Ostatnie miesiące to fatalny czas dla najbardziej uciskanych i prześladowanych grup społecznych w tym kraju. Katolicy, kierowcy i przedsiębiorcy – o których tu, rzecz jasna, mowa – muszą każdego dnia stawiać czoła coraz bardziej bezwzględnym oprawcom.

Z najnowszego raportu CBOS-u wynika, że Polacy nie chcą już chodzić do kościoła. Między rokiem 1992 a 2021 liczba praktykujących w grupie wiekowej 18-24 lata spadła z 69 proc. do 23 proc. Oczywiście sam Kościół nie jest tu niczemu winien. Długie lata bezkarnego gwałcenia dzieci, jawna nienawiść wobec kobiet i ostentacyjne zblatowanie z faszyzującą władzą na ów stan przecie wpłynąć nie mogły. Złotousty biskup Jędraszewski wprost stwierdza, że za tak radykalną sekularyzację młodzieży odpowiedzialne są smartfony! A wiadomo, skąd te piekielne narzędzia pochodzą… I jaka tam partia rządzi… A nawet jeśli rzeczone smartfony nie pochodzą od tych chińskich komuchów, to na Zachodzie produkują je sami Żydzi i masoni! Żydo-komuno-masoneria zawsze przeciwko jedynemu słusznemu Kościołowi!

Pierwszego stycznia wszedł w życie nowy taryfikator mandatów. Królowie polskich szos nawet za leciutkie przekroczenie prędkości – dajmy na to jazdę ok. 150 km/h w terenie zabudowanym – muszą dziś zapłacić nawet dwa i pół tysiąca złotych! To skandal! PiS-owski reżim sięga do kieszeni tych, którzy tworzą dobrobyt kapitalistycznej Polski! Przecież aż tyle podatków – ci nasi dobrodzieje – muszą zapłacić np., tankując wysokooktanową benzynę, kupując nowego merola, ubezpieczając te swoje wszystkie luksusowe samochody itd. I teraz co? Mają płacić za swoją zaradność?

A może mają poruszać się taką samą prędkością, co te biedaki w komunikacji zbiorowej? Mają jechać z taką samą prędkością, co te plugawe autobusy, tramwaje czy rowery!? A tfu!

„Być może” dzięki wprowadzonym zmianom w taryfikatorze na ulicach będzie bezpieczniej, umrze kilka razy mniej uczestników ruchu drogowego, kilka razy mniej straci życie, ale czy to jest wystarczający powód, by ograniczać WOLNOŚĆ polskich królów szos, naszej drogowej elity!?! Kierowcy postanowili więc wszcząć ogólnopolski protest i teraz – na złość PiS-owskiemu reżimowi – będą jeździć zgodnie z przepisami! Ha-ha! Słodka zemsta! Kaczyści się po tym nie pozbierają!

Ale uwaga! Jeśli jesteś zarówno katolikiem, jak i kierowcą (a do tego białym heteroseksualnym mężczyzną), to zdecydowanie możesz się dziś czuć zaszczuty. Ale jeśli dodatkowo jesteś przedsiębiorcą, to powinieneś się czuć niemalże torturowany! Nie dość, że wszedł w tym roku Polski Ład, dzięki któremu możesz zyskać na ulgach podatkowych (np. dla start-upowców) i dodatkowo oszczędzić na obniżeniu kosztów zatrudnienia pracownika, to jeszcze dojeżdża cię lewica, stosując język przemocy! Skandal!

Posłanka parlamentarnej Lewicy, Anna-Maria Żukowska, skomentowała artykuł w prawicowej „Gazecie Wyborczej”, dotyczący fatalnych zarobków w mikrofirmach, będących patologią naszego systemu gospodarczego. I – co wydaje się niedopuszczalne dla hegemonicznej PO-PiS-owej prawicy w Polsce – użyła funkcjonującego w mediach od lat terminu „biedafirmy”!

Hejt ze strony faszyzującej, PO-PiS-owskiej prawicy przekroczył wszelakie możliwe granice przyzwoitości. Podobnie było kilka lat temu, gdy skrajnie prawicowy, główny ideolog PO, Leszek Balcerowicz stwierdził, że używanie terminu „umowa śmieciowa”, to mowa nienawiści. Zresztą, podobnie było w latach 30. XX wieku w Niemczech, gdy nazistom zarzucano totalitaryzm i katowanie bezbronnych obywateli. Wówczas to nie przemoc wobec lewicy, Żydów czy związkowców była karana, a właśnie mówienie na głos o owej przemocy. Zatem – wedle neoliberalnej logiki – nie sama przemoc wobec nieuprzywilejowanych powinna być karana, a rozpowiadanie o tej przemocy.

Biedafirmy to udręka naszej gospodarki. Racjonalnie problem ten opisuje ekonomista Jan Zygmuntowski.

Po pierwsze, spora część „jednoosobowych działalności gospodarczych”, to pracownicy wypchnięci na samozatrudnienie, by wielki kapitał mógł ich (oraz własne państwa) skuteczniej okradać.

Po drugie, mikroprzedsiębiorstwa konkurują z większymi przede wszystkim biednymi warunkami pracy. Po trzecie promocja „jednoosobowych działalności gospodarczych” to patologia. Lepsza dla wszystkich jest spółdzielczość!

Dodam jeszcze do tego, że promocja „przedsiębiorczości” zamiast promocji współdziałania i solidarności pracowniczej, to zabieg ideologiczny mający na celu wciśnięcie fałszywej świadomości burżuazyjnej pracownikom rozliczającym się z fiskusem. Sztuczne samozatrudnienie ma im dać iluzję bycia kapitalistą, bo rozliczają się jak wielkie podmioty gospodarcze, korporacje itd. Wtedy pracownik myśli, że jest psiepsiembiorcom, a nie pracownikiem…

Zwróćmy uwagę, że skrajnie prawicowa ideologia neoliberalna wciskana jest nam na siłę od dziecka… i nie ma też żadnej alternatywy. W szkole – choćby tylko „na papierze” – mamy możliwość zrezygnowania z nauczania religii katolickiej i zapisania się na etykę. Natomiast, jeszcze bardziej indoktrynującego, przedmiotu pt. „Podstawy Przedsiębiorczości” nie jesteśmy w stanie uniknąć… Nie ma żadnych „Podstaw Ekonomii”… Nikt z nas nie ma prawa zapoznać się z regułami rynku pracy, różnorodnymi nurtami ekonomicznymi ostatnich wieków… Nie! Mamy się uczyć tego, jak klękać przed kapitalistą! Przed panem, co nam „daje” pracę…

Ech, ci biedni przedsiębiorcy, jak oni mają trudno z tymi świadomymi lewakami (stanowiącymi poniżej 10 proc. polskiej społeczeństwa), którzy chcą jakiejś elementarnej sprawiedliwości w tym najbardziej prawicowym kraju UE. No ale – jak twierdzą badacze społeczni tacy jak Joel Kotkin – ten faszyzujący kult przedsiębiorczości doprowadzi nas do nowego średniowiecza… Chyba że się mu radykalnie przeciwstawimy.

Ale czy damy radę?

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski

Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…