Amerykańska paranoja narasta w tempie geometrycznym. Światło dzienne ujrzała właśnie heroiczna akcja tamtejszej policji granicznej. Na lotnisku w Seattle zakazano wstępu podejrzanym o agenturalność.
Funkcjonariusze U.S. Customs and Border Protection (amerykański ekwiwalent polskiej Straży Granicznej) z pewnością działają teraz ze zwiększoną ostrożnością wobec zakazu wjazdu dla muzułmanów oraz ostatnich rewelacji Wikileaks ujawnionych pod kryptonimem Vault7. Jednym z kierunków ich wzmożonej aktywności jest poszukiwanie „agentów”.
W tym przypadku odnaleźli ich w składzie włoskiej kapeli postpunkowej. Już sama jej nazwa – Soviet Soviet – musiała nasunąć funkcjonariuszom bardzo czytelne skojarzenia. Jej członkowie zostali zatrzymani na lotnisku w Seattle, w stanie Waszyngton. Gdy tylko okazali swoje dokumenty tożsamości oraz inne dokumenty uprawniające do wjazdu na teren USA funkcjonariusze im je odebrali i zaprowadzili ich do swoich pomieszczeń służbowych. Trzech członków kapeli poddano wielogodzinnym przesłuchaniom. Cytowani przez różne media twierdzą, że nazywano ich „agentami”. Na tym jednak się nie skończyło. Przewieziono ich później do aresztu, gdzie spędzili noc. Następnego dnia, w kajdankach i eskortowani przez policję zostali wprowadzeni na pokład samolotu rejsowego do Włoch.
Jako oficjalny powód odmowy służby graniczne wskazały brak właściwych dokumentów umożliwiających przekroczenie amerykańskiej granicy w zadeklarowanych przez Soviet Soviet celach podróży. Kapela podróżowała w ramach programu ESTA, znanego również jako Visa Waiver Program. Jego uczestnicy mają prawo do wjazdu na teren USA pod pewnymi szczególnymi warunkami; jednym z nich jest brak możliwości świadczenia pracy czy usług w Stanach Zjednoczonych lub prowadzenia jakiejkolwiek innej działalności skutkującej uzyskiwaniem dochodu. Soviet Soviet mieli zagrać jeden koncert na zaproszenie publicznej rozgłośni radiowej KEXP i wypromować w ten sposób wydaną niedawno ich nową płytę. Ten koncert, podobnie jak następny, który miał odbyć się w Austin, stolicy stanu Texas, miał być wydarzeniem stricte promocyjnym i nie łączył się z żadnymi honorariami dla artystów. Potwierdzały to zaproszenia wystawione dla zespołu.
Reakcje amerykańskich pograniczników wydają się co najmniej dziwaczne, zważywszy, iż ESTA to program, z którego dla pobytu w USA związanego z nieodpłatnymi występami czy pokazami korzysta większość artystów. Niektórzy prawnicy specjalizujący się w obsłudze tego typu podróży do USA twierdzą, że incydent z ósmego marca i komentarze amerykańskich instytucji do tej sprawy zapowiadają o wiele bardziej restrykcyjną interpretację przepisów związanych z ESTA, to zaś może być skutkiem wyłącznie pogłębiającej się paranoi za oceanem.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…