Ten komentarz, mimo, że napisany z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet, skierowany jest przede wszystkim do mężczyzn. A zwłaszcza tych, którzy odczuwają potrzebę, by 8 marca płci przeciwnej coś wynagrodzić, lub w związku z tym dniem zabłysnąć wyjątkowymi uczynkami – pozmywaniem naczyń, zrobieniem obiadu czy odebraniem dziecka z przedszkola. Jeśli takie obowiązki są waszą powinnością wyłącznie dzisiaj, to nie pozostaje Wam nic innego jak wstyd i żaden kwiatek czy czekoladki z serduszkami nie zmienią obrazu blamażu. Jeśli natomiast dzielicie na co dzień wszystkie obowiązki, uczciwie, po równo ze swoimi partnerkami, to zajmijcie się dzisiaj tym, co zwykle.
Zdaję sobie sprawę, że oprócz niebotycznie męskich mężczyzn, którzy wiedzą i decydują o tym co wolno kobietom, a co powinni robić faceci, są w tym kraju również normalni posiadacze penisów, co zdają sobie sprawę, że ich narząd płciowy nie ma większego znaczenia w życiu społecznym, a równouprawnienie na wszystkich jego płaszczyznach jest niewymagającą namysłu ani dyskusji oczywistością. Dla takich facetów przymiotniki „męski” czy „kobiecy” odnoszą się do strojów kąpielowych, do ph żelu do higieny intymnej (tak, mężczyźni też takich używają), a nie, jak to uczy prawica i kler – do obowiązków domowych, szczególnych zdolności czy emocji. Mężczyźni, którzy przerobili lekcję z gender (to taka dyscyplina naukowa) oczywiście popierają walkę kobiet przeciwko reżimowi narodowo-konserwatywnych smutnych dziadów, którzy za cel postawili sobie pozbawienie połowy społeczeństwa prawa do decydowała o własnych ciałach.
Problem polega na tym, że ich, oczywiście słuszna i postępowa, potrzeba angażowania się w walkę z patriarchatem, czasem przyjmuje formy o dość patriarchalnym zabawieniu. Mam tu na myśli sytuacje, w których faceci pouczają kobiety w kwestii metod i oręża prowadzenia batalii o ich prawa. Wtedy słyszymy o deficycie pasji i radykalizmu, czy, o zgrozo, o jego nadmiarze i zacietrzewieniu; wskazują na konieczność skupienia się na problemie aborcji, przy jednoczesnym, jakże logicznym, odpuszczeniu innych obszarów. Wszystkie te dobre rady wynikają oczywiście z jak najlepszych intencji i woli uczynienia tego świata lepszym i bardziej równym miejscem. Każdy facet z dystansem do swojej męskości powinien zrozumieć, że o tym w jaki sposób i za pomocą jakich środków walka będzie toczona, powinny zadecydować same kobiety.
Co zatem możemy zrobić dla nich 8 marca? Dopuścić je wreszcie do głosu, pozwolić zadecydować, zamanifestować po swojemu gniew i niezadowolenie. Odpuśćmy sobie najszczersze rady, drogocenne wskazówki i odkrywcze spostrzeżenia. Oczywiście, okazujmy solidarność, reagujmy, podobnie jak każdego dnia, na seksistowskie dowcipy naszych kolegów z pracy i kretyńskie uwagi o kobietach za kierownicą. A nie pchajmy się do mikrofonów, kamer i klawiatur w redakcjach, kiedy głównym tematem są ich sprawy. Nas, facetów jest stanowczo za dużo. Nie w sensie ilościowym, ale znaczeniowym. To w naszą stronę kierują wzrok pracownicy banków, kiedy trzeba podjąć decyzję. To w naszą stronę spoglądają kasjerki, kiedy przychodzi do płacenia, to nas jest zdecydowanie za dużo w debatach telewizyjnych, parlamentach i managamentach. Jeśli chcemy coś naprawdę zrobić dla kobiet w dniu ich święta, to dajmy im dzisiaj działać i mówić. A najlepiej nie tylko dzisiaj.
Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski
Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…
Brawo P.Piotrze dobrze powiedziane