Nowy raport pokazuje, że siedmiu z największych światowych emitentów gazów cieplarnianych wydaje ponad dwa razy więcej na ochronę swych granic niż na finansowanie walki z kryzysem klimatycznym.

Na wrześniowym spotkaniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego, Sekretarz Stanu USA Anthony Blinken powiedział, że konsekwencje zmian klimatycznych „nieproporcjonalnie spadają na ludność ekonomicznie wrażliwą, o niskich dochodach”. Co więcej, dodał, że „pogarszają one warunki życia i ludzkie cierpienie w miejscach już dotkniętych konfliktami, wysokim poziomem przemocy, niestabilnością.” Zapewnił swoich kolegów, że kryzys klimatyczny jest „kluczowym elementem polityki zagranicznej USA” i że „każde nasze dwustronne i wielostronne zaangażowanie – każda decyzja polityczna, którą podejmiemy – będzie miała wpływ na nasz cel, jakim jest wprowadzenie świata na bezpieczniejszą i bardziej zrównoważoną ścieżkę”.

Deklaracje Blinkena zostały powtórzone w raporcie na temat wpływu zmian klimatycznych i migracji, sporządzonym przez Biały Dom. Jednym z wielu raportów, jako że Stany Zjednoczone przygotowywały się do szczytu Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatycznych w Glasgow. Autorzy zauważyli nawet, że „obecna sytuacja migracyjna od granicy USA z Meksykiem do Ameryki Środkowej stanowi okazję dla Stanów Zjednoczonych do modelowania dobrych praktyk i otwartej dyskusji na temat humanitarnego zarządzania migracją [oraz] podkreślenia roli zmian klimatycznych w migracji”.

Hipotetycznie słowa te mogłyby uspokoić ponad 1,3 miliona mieszkańców Hondurasu i Gwatemali, którzy w najbliższych latach zostaną wysiedleni w wyniku katastrof spowodowanych przez klimat: susz, huraganów i powodzi. Ale wzniosłej retoryce przeczy inna historia, opowiedziana w budżetach rządu USA.

W raporcie zatytułowanym The Global Climate Wall, którego jestem współautorem, napisanym dla Transnational Institute z siedzibą w Amsterdamie, przeanalizowaliśmy dane budżetowe siedmiu krajów najbardziej odpowiedzialnych za kryzys klimatyczny. Państwa te wspólnie odpowiadają za prawie połowę światowej emisji gazów cieplarnianych, sięgającej połowy XIX wieku. To Kanada, Australia, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Japonia i lider – Stany Zjednoczone, odpowiedzialne za 30,1 proc. emisji.

Łącznie te bogate, emitujące duże ilości zanieczyszczeń kraje wydają ponad dwukrotnie więcej na egzekwowanie przepisów dotyczących ich granic i regulowania imigracji niż na pomoc krajom wrażliwym w dostosowaniu się do zmian klimatycznych i przejściu na czystą energię.

Podczas gdy raport Białego Domu kładzie nacisk na pomoc zagraniczną (dla przypomnienia, komentatorzy ocenili go jako „rozczarowujący„), nie wspomina, że USA przeznaczyły o 11 razy więcej pieniędzy na militaryzację swoich granic i budowę drakońskiego systemu egzekwowania prawa imigracyjnego niż na inwestycje w ochronę klimatu.

USA mają największy na świecie budżet graniczny (średnio 19 mld dolarów rocznie od 2013 do 2018 roku). Jednak w Kanadzie i Australii dysproporcje między wydatkami na powstrzymywanie migrantów i na ratunek dla klimatu są jeszcze bardziej rażące. Wynoszą odpowiednio 15:1 oraz 13.5:1.

Ani Stany Zjednoczone, ani większość innych krajów, nie „zarządza” imigracją „humanitarnie”. Jest dokładnie na odwrót.

Wszyscy razem, najwięksi światowi truciciele potęgują jedną katastrofę spowodowaną przez człowieka drugą. Budują świat ponad 63 murów granicznych, z dziesiątkami tysięcy strażników granicznych i wydają miliardy na technologie, które blokują i kryminalizują ludzi znajdujących się w rozpaczliwej sytuacji, zamiast im pomagać.

Od 2014 do 2020 roku ponad 44 tys. osób (według badaczy Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji jest to liczba ogromnie zaniżona) zginęło przekraczając granice, zarówno na lądzie, jak i w głębinach mórz. Dziesiątki tysięcy innych osób zostało uwięzionych w globalnej sieci ponad dwóch tysięcy „ośrodków imigracyjnych” , podczas gdy firmy z branży graniczno-obronnej dostają coraz więcej kontraktów biznesowych w warunkach szalejącego, nasilającego się kryzysu klimatycznego. Firma G4S, na przykład, powiedziała Climate Disclosure Project w 2014 roku, że ONZ „przewiduje, że będziemy mieli 50 milionów uchodźców środowiskowych”, czyli uciekających z miejsc, które przez zmiany klimatu stały się niezdatne do życia, co może oferować wielkie możliwości inwestycyjne.

Zgodnie z przypuszczeniami G4S, przesiedlenia i migracje spowodowane zmianami klimatu już trwają i będą się nasilać. Wywołają je nie tylko częstsze i bardziej intensywne burze i powodzie, które nagle przychodzą, jak i prędko ustępują, ale także wolniej objawiające się katastrofy, takie jak pustynnienie i podnoszenie się poziomu morza, które pozostawiają nieodwracalne zniszczenia i sprawiają, że coraz większe powierzchnie lądów nie nadają się do zamieszkania. Centrum Monitorowania Przesiedleń Wewnętrznych szacuje, że od 2008 r. co roku wysiedlanych jest prawie 25 milionów osób. Liczby te będą się tylko powiększać w scenariuszu „business as usual”. Jeśli nic się nie zmieni, 19 proc. powierzchni Ziemi – zamieszkane przez prawie jedną trzecią planety – stanie się „gorącą strefą ledwo nadającą się do życia” do 2070 roku.

Dekadę temu inny raport, zatytułowany In Search of Shelter (W poszukiwaniu schronienia), jedno z pierwszych empirycznych badań łączących zmiany klimatyczne i wysiedlenia, ostrzegał, że przy utrzymaniu status quo „masa przemieszczających się ludzi będzie prawdopodobnie oszałamiająca i przewyższy wszelkie historyczne precedensy”. Dekadę później wydaje się, że ostrzeżenie to pozostało niezauważone.

Reagowanie na to poprzez zwiększanie fortyfikacji granic to tworzenie dystopijnej katastrofy. Podobnie jak w przypadku emisji gazów cieplarnianych, musimy ograniczyć bariery, drony obserwacyjne i zaawansowane technologicznie kamery. Jednym ze sposobów na to jest przesunięcie pieniędzy z egzekwowania prawa na granicach i imigracji na finansowanie działań związanych z klimatem.

Siedem krajów opisanych w Global Climate Wall należało do najbogatszych państw świata, które na szczycie klimatycznym ONZ w Kopenhadze w 2009 roku zobowiązały się do wspólnego przekazania 100 miliardów dolarów do 2020 roku na finansowanie działań związanych z klimatem. Jednak od tego czasu pieniędzy zabrakło. W każdym razie wielu, w tym Grupa 77, twierdzi, że cel 100 miliardów dolarów jest niewystarczający, aby stawić czoła skali kryzysu. Co więcej, finansowanie klimatyczne jest najczęściej przeznaczane na budowanie tzw. stacjonarnej odporności, takiej jak mury morskie, nowe, odporne na suszę uprawy czy infrastruktura przeciwpowodziowa.

Należy tymczasem rozszerzyć finansowanie działań związanych z klimatem, aby pomóc ludziom, którzy są przesiedlani i zmuszani do przemieszczania się w tej nasilającej się katastrofie ekologicznej.

Innymi słowy, trzeba postępować dokładnie odwrotnie niż dotychczas.

Finansowanie można by skierować na pomoc w pokryciu kosztów przeprowadzki lub na pomoc w budowaniu infrastruktury w miejscach, gdzie ludzie się przemieszczają, najczęściej w miastach w obrębie tego samego kraju. Nawet beznamiętny raport Białego Domu mówi, że „migracja jest ważną formą adaptacji do skutków zmian klimatycznych, a w niektórych przypadkach istotną odpowiedzią na zagrożenia klimatyczne dla środków utrzymania i powszechnego dobrobytu”.

Globalna demilitaryzacja granic mogłaby uwolnić środki finansowe potrzebne do realizacji tego celu. W raporcie napisaliśmy: „Tak poprowadzone dezinwestycje i inwestycje mogłyby złagodzić niewiarygodne cierpienie i śmierć zadawane przez obecny system graniczny i ułatwić ludziom pozostanie blisko domu.” Byłby to z pewnością jeden z kroków do stworzenia bezpieczniejszego, zrównoważonego świata, o którym wspomniał Blinken.

Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego ma jednak inne plany. W  raportach na temat zmian klimatycznych przedstawia swoje założenia strategiczne: „Wpływ zmian klimatycznych wykracza daleko poza topnienie lodu morskiego, z silnymi konsekwencjami dla bezpieczeństwa naszych granic, zdrowia i porządku opartego na zasadach amerykańskiego stylu życia”.

Dalej czytamy: „Skutki zmian klimatu mają potencjał, aby zmienić kształt misji Departamentu w przewidywalnej przyszłości”, by uwzględniała „proaktywne działania w celu zarządzania przyszłymi kryzysami granicznymi”.

I tak Biały Dom prezentuje wzniosłą retorykę sprawiedliwości ekologicznej; budżety kongresowe utrzymują status quo; a policjanci graniczni i przemysł, co nie jest zaskakujące, domagają się pieniędzy.

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Roar Mag. Tłumaczenie: Wojciech Łobodziński. 

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

„Twierdza Chiny. Dlaczego nie rozumiemy Chin”

Ta książka Leszka Ślazyka otworzy Wam oczy. Nie na wszystko, ale od czegoś trzeba zacząć. …