Dzięki obietnicy i wprowadzeniu minimalnej płacy godzinowej PiS przekonał do siebie osoby, które w kapitalistycznym podziale pracy znajdowały się na najsłabszej pozycji. Dla zatrudnionych w branży ochroniarskiej, handlowo-usługowej czy rolniczej 13 zł za godzinę było wielką ulgą i realną poprawą materialnych warunków egzystencji. Większych zastrzeżeń do regulacji nie mieli również mocni gracze rynkowi, przedsiębiorcy, którzy i tak płacili swoim pracownikom wyższe stawki. Pomruk niezadowolenia wydali z siebie natomiast janusze biznesu, których jedynym pomysłem na zwiększenie zysków i zdobycie przewagi konkurencyjnej jest utrzymywanie wysokiej stopy wyzysku siły roboczej. Trzynaście złotych wyraźnie zabolało tych, co rywalizować potrafią tylko na niskie płace, a innowacyjność rozumieją jako nowe metody dyscyplinowanie i zastraszanie załogi. Przerażeni perspektywą zwiększenia budżetu wynagrodzeń biznesmeni, nazywani przez pracowników pogardliwie „gównojadami”, rozpoczęli lobbing na rzecz stworzenia wyłomu w ustawie o płacy minimalnej. Wygląda na to, że dopięli swego.
Wiceminister Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej, Stanisław Szwed w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” przyznał, że jego resort wraz z Ministerstwem Rolnictwa pracuje nad rozwiązaniami, które zwolnią z obowiązku wypłacania minimalnej stawki godzinowej firmy z sektora rolniczego i sadowniczego. Licencję na wyzysk mają zyskać przedsiębiorstwa zatrudniające pracowników sezonowych. Ich przedstawiciele, zrzeszeni m.in. Krajowym Związeku Grup Producentów Owoców i Warzyw, czy Zrzeszeniu Producentów Owoców i Warzyw „Nasz Sad”, przez ostatnie miesiące nachodzili biura resortu pracy i lamentowali, że 13 złotych na godzinę zabije ich prężne biznesy. Podobno doprowadzi to do „nieopłacalności produkcji rolnej i utraty konkurencyjności”. Ministerstwo prawdopodobnie się nad nimi zlituje i dumni hodowcy truskawek znów będą mogli płacić jednocyfrowe stawki.
Zapowiedziane zmiany najboleśniej uderzą w pracowników z Ukrainy. To oni swoją ciężką pracą w ostatnich latach wypracowywali zyski rolników i sadowników. Szacuje się, że w całym sektorze pracy sezonowej zatrudnia się ich ok. 250 tys. Są najsłabszym ogniwem w łańcuchu pracy najemnej w Polsce. Słabo znają swoje prawa, podpisują nielegalne umowy o potrąceniu części wynagrodzenia za zakwaterowanie, często nie reagują na praktyki mobbingu i łamania Kodeksu pracy. Dla wyzyskiwaczy są łakomym kąskiem. Zanim weszła w życie ustawa o płacy minimalnej, otrzymywali zaledwie 6-7 zł za godzinę pracy. Część zarobków wysyłają swoim bliskim na Ukrainie. Mało konsumują, nie funkcjonują w lokalnej gospodarce, nie przyczyniają się do wzrostu PKB. Oczywiście trudno obarczać ich za to winą. Twórcami tego patologicznego obrazu są polscy panowie, którzy prawo do wyzysku i głodowych płac uważają za świętość.
Decyzja ministerstwa utrwali współczesną odmianę folwarczno-pańszczyźnianych stosunków społecznych. Nie będzie wzrostu wydatków na innowacyjne metody zwiększania efektywności produkcji. To wyzwanie najwyraźniej przerasta panów plantatorów. Nie będzie presji płacowej, wzrostu popytu wewnętrznego w regionach bazujących na produkcji rolnej. Wzrośnie za to nienawiść ukraińskich pracowników do polskiego „pana”, co najpewniej zdyskontują politycznie nacjonaliści spod znaku Stepana Bandery. Oni grają do jednej bramki wraz z polskimi kapitalistami, którym zależy na destabilizacji Ukrainy. Jedni swoją polityczną witalność czerpią z antyrosyjskich i antypolskich emocji, drudzy z nadzieją czekają na nową edycję konfliktu na wschodzie kraju, co zagwarantuje kolejną dostawę taniej siły roboczej.
Assange o zagrożeniu wolności słowa
Twórca WikiLeaks Julian Assange po kilkunastu latach spędzonych w odosobnieniu i szczęśliw…
A wiecie jaka jest namacalna prawda?
Taka, że u mnie w bloku wypowiedziano umowę firmie ochroniarskiej i zamontowano domofon z kodem aby wejść do budynku, więc firma ma 3 etaty mniej do obsadzenia, bo mieliśmy ochroniarzy całą dobę.
– Po prostu przy tej stawce cena wynajęcia firmy ochroniarskiej jest poza zasięgiem wspólnoty. Tyle w temacie.
Sytuacja, w której właściciel firmy zwiększa swoją marżę dzięki dużej dysproporcji pomiędzy ceną usługi dla klienta a stawka dla pracownika ma miejsce na każdym rynku, ale na szczęście mamy XXI i stoimy u progu rewolucji rynkowej opartej o ekonomię współpracy / sharing economy / peer-to-peer economy itp. Przykład UBERa, który za pomocą platformy internetowej zmienia oblicze taksówek na świecie. Platformy peer-to-peer mają jeszcze jeden ważny aspekt – skracają cały łańcuch dostaw z pkt widzenia marży, a co za tym idzie oferują lepszą cenę dla klienta i lepsza marżę dla tego kto de facto wykonuje usługę. Dlatego wg mnie mają przed sobą obszar do dużego rozwoju. W Polsce kilku zapaleńców peer-to-peer economy / ekonomi współpracy rozwija właśnie polskiego Ubera dla branży usług sprzątania. Mają ciekawy model biznesowy, który jest unikatowy – łączą funkcjonalność ubera z „społecznościówką” blablacar. Polecam przyjrzeć się posprzatajmi.pl – wg mnie to może właśnie polski uber w innej branży? Trzymam za nich kciuki KowalA
Niech mi ktoś powie gdzie polscy emigranci zarobkowi zarabiają tyle ile obywatele państw w których pracują? Nigdzie. Więc czemu w Polsce imigranci z innych państw mają mieć ustawowo zagwarantowane takie zarobki jak Polak? Pracownicy z Ukrainy zarabiają u siebie równowartość 300-400 zł miesięcznie pod warunkiem, że znajdą pracę, u nas zarobią 1500 zł wypłatę dostaną w dolaracj, które u siebie wymienią i zyskają na tej wymianie, zatem czy dzieje im się tu krzywda?
Pracuję w Wiekiej Brytanii. Tutaj stawka minimalna dotyczy wszystkich pracujących a firmy które (nielegalnie) płacą poniżej stawki minimalnej są dotkliwie karane. W firmie w której pracuje nikt z kierownictwa nie odważyłby się dyskryminować pracownika że względu na jego pochodzenie.
W irlandii.
W Norwegii .
dobrze napisane P.Pawle trudno przyznać ale banderyzm miał właśnie takie podstawy wyzysk „panów” czyt złodzieji polskich, ludności tubylczej ,to właśnie odbywa się dzisiaj na terenach Polski a gdyby nie możliwość wyjazdów ludzi na zachód dawno mielibyśmy rewolucję
Wstyd wielki mnie ogarnia z powodu bycia homo sapiens. Ten gatunek zwierząt to najpotworniejszy przypadek w galaktyce! Oby zniknął jak najszybciej!
Ależ Kaziu! Zacznij od siebie!!! Kawał sznura i już populacja Homo sapiens zmniejszy się o jednego osobnika :DDDDDD
Może tak zainteresuje się Pan Panie redaktorze tymi kokosami jakie rolnik trzepie ze swoich hektarów… Nad cenami skupu i kosztami się Pan zastanowi…
A najlepiej – niech się pan przekwalifikuje, skoro na uprawie roli taki ,,majątek” się zbija. Weźmie pan sobie na kredyt ze 300 ha, maszyny, budynki i… niechaj Pan gospodaruje. Szczęścia życzę.
W ubiegłych latach czysty zysk producenta na kilogramie jabłek wahał się w granicach kilkunastu do kilkudziesięciu groszy. Na kilogramie truskawek – podobnie. A na plantacjach potrzebni są ludzie do pracy. Truskawki kombajnem się nie zbierze Identycznie rzecz ma się z jabłkami.
I niech się Pan zastanowi – skąd wziąć kasę na podniesienie stawek średnio dwukrotnie?
To nie Niemcy czy Dania gdzie obowiązują ceny minimalne skupu płodów rolnych.
Jeżeli państwo takie ustanowi, w wysokości zapewniającej godziwe zyski rolnikom – wówczas może wymagać stosowania ,,miejskich” stawek płacowych.
W dzisiejszych realiach ceny skupu dyktują hurtownicy i to oni zgarniają największe profity z produktów rolnych nieprzetworzonych.
Nie stać mnie na pracownika – to ukradnę część należnej mu pensji, zmuszając go sponsorowania mojego interesu. Kwintesencja wiejskiego pasożytnictwa, dla którego brak podatków, składek oraz dopłaty, dotacje i skupy interwencyjne to jeszcze za mało. Kiedy wszyscy będą równi wobec prawa?
Zauważ że rolnicy nie poszli dyskutować do ministrów cen minimalnych skupu płodów rolnych a poszli dyskutować obniżkę stawki minimalnej. Zgadzam się z fauxpas, to jest kwintesencja wieśniactwa. Howgh.