Jak ostrzegają organizacje międzynarodowe, ponad jednej trzeciej mieszkańców Sudanu Południowego brakuje żywności. Coraz bardziej realne staje się widmo masowego głodu, dziesiątkującego społeczeństwo ogarniętego wojną domową najbardziej niestabilnego państwa na świecie.
Wojna domowa o podłożu etnicznym, spowodowana domniemanym zamachem stanu, trwa w Sudanie Południowym – najmłodszym państwie świata, od dwóch lat. Wyjątkowo okrutny konflikt, toczący się na oczach obojętnej i bezczynnej misji „stabilizacyjnej” ONZ pochłonął dziesiątki tysięcy ofiar; obie strony – zarówno rządowa jak i rebeliancka, stosują okrutną przemoc wobec ludności cywilnej. Masowe gwałty, niewolnictwo seksualne, wcielanie do wojska dzieci, akty wymuszonego kanibalizmu i najbardziej koszmarne tortury zostały opisane w raporcie Unii Afrykańskiej, jak i w wielu dokumentach organizacji międzynarodowych, m.in. przez Lekarzy bez Granic. MSF stwierdził też niedawno, że żołnierze ONZ w żaden sposób nie próbują powstrzymać rzezi, nie zatrzymało jej też podpisane w sierpniu zawieszenie broni.
Jak alarmuje Czerwony Krzyż, coraz bardziej realne staje się też widmo masowego głodu. – Setki tysięcy Sudańczyków żyje w skrajnym niedożywieniu – mówi Juerg Eglin, szef organizacji w Sudanie Południowym. Spośród 12 mln obywateli, 3,9 mln jest poważnie zagrożonych skutkami braku żywności, z czego 3,1 mln doświadcza „kryzysu”, 800 tys. wymaga natychmiastowej interwencji, a 40 tys. może w najbliższym czasie umrzeć z głodu. Ta grupa to w większości mieszkańcy stanu Unity, który jest też najbardziej doświadczony dramatem wojny i ludobójstwem.
Ze względu na wojnę, 2,2 mln ludzi musiało opuścić swoje domy i ukrywać się w lesie i na bagnach. Pola leżą odłogiem, bydło zostało rozkradzione, zabite lub powymierało ze względu na choroby i brak paszy. Konflikt całkowicie zrujnował gospodarkę, doprowadzając do głębokiej zapaści ekonomicznej. Tymczasem, jak twierdzi Mario Zappacosta, przewodniczący organizacji Food and Agriculture (ang. Żywność i Rolnictwo), Unity i inne regiony dotknięte wojną już wcześniej potrzebowały pomocy ze strony światowej sieci humanitarnej. Obecnie dotarcie do ofiar głodu z żywnością i pomocą jest bardzo trudne, swoje szpitale zamknąć musieli nawet Lekarze bez Granic, przyzwyczajeni do pracy w czasie wojny.
– W zeszłym roku nie obsiano pól, w tym wybito, ukradziono lub zjedzono całe bydło. Z rejonów zajętych wojną uciekają ludzie, którzy żywią się tym, co znajdą w lesie, którzy nie mają nic, wszystko stracili – mówi Zappacosta. Jak twierdzi, tak długo, jak trwają walki, sytuacji nie ma szans zmienić się na lepsze.
[crp]Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…