Warszawa jak New Delhi, Kraków – dwukrotnie brudniejszy od Pekinu. Cała południowo-wschodnia część Polski po prostu się dusi – w większości miast normy przekroczone są sześcio, siedmio, a czasem nawet kilkunastokrotnie. Jeśli nie musimy, lepiej nie wychodzić z domu.
Nie dajmy się zwieść – mgła, która nie przepuszcza ostro świecącego dzisiaj słońca nie jest zjawiskiem meteorologicznym, a zapach palonej opony nie bierze się stąd, że ktoś podpalił śmietnik na podwórku. Niemal w całej Polsce poziom jakości powietrza jest dzisiaj dramatyczny – lepiej w ogóle nie wychodzić z domu; z pewnością natomiast należy unikać aktywności fizycznej, jazdy na rowerze, biegania czy spacerów. Stacja pomiaru powietrza w Warszawie pokazała 796 proc. normy dla PM 2,5, najdrobniejszych i najbardziej niebezpiecznych dla życia i zdrowia człowieka pyłów. I bynajmniej nie jest to wynik rekordowy. W Piastowie o godz. 11 odnotowano 852 proc. normy, w Otwocku o 932 proc. Aglomeracja warszawska bynajmniej nie jest wyjątkiem. Z katastrofą mamy dzisiaj do czynienia w Białymstoku, Płocku, Siedlcach, Lublinie, Radomiu, w Łodzi i aglomeracji łódzkiej, w Częstochowie, Piotrkowie Trybunalskim, we wszystkich miastach Górnego Śląska, w Krakowie i okolicach, w Żywcu, Nowym Targu, w Tarnowie, Krośnie, Przemyślu i w Kielcach, gdzie normy zostały przekroczone 14-krotnie. Od rakotwórczych pyłów wolne są jedynie miasta nadmorskie – Słupsk, Koszalin i Trójmiasto, w pozostałych miastach kraju utrzymuje się zwykły, niezdrowy poziom, który w wielu miastach zachodnich i tak zostały uznany za stan alarmowy – w Polsce ogłasza się go przy zanieczyszczeniu powyżej 300 μm/m3, w Rzymie czy w Paryżu – powyżej 100 μm/m3, który to stan u nas nie wymaga nawet informowania obywateli o zagrożeniu.
Polska – obok Bułgarii – jest najbrudniejszym krajem Unii Europejskiej. Rocznie z powodu zatrucia powietrza umiera 40 tys. osób – trujące pyły przyczyniają się do rozwijania się raka płuc, astmy, chorób serca, a nawet, jak wynika z najnowszych badań, demencji. Według wyliczeń Banku Światowego, który w zeszłym roku opublikował raport na temat globalnych kosztów zanieczyszczenia powietrza, rocznie z powodu trujących oparów tracimy ok. 250 mln zł rocznie – w kwocie tej mieszczą się zarówno koszty dodatkowego leczenia, w tym hospitalizacji, jak i przedwczesnych zgonów i krótszego życia w dobrym zdrowiu.
Jednak według ministra zdrowia, Konstantego Radziwiłła, zagrożenie jest „teoretyczne” i nie ma sensu o nim rozmawiać, dopóki jakaś część Polaków pali papierosy, które są bardziej szkodliwe dla zdrowia.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
W latach 60-90 ub wieku zanieczyszczenie to było wielokrotnie wyższe, jednak z powodu kilku smug dymu nikt alarmu p-chem nie wszczynał, a naród polski jakoś nie wymarł… Sam mieszkam w miasteczku ,gdzie poziom zanieczyszczenia metalami ciężkimi permanentnie 8-11 razy przekraczał wszelkie normy i… jakoś ludność nie padała jak przysłowiowe muchy na ołowicę… Czego nie dało się powiedzieć o pracownikach fabryki akumulatorów…
Dobry sposób na zmniejszenie frekwencji np. na demonstracji antyrasistowskiej. Jak nie terrorystyczne zagrożenie, to świńska grypa lub mikronowe zanieczyszczenia. Rzeczywiste, ale nagłaśniane w miarę potrzeby.