Rząd przygotowuje nowe propozycje dla Polaków, pragnących oszczędzić na własne M lub chcących wyremontować stare. Resort infrastruktury postanowił odświeżyć znane z poprzedniej epoki kasy mieszkaniowe, dzięki którym Polacy mogli wreszcie dostać upragnione mieszkanie – ze wsparciem od rządu.

fot. pixabay.com
fot. pixabay.com

I choć zapowiada się jak bajka wyprodukowana przez wytwórnię Disneya, to w rzeczywistości rządowy program okazuje się nie tylko odtwórczy, ale i w gruncie rzeczy mało pomocny. Skierowany ma być „do wszystkich”: małżeństw, osób samotnych, emerytów, pracujących, studentów, tych aspirujących do klasy średniej i tych zarabiających niewiele ponad najniższą krajową. Teoretycznie oszczędzać w kasach może każdy. Ale już sam Jacek Furga ze Związku Banków Polskich, komentując projekt, który właśnie resort infrastruktury przejął od Senatu, przyznał, że „to nie jest program adresowany do tych, którzy miesięcznie mogą odłożyć 2-3 tys. zł”.

Wynika z tego, że rząd pomoże tylko tym, którzy są w stanie odłożyć miesięcznie więcej. Realnie dołoży bowiem bardzo niewiele – zaledwie 900 zł w skali roku od wpłaty w wysokości 6 tys. zł. Plus oprocentowanie jak na lokacie. W praktyce rządowy program wyglądać będzie zatem tak, że państwo odczuwalnie ulży tym, których i tak stać na poczynienie większych oszczędności.

– To nie jest dużo. Ale odkładanie nawet drobnych kwot sprawia, że ludzie zauważają, jak rosną oszczędności. Pomaga to również w budowie mieszkania czy remoncie – dodał Furga.

Projekt zakłada, że korzystający z kas musieliby zadeklarować odkładanie regularnych kwot przez dłuższy czas, przynajmniej kilka lat. Rząd przypuszcza, że z programu skorzystać może 300-400 tys. osób rocznie. Prócz tego rządzący chcą, aby premiować tych, którzy odłożą do kas część pieniędzy z programu „Rodzina 500 plus”. Ma być to nie tylko dozwolone, ale nawet mile widziane i nagradzane.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Po 1989:

    – zlikwidowano przemysł – teraz jest program re-industrializacji;
    – zlikwidowano praktycznie szkolnictwo zawodowe – teraz jest program odbudowy szkolnictwa zawodowego;
    – zlikwidowano KM – teraz będziemy je znowu wprowadzać;
    – itp. itd.

    Kręcimy się w kółko! Trzeba było pomyśleć co robić podczas obrad tego waszego Okrągłego Stołu Panowie Szlachta z Wiejskiej!

    1. Co z tej „likwidacji” przemysłu,jak udział przemysłu w gospodarce wciąż jest wyższy niż średnio w UE. Reindustrializacja ? Może jakaś mała, ale większa po co ? Czy Europie gwałtownie przybywa ludności ? Jeśli chcemy za wszelką cenę wzrostu produkcji przem., to oznacza że będziemy musieli zmuszać ludzi do stale wysokiej lub wyższej konsumpcji, a to konsumowanie u ludzi dorosłych będzie pochłaniac coraz większa część dochodu, w efekcie czego, stały będzie problem zbyt niskiej dzietności. Wobec tego, projekt reindustrializacji może wypalić, gdy ściągniemy do Europy imigrantów i uchodźców. Za niskie, opłacalne dla biznesu stawki, przeżyjemy ponowną reindustrializację …

    2. terra dodeca – ić z tom propagandom na onet.pl

  2. „Jacek Furga ze Związku Banków Polskich, komentując projekt, który właśnie resort infrastruktury przejął od Senatu, przyznał, że „to nie jest program adresowany do tych, którzy miesięcznie mogą odłożyć 2-3 tys. zł”” – a co z tymi, co za co najwyżej tyle miesięcznie muszą żyć?

  3. W latach 1996-97 biłem się z myślami, szukałem informacji, nagabywałem banki, które miały prowadzić kasy mieszkaniowe. Wreszcie się zdecydowałem i w maju 1998 zapisałem się do KM ING.
    Przez 3 lata wpłacałem po 600 zł miesięcznie odzyskując co miesiąc 30% zwrotu z US od należnego ode mnie podatku PIT. Oprocentowanie było, zwłaszcza w świetle ówczesnej inflacji i po odliczeniu prowizji za każdą wpłatę (!), groteskowo niskie, ale kredyt, który miałem otrzymać po 3. latach też niewysoko oprocentowany.
    Po 3 latach (w ciągu 3 miesięcy weź kredyt, kup mieszkanie, albo oddaj US pieniądze). Kredyt (na hipotekę kupowanego mieszkania) wynosił tylko 1,5 krotność zaoszczędzonej kwoty (z odsetkami była to kwota ponad 22 tys. zł) i z kredytem 33 tys. kupiłem córce mieszkanie w bloku w bloku z 1977 roku w stanie do remontu. O powierzchni 46,5 mkw., bo to w Łodzi i jakimś cudem trafił mi się dołek cenowy.
    Spłacałem przez 4,5 roku (1,5 krotność 3 lat) zaczynając od ok. 900 zł miesięcznie w dół, aż do ok. 600, w tym czasie inflacja malał i oprocentowanie trochę też.
    Tyle, że w 1998 córka wyjechała na studia do Niemiec i mieszkanie, do którego chciałem ją wyprowadzić, okazało się niepotrzebne.
    Tam należy do 2. kas mieszkaniowych, jak wielu Niemców (np. w Czechach jest więcej kont w KM niż obywateli), a tu – uwaga! – 3 banki, które je prowadziły, z roku na rok pogarszały warunki aż (chyba), ku radości „prorynkowych” mediów i deweloperów – „zarżły” KM.
    Co ciekawe, mam 65 lat, wielu znajomych, pracuję w instytucji zatrudniającej kilka tysięcy pracowników i NIE ZNAM DRUGIEJ OSOBY, KTÓRA KUPIŁA MIESZKANIE POPRZEZ KM.
    A teraz czeka nas kolejna fala medialna – a może, a gdyby, a co by?
    Ludzie, gdzie my żyjemy?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…