Wikimedia Commons/ Krzysztof Maria Różański,
Opłaciła się wielomiesięczna batalia, zapowiedzi strajku i konsekwentne naciski na zarząd. Pracownicy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych dostaną nagrody, o które walczyli. Wzrosną również płace, choć nieznacznie.
„Pracujemy dużo, zarabiamy mało” – powtarzają osoby zatrudnione u publicznego ubezpieczyciela, tłumacząc przyczyny sporu z dyrekcją instytucji. Ich walka rozpoczęła się w czerwcu, kiedy zażądali 700 zł brutto podwyżki oraz przyznania nagród rocznych w wysokości zależnej od stażu pracy. Pracowników w sporze zbiorowym reprezentowało kilka organizacji na czele ze Związkiem Zawodowym Pracowników ZUS.
Negocjacje były wielokrotnie zrywane, a strony zarzucały sobie brak dążenia do kompromisu. Dyrekcja twierdziła, że w kasie nie ma środków na zwiększenie budżetu płac, a żądania pracowników są nieodpowiedzialne. Związki wskazywały na fakt, że średnia płaca w ZUS wynosi zaledwie 3,3 tys. zł, co oznacza, że jest o 1300 zł niższa od średniej krajowej. Na dodatek pracownicy już teraz są zmuszeni zabierać pracę do domu i skracać przerwy, aby wykonać wszystkie zadania, co wynika z reformy wieku emerytalnego i zawalenia oddziałów wnioskami o przyznanie świadczeń.
Nie udało się wywalczyć upragnionych 700 zł brutto, pracownicy muszą się na razie zadowolić wzrostem płac o 150 zł brutto od stycznia 2017 (wypłacane jest wyrównanie) i 200 złotych brutto od sierpnia 2017. Sukcesem zakończyły się natomiast starania o nagrody. Wyniosą one od 1000 do 1500 zł, a więc dokładnie tyle, ile żądali związkowcy.
Co sprawiło, że zarząd poszedł na ustępstwa? Związkowcy zirytowani impasem negocjacyjnym sięgnęli po stary i sprawdzony oręż – groźbę przeprowadzenia strajku.
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
3300 zł za pracę biurokraty, który niczego nie produkuje, ma zapewnioną emeryturę i pracuje na etacie a nie śmieciówce i codziennie pomiata zwykłymi ludźmi (bo on w ZUS pracuje, jest KIMŚ, ma władze urzędnika i nie odpowiada za skutki swoich decyzji!) którzy łożą na jego pensje? Też bym chciał!
ZUS powinien zostać zlikwidowany, a emerytury uśrednione, a liczba pracowników w ZUS zredukowana do ludzi robiących przelewy. Po co łożyć kasę na tych biurokratów? Zżerają publiczne środki i mają o sobie wielkie mniemanie.