prawicowych przywódcach związków zawodowych, którzy gwarantowali ich interesy. Były to ważne dźwignie, za pomocą których można było kontrolować sytuację i utrzymać pewien stopień stabilności. Ale tak już nie jest.
Kontrola establishmentu nad Partią Torysów wymknęła się im z rąk, zwłaszcza pod rządami awanturnika Borisa Johnsona. Równie poważna jest utrata kontroli nad kluczowymi związkami zawodowymi.
Liczący 1,4 mln członków Unison, dotychczasowy bastion prawicy, przesunął się na lewo, wybierając lewicowy zarząd i przewodniczącego. Kandydat establishmentu na sekretarza generalnego innej centrali, Unite, Gerrard Coyne, poniósł dotkliwą porażkę, a późniejsze zwycięstwo Sharon Graham pchnęło związek jeszcze bardziej na lewo.
To narastające zamieszanie nie mogło się zdarzyć w gorszym momencie dla klasy rządzącej. Gniew i rozgoryczenie w społeczeństwie osiągają poziom wybuchowy. Klasa robotnicza stoi w obliczu dramatycznego spadku standardu życia w nadchodzących miesiącach, przy rosnących cenach i podwojonych w kwietniu rachunkach za energię. Resolution Foundation opisuje to jako „katastrofę kosztów utrzymania”.
„Ogólny obraz sytuacji to wzrost cen i stagnacja płac. W rzeczywistości realne płace już zaczęły spadać i w przyszłe święta Bożego Narodzenia będą niewiele wyższe niż obecnie” – stwierdza Fundacja.
Okresom rosnącej inflacji zwykle towarzyszy wzrost liczby akcji strajkowych, ponieważ pracownicy próbują odzyskać to, co stracili pod względem siły nabywczej swoich wynagrodzeń. Klasa rządząca znajduje się zatem na szczycie wulkanu, który jest gotowy do wybuchu.
Niezadowolenie
Wcześniej powszechny gniew i radykalizacja znalazły wyraz w pojawieniu się Corbyna jako lidera Partii Pracy. Był to polityczny kanał, poprzez który klasa robotnicza znalazła sposób na wyrażenie swojego pragnienia zmiany.
Teraz jednak, gdy Starmer przywrócił laburzystów do blairyzmu, front polityczny jest zablokowany. W rezultacie klasa robotnicza zwraca się w stronę frontu związkowego.
W ten sposób wyjaśniamy bardzo ważny wybór nowego lewicowego kierownictwa Unison, po raz pierwszy od 20 lat. Lewica wygrałaby również stanowisko sekretarza generalnego, gdyby nie sekciarstwo Partii Socjalistycznej i tych, którzy poparli konkurencyjnego „lewicowego” kandydata, co podzieliło głosy, dopuszczając kandydata prawicy.
Nastrój gniewu w szeregach znalazł również odzwierciedlenie w wyborze Sharon Graham na nową sekretarz Unite, która obiecała odrodzenie bojowości w miejscu pracy.
„Co chcemy osiągnąć? Z czym musimy się zmierzyć? I czego potrzebujemy, aby dokonać zmiany?”, zapytała Graham w jednym z ostatnich artykułów.
„Mówiąc wprost, nadszedł czas, aby stawić czoła faktom. Nie ma żadnego bohatera z Westminsteru, który nas uratuje. Musimy zrobić to sami, zanim będzie za późno. Konkretnie, musimy zbudować szeroki, ruch robotniczy.” (Tribune, 30/12/21)
W tym kontekście Sharon Graham opowiedziała się za potrzebą budowania wsparcia związkowego w miejscach pracy, łącząc przedstawicieli wszystkich kombinatów i koordynując akcje protestacyjne wraz z innymi związkami. Jest to potencjalnie duży krok naprzód.
Z lewicą kontrolującą zarząd w Unison i Paulem Holmesem jako przewodniczącym, zjednoczone i skoordynowane działanie jest możliwe nie tylko pomiędzy dwoma największymi związkami w Wielkiej Brytanii, Unite i Unison, ale w całym ruchu.
Ten wstrząs w związkach zawodowych jest częścią tego samego procesu, który wyniósł Corbyna na szczyty Partii Pracy, a teraz znajduje swój wyraz na froncie związkowym. Oba te procesy są częścią tego samego zjawiska: rosnącego niezadowolenia i gniewu w społeczeństwie.
Wyciąganie wniosków
Reformiści mają tendencję do przechodzenia z fazy uniesienia do fazy rozpaczy. Kiedy Corbyn piął się w górę, panował nastrój pewności, że rząd broniący interesów klasy robotniczej jest tuż za rogiem. Po usunięciu Corbyn zapadł nastrój głębokiej depresji. Ale naszym zadaniem nie jest ani śmiać się, ani płakać, ale zrozumieć.
Porażka Corbyna nie była końcem tej historii. To, co popchnęło Corbyna na szczyt, gniew klasy robotniczej, nie zniknął; został po prostu stłumiony. Musiał on znaleźć inny wyraz.
I jak wyjaśnia John McDonnell w swoim artykule, „Każde zwycięstwo nad opornymi biurokratami związkowymi lub wyzyskującymi pracodawcami nie tylko zwiastuje pojawienie się nowego ruchu związkowego, ale inspiruje jego dynamiczne rozprzestrzenianie się”.
Oznacza to ponowne pojawienie się walki klasowej na poziomie, którego nie widzieliśmy od dziesięcioleci. Jest to niezwykle obiecujące, ale musimy również wyciągnąć pewne wnioski.
Istotną lekcją wyciągniętą przez nową lewicę Unison jest to, że nie jest możliwe ugłaskanie związkowej prawicy. Jest to lekcja wyciągnięta z doświadczeń Corbyna w Partii Pracy, gdzie lewica – z obawy przed zdenerwowaniem partyjnej prawicy – odmówiła podjęcia walki do końca.
Współpraca klasowa
Prawica w związkach zawodowych – i w Partii Pracy – odzwierciedla naciski i interesy klasy rządzącej. Ich filozofią jest otwarta współpraca klasowa, próba pogodzenia niemożliwych do pogodzenia sprzeczności klasowych w społeczeństwie. Ich model to „biznesowe związki zawodowe” i tworzenie komfortowych relacji z szefami.
Brak ducha walki przenika przywódców prawicowych związków zawodowych. Dzieje się tak dlatego, że nie widzą oni alternatywy dla kapitalizmu, a swoją rolę postrzegają jako pracę w ramach systemu.
Rada Generalna Trade Union Congress, jako wybrane kierownictwo związków zawodowych, powinna teoretycznie funkcjonować jako ogólny sztab ruchu pracowniczego w walce z bossami. Zamiast tego dąży ona do porozumień i współpracy z rządem torysów.Wyrazem tego było ostatnio żądanie TUC, aby rząd torysów powołał „Narodową Radę Odbudowy”, wraz z pracodawcami i związkami zawodowymi.
Kolaboracja klasowa ma długą historię sięgającą połowy XIX wieku. Był to okres ekspansji imperialistycznej i wzrostu superzysków, które kapitaliści wykorzystywali do wykupywania części klasy robotniczej. Prawica postrzega ówcześnie powstały model łagodnych i samoograniczających się związków jako receptę na „pokój” i panaceum na wszystkie bolączki.
W swoim noworocznym orędziu Francis O’Grady, sekretarz generalny TUC, podkreślił ten pogląd, wzywając ministrów torysów do współpracy ze związkami zawodowymi w celu opracowania „długoterminowego planu gospodarczego”, łączącego przedstawicieli pracowników i pracodawców.
Zamiast prowadzić wojowniczą kampanię strajkową w celu podniesienia płac i przeciwstawienia się szefom, liderzy TUC opowiadają się za współpracą klasową. Lewicowe związki zawodowe, takie jak PCS, RMT, FBU i inne, w ostatnich latach przeciwstawiały się temu podejściu, ale były w dużej mierze odosobnione.
Obecnie, wraz z rozwojem sytuacji w Unison i Unite oraz nasileniem się strajków, sytuacja się zmienia. Aby wygrać wybory na stanowisko sekretarza generalnego, Sharon Graham wyraziła ten zradykalizowany nastrój. „Musimy nadal budować to zaufanie i pokazać pracownikom, że jako liderzy stoimy po ich stronie – nie po stronie szefa czy polityka” – powiedziała.
W bardzo pozytywnym posunięciu opowiedziała się za ściślejszą współpracą związków zawodowych, co stwarza możliwość działania w ramach zjednoczonego frontu. „Tam, gdzie wymagana jest koordynacja z innymi związkami, będę podejmować rozmowy, aby spróbować pomóc w realizacji tego celu. Podłoże jest tam dla nas, na którym możemy budować”.
„Dla mnie tak właśnie wygląda prawdziwa zmiana w związkach zawodowych: budowanie siły do podejmowania działań, wciąż na nowo. To jest prawdziwa strategia walki” – wyjaśniła.
Niezłomność
Lewica tak długo przystosowywała się do wcześniejszych porażek i niepowodzeń, że brakuje jej wiary w to, że robotnicy będą walczyć. Nie potrafi dostrzec prawdziwego nastroju, który narastał od dołu, nastroju, któremu po prostu brakowało punktu odniesienia, aby mógł się wyrazić.
Ten brak zaufania przeniknął nawet do działaczy związkowych, z których wielu straciło wiarę w pracowników, a do reprezentowania których zostali wybrani.
To prawda, że pracownicy nie zawsze i nie wszędzie dążą do podjęcia akcji strajkowej, zwłaszcza gdy wiedzą, że walka będzie trudna. Podejmowanie akcji strajkowej jest ostatecznością. Potrzebna jest tu szersza perspektywa.
Nawet jeśli dziś warstwy klasy robotniczej nie są jeszcze gotowe do podjęcia działalności strajkowej, jako marksiści rozumiemy, że obecny kryzys kapitalizmu popchnie nawet najbardziej umiarkowanych robotników w kierunku działań bojowych.
Ogólnie rzecz biorąc, pracownicy oczekują od swoich przywódców wskazówek, a kiedy ich brakuje, szerzy się przygnębienie i apatia. Dowodzi to, że świadome klasowo przywództwo jest kluczowe na wszystkich poziomach.
Marksistowskie kierownictwo związków zawodowych przygotowałoby grunt pod walkę, podnosząc na każdym kroku ducha walki i stawiając siebie na linii frontu. To wzbudziłoby zaufanie i rozwiało wszelkie wątpliwości i trudności.
Takie przywództwo demaskowałoby nie tylko bossów, ale i cały system kapitalistyczny, wykorzystując każdą okazję do przedstawienia socjalistycznej alternatywy. Mówiąc słowami Lenina, byliby oni „trybunami ludu”.
Przygotowania do bitwy
W obecnej epoce kryzysu i agonii kapitalizmu przed klasą robotniczą stoją wielkie wyzwania. Poważnym błędem byłoby sądzić, że można „działać jak zwykle” lub podążać za tym, co działo się w przeszłości.
Biorąc pod uwagę powagę kryzysu, zatrzymanie tej ofensywy bossów będzie wymagało mobilizacji całego ruchu. Jednakże, choć można wygrać pojedyncze bitwy, to aby powstrzymać cięcia i prywatyzację, działania muszą być uogólnione i skoordynowane.
Kiedy kapitalizm przeżywał swój rozkwit, mógł sobie pozwolić na reformy i dlatego akcje strajkowe mogły dość szybko doprowadzić do uzyskania ważnych ustępstw ze strony szefów. Ale dziś tak nie jest.
To prawda, że biorąc pod uwagę obecne problemy z łańcuchami dostaw, pracodawcy w niektórych sektorach są obecnie zmuszeni do płacenia wyższych wynagrodzeń – tak jak w przypadku kierowców ciężarówek – z powodu niedoboru siły roboczej. Na przykład firma kurierska Yodel zgodziła się podnieść płace niektórych kierowców o prawie 20 proc. – ale dopiero po tym, jak pracownicy zagrozili im akcją strajkową.
Oczywiście pracujący powinni wykorzystywać tę sytuację, gdy tylko jest to możliwe. Jest to jednak raczej wyjątek niż reguła. Miliony pracowników, zwłaszcza tych nisko opłacanych, stoi w obliczu cięć płacowych, a ich gniew rośnie. To właśnie ta presja przenosi się na związki zawodowe.
Przesunięcia w lewo, które obserwujemy w jednym związku zawodowym po drugim, wskazują na to, że po długim okresie bierności jesteśmy teraz świadkami pierwszego przebudzenia. Śpiący olbrzym klasy robotniczej zaczyna się budzić.
Niestety, brakuje spojrzenia na to, w jakim kierunku to wszystko zmierza, i wyciągnięcia koniecznych wniosków.
Jak powiedział Karol Marks o związkach zawodowych przy zakładaniu I Międzynarodówki w 1864 roku: „Jeden element sukcesu posiadają – liczbę. Ale liczby liczą się tylko wtedy, gdy są zjednoczone przez swą strukturę i kierowane przez wiedzę„.
Jednakże „wiedza” czy teoria zawsze były słabym punktem brytyjskiego ruchu robotniczego, który zamiast tego polegał na pragmatyzmie i „zdrowym rozsądku”.
Jako marksiści rozumiemy, że bez walki o codzienne reformy nie może być mowy o walce o zmianę społeczeństwa, która jest jedynym prawdziwym rozwiązaniem problemów klas pracujących. Dlatego też musimy być zawsze być na czele walki o poprawę losu klasy pracującej. „Ani minuty w ciągu dnia, ani grosza z pensji”, by użyć słów A.J. Cooka, byłego przywódcy Federacji Górników.
Rozumiemy jednak również ograniczenia narzucone przez kapitalizm. Każde ustępstwo wywalczone przez klasę robotniczą jedną ręką, kapitaliści będą w końcu próbowali odebrać drugą.
Czy to oznacza, że walka o reformy jest bezcelowa? Wręcz przeciwnie! Walka klasowa jest walką żywych sił. To właśnie poprzez walkę klasową robotnicy uczą się na podstawie własnych doświadczeń, poprzez zwycięstwa i porażki. To właśnie w tej szkole ciężkich ciosów wzrasta ich świadomość.
Przywódca związkowy musi być jak dobry generał w czasie wojny. Musi mieć jasną taktykę, ale także w pełni opracowaną strategię.
„Marksistowski przywódca związkowy musi nie tylko uchwycić ogólne tendencje kapitalizmu, ale także przeanalizować konkretne cechy sytuacji, koniunkturę, warunki lokalne – w tym element psychologiczny – aby zaproponować stanowisko walki, czujnego wyczekiwania lub odwrotu” – wyjaśniał Trocki. Dodał, że „tylko na podstawie tej praktycznej działalności, ściśle związanej z doświadczeniem wielkiej masy, przywódca związkowy jest w stanie obnażyć ogólne tendencje rozkładającego się kapitalizmu i wychować robotników do rewolucji.” (Trocki, The Spanish Revolution, 1931-39, s.293)
Jak wyjaśniał Trocki, rolą marksistowskiego związkowca powinno być podnoszenie poziomu świadomości robotników i wyjaśnianie sił, które się z nimi konfrontują. Marksizm, zwany inaczej „socjalizmem naukowym”, zapewnia takie zrozumienie klasowe.
Władza pracownicza
Sharon Graham słusznie stwierdziła, że poprzez nasze związki zawodowe „musimy budować popularną, robotniczą siłę”. Połączyła to ze znaczeniem internacjonalizmu: „Nie możemy tego zrobić bez międzynarodowego związkowego zaangażowania, bez międzynarodowej walki”.
Zadanie, przed którym stoimy, polega na przekształceniu związków zawodowych w walczące organizacje, które rzucają wyzwanie dominacji kapitału. To jest właśnie walka o „władzę robotniczą”.
Aby zbudować bojowe związki zawodowe, potrzebują one maksymalnej demokracji, z pełnym udziałem członków i pełną odpowiedzialnością etatowych urzędników i przywódców związkowych. Oznacza to również budowanie demokratycznych, szerokich organizacji lewicowych w każdym związku. Jak mówi przysłowie, ceną naszych demokratycznych praw jest wieczna czujność. Dlatego walka o pokonanie prawicy musi być prowadzona do końca.
Następnie Sharon Graham wymieniła wyzwania stojące przed klasą robotniczą: globalna katastrofa klimatyczna, masowa automatyzacja miejsc pracy, nowe fale oszczędności i ośmieleni mega-pracodawcy.
Każde z tych wyzwań ma swoje korzenie w kryzysie kapitalizmu, zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i na świecie. Rozwiązanie uderza w sam korzeń kapitalistycznej własności i walki o to, kto ma kontrolować przemysł. Używając słów Sharon Graham, jest to istota „władzy klasy robotniczej”.
Walka o socjalizm
Oznacza to, że walka o codzienne problemy musi być w sposób przejściowy powiązana z publiczną własnością wielkich monopoli, banków i towarzystw ubezpieczeniowych, pod demokratyczną kontrolą i zarządem robotników. To rewolucyjne dążenie było, i w wielu przypadkach nadal jest, zapisane w konstytucjach związków zawodowych.
Jedynie obalenie kapitalizmu może stanowić drogę naprzód dla klasy robotniczej. Ruch związkowy z przełomu wieków doprowadził do powstania Partii Pracy i „Wielkiego Niepokoju” przed I wojną światową. Nowy okres, w który wkroczyliśmy, będzie również sceną dla rewolucyjnych wstrząsów w Wielkiej Brytanii, podobnie jak w innych krajach.
Przesunięcie na lewo w wielu ważnych związkach zawodowych w Wielkiej Brytanii jest zwiastunem tego, co ma nadejść. Do głosu dojdzie nowe pokolenie aktywistów, którzy będą dążyć do zmiany społeczeństwa, a czyniąc to, będą walczyć o przejęcie kontroli nad związkami zawodowymi.
Obecnie powstają warunki, w których stare prawicowe kierownictwo związków zawodowych może zostać usunięte w ramach przygotowań do nowego okresu walki klasowej. W ten sposób związki zawodowe będą mogły stanąć na wysokości zadania i odegrać aktywną rolę w walce o socjalizm i obalenie kapitalizmu.
Tekst oryginalny ukazał się na portalu Marxist.com.
Tłumaczył: Wojciech Łobodziński.
Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…