Już nie partner i przyjaciel, a sponsor terroryzmu – Arabia Saudyjska i cztery inne państwa arabskie nieoczekiwanie zmieniły zdanie na temat Kataru. Ar-Rijad dodatkowo wyrzucił emirat z koalicji walczącej w Jemenie.

Emir Kataru z jednego z najlepszych przyjaciół króla Arabii Saudyjskiej stał się strasznym wrogiem / fot. Wikimedia Commons

Arabia Saudyjska, a w ślad za nią Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn i Egipt ogłosiły zerwanie stosunków dyplomatycznych z Katarem z powodu… sponsorowania terroryzmu przez władze w Ad-Dausze. Trzy pierwsze państwa ogłosiły ponadto, że zawieszają wszelkie połączenia lotnicze i naziemne z Katarem, a obywatele katarscy mają dwa tygodnie na opuszczenie ich terytoriów. Wreszcie Arabia Saudyjska z hukiem wyrzuciła Ad-Dauhę z koalicji prowadzącej wojnę w Jemenie.

W oskarżeniach pod adresem Kataru absurd goni absurd. Ar-Rijad „nagle zauważył”, że Katar udziela od lat wsparcia fundamentalistycznemu ruchowi Braci Muzułmanów, Egipt „dopiero zorientował się”, że pomoc ta nie wygasła po tym, gdy władze wojskowe w Kairze zdelegalizowały lokalny oddział Braci (obaliwszy uprzednio wywodzącego się z niego prezydenta razem z jego wątpliwym programem reform). Saudyjscy włodarze i media kipią oburzeniem, przekonując, że Katar pomagał także Al-Ka’idzie oraz Państwu Islamskiemu, a poprzez swoje media czytane w całym świecie arabskim budował niektórym ekstremistom dobry PR. Wszystko prawda, tyle, że dokładnie to samo można zarzucić Arabii Saudyjskiej, a oba kraje w tego typu działaniach współpracowały. Jeszcze kilkanaście dni temu, podczas wizyty Donalda Trumpa w Ar-Rijadzie, jednym głosem zapewniały, że chcą walczyć z terrorystami, równocześnie załatwiając sobie kontrakty zbrojeniowe z myślą o wspieraniu „właściwych” ekstremistów.

Właśnie wizyta Trumpa wydaje się stać u źródeł całej historii. Saudyjski dwór, zachwycony, jak łatwo wmówił amerykańskiemu prezydentowi własne pomysły na politykę regionalną, przede wszystkim bezpardonowe potępienie Iranu, wyszedł z założenia, że może postraszyć konkurentów w lokalnej walce o wpływy, bo poparcie Waszyngtonu i tak będzie mieć po swojej stronie. Katar tymczasem, chociaż był ważnym partnerem Saudów, systematycznie podpadał im zbyt elastyczną polityką wobec Iranu: a to nie wahał się zawierać z Teheranem kontraktów dotyczących wydobycia i przesyłu gazu, a to za mało stanowczo potępiał bunty szyitów w Bahrajnie. Teraz też bezpośrednią przyczyną świętego oburzenia Saudów są słowa emira Kataru, który mówił podobno o konstruktywnym budowaniu kontaktów z Iranem i bezsensie nakręcania iranofobii. Saudyjskie media błyskawicznie zrobiły z tej wypowiedzi deklarację poparcia m.in. dla Hezbollahu. Katar utrzymuje, że nagłaśniane i rozdmuchiwane słowa nigdy nie padły, a ich publikacja jest efektem ataku hakerskiego na witrynę krajowej agencji informacyjnej.

Na razie jednak reakcja USA może w Ar-Rijadzie zawodzić. Amerykański sekretarz stanu Rex Tillerson wezwał wszystkie zaprzyjaźnione z Waszyngtonem kraje Zatoki do przedyskutowania wzajemnych różnic i dogadania się.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. To tylko gaz i ropa. Warto poczytać choćby Haaretz i nabrać dystansu do tych oskarżeń. Jak wykazuje doświadczenie, na Bliskim Wschodzie węzeł splatanych interesow jest czarną magia dla rodakow nad Wisłą. Łatwo da się nabrać na fałszywy trop.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej

Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…