Prywatny właściciel zadecydował o wyburzeniu XIX-wiecznego budynku szkoły talmudycznej w Koninie. Przeciwko rozbiórce protestowali mieszkańcy. Bezskutecznie, bo okazało się, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Jak do tego doszło i kto wydał zezwolenie na zniszczenie jednej z najbardziej charakterystycznych budowli w mieście?
Budynek położony przy ulicy Mickiewicza liczył sobie niemal 200 lat. Został wzniesiony w XIX wieku przez konińską społeczność żydowską, która wykorzystywała kompleks jako szkołę talmudyczną i synagogę. Przetrwał nawet okupację hitlerowską, choć podczas wojny naziści wykorzystywali go jako magazyn i stajnie. Po wyzwoleniu budynek był nieużytkowany aż do lat 70. kiedy władza ludowa zadecydowało o jego odrestaurowaniu i przerobieniu na bibliotekę. W tej formie służył społeczności lokalnej aż do 2008 roku, kiedy roszczenia do nieruchomości zgłosił Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich RP. Po skutecznym uzyskaniu prawa do własności, organizacja sprzedała zabytek prywatnemu właścicielowi. Wtedy zaczął się dramat. Prywaciarz nie pozwolił bowiem na dalsze funkcjonowanie biblioteki i ogłosił, że budynek zamierza wyburzyć, a na jego miejscu postawić hotel. Mieszkańcy byli jednak spokojni, gdyż nie wierzyli, że odpowiednie organy wydadzą pozwolenie na rozbiórkę. A jednak – 22 lipca br. buldożery w ciągu kilku godzin obróciły zabytkowy gmach w stertę gruzów. Poruszeni mieszkańcy próbowali zatrzymać dewastację wzywając policję. Funkcjonariusze nie mogli jednak nic zrobić, gdyż – jak się okazało – właściciel uzyskał wcześniej zgodę na prowadzenie prac. Według cytowanego przez „Głos Wielkopolski” prezydenta Konina Józefa Nowickiego – rozbiórka nastąpiła w oparciu o decyzję wydaną przez Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego i pozwolenie wydane przez konińską delegaturę Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Poznaniu.
– Szkoła talmudyczna w Koninie nie była wpisana do rejestru zabytków – tłumaczy „Głosowi Wielkopolskiemu” Janusz Tomala, kierownik konińskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków, który zgodził się na wyburzenie. – W 1973 roku budynek został wyremontowany i zaadaptowany na bibliotekę. Wtedy też ingerowano w jego elewację. To nie był już oryginał. To nie był zabytek. Obiekt stanowił raczej atrapę – przekonuje Tomala.
Innego zdania jest Jolanta Goszczyńska, wielkopolski wojewódzki konserwator zabytków, która uważa, że budynek znajdował się terenie zabytkowego układu urbanistycznego miasta Konina, jak również figurował w gminnej ewidencji zabytków. Goszczyńska zapowiedziała zbadanie sprawy wydania pozwolenia na jego rozbiórkę.
Interwencje zapowiedziała również Magdalena Gawin, generalny konserwator zabytków i zarazem podsekretarz stanu. – Jeśli budynek jest w ewidencji zabytków, zgoda na rozbiórkę musi być poprzedzona skreśleniem z ewidencji, której dokonuje wyłącznie wojewódzki konserwator zabytków. W taki sposób unikniemy sytuacji, która miała miejsce w Koninie – powiedziała „Głosowi”
Jedno jest pewne – budynek szkoły talmudycznej padł ofiarą kapitalistycznej logiki wszechwładzy prawa własności. Dopóki zabytek znajdował się w rękach publicznych, służył społeczeństwu i zdobił przestrzeń miasta. Niestety, prywatny właściciel nie miał żadnego poszanowania dla tego wyjątkowego miejsca. – Mieliśmy do tego obiektu emocjonalny stosunek. Budynek był pamiątką po Żydach. Ktoś zniszczył coś ważnego – powiedziała Ewa Gaj z Ruchu Miejskiego O.K. Osiedle Konin.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Skoro budynek nie figurował w rejestrze zabytków, to o co kaman? Jeśli komuś na nim zależało, to powinien zawczasu wystąpić o wpis do rejestru, albo odkupić go od właściciela i uczynić z nim według uznania. To ciekawe, że podmiot teoretycznie najbardziej zainteresowany zachowaniem budynku, czyli Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich RP, sprzedał go osobie trzeciej. Żydzi z reguły znają się na wartości, można więc wysnuć, że ów budynek szczególnej nie przedstawiał.
oto jest „święta własność prywatna”. W całej Polsce setki, jeśli nie tysiące starych szacownych, choć nie zawsze figurujących w rejestrze zabytków, budowli zamieniło się w gruz, kiedy wywalono z nich szkoły, biblioteki itp. i oddawano w prywatne łapska np. jako ekwiwalent za mienie zabużańskie.