VAT na leki weterynaryjne zostaje na poziomie 8 procent. Ale spokojnie. Nie otwierajcie jeszcze szampana.
Rząd PiS wziął sobie głęboko do serca dowcip o strapionym Żydzie, rabinie i kozie. W tej grze, którą z nami toczy, postawił się w roli rabina. Z tą różnicą, że kiedy wycofuje jakąś niepopularną kozę: szkodliwą ustawę, rozporządzenie, obywatelski projekt rodem z kosmosu, to za chwilę możemy się spodziewać, że powróci ona incognito w nocnym głosowaniu albo zostanie podmieniona na pięć małych, równie szkodliwych koźlątek.
Partia Kaczyńskiego do perfekcji doprowadziła technikę manipulacji z pogranicza psychologii społecznej i biznesu, która nazywa się „drzwiami w twarz”. Która polega na tym, że przedstawiamy drugiej stronie ofertę/propozycję/plan, o których wiemy, że są dla naszego oponenta nie do przyjęcia i że z pewnością zareaguje on oburzeniem. Dopiero później składamy ofertę „wyjściową”, udając, że łagodzimy stanowisko – i zwykle uzyskujemy to, na czym nam zależy, bo przeciwnik ma poczucie małego zwycięstwa. Tak często wyglądają ustępstwa PiS – są pozorne. Zamiast jednej dużej nowelizacji Kodeksu pracy mamy szereg malutkich zapisów i zapisików.
Media trzęsły się od wyliczeń, ile nagród przyznali sobie na koniec roku poszczególni ministrowie, gdy na scenę wkroczył rabin i gromko zakrzyknął: „To za wiele! Oddawać nagrody, ale już!”. I zebrał oklaski, a zwykli zjadacze chleba albo ocierali spocone czoła z ulgą, ze koza jednak zniknęła z horyzontu, albo mieli poczucie indywidualnego zwycięstwa po podpisaniu szeregu petycji. Powiecie – no, przecież w końcu oddali. Jasne. Ale jednocześnie zyskali możliwość odpisania sobie od podatku darowizny na kościół (Caritas). To nawet kilkanaście tysięcy, które wrócą do ministrów i ministerek jak bumerang.
Jeśli chodzi o zaostrzenie prawa aborcyjnego, PiS jest kryte z każdej strony: po fali Czarnych Protestów odetchnęłyśmy z względną ulgą, że udało się obronić status quo, choć status quo jest kompromisem ustawionym 3 milimetry od ściany, podczas gdy cała Europa dąży dziś do liberalizacji. Rządzący mają również w zanadrzu drugi scenariusz: jeśli dojdzie do wniosku, że bardziej opłaci się jednak wprowadzić obostrzenia, to nie wprowadzi ich w biały dzień, popierając w Sejmie ustawę Kai Godek, ale incognito, z pomocą sędzi Przyłębskiej, na zasadzie „ja mam rączki tutaj!”.
Fermy wiatrowe, które miały zniknąć do 2035 roku, jednak zostaną oszczędzone. Uff? Wcale nie. Pokazują to choćby wyniki najnowszego raport NIK i skutki ustawy antywiatrakowej, która sama branżę do tego czasu wykończy. Zwłaszcza, że w nowej strategii minister Tchórzewski zapowiada inne inwestycje: w wiatraki na morzu, a nawet chce do 2033 postawić elektrownię atomową. Raczkujący wciąż u nas biznes na OZE tym razem zostanie zaszlachtowany niewidzialną ręką rynku.
Normy jakości węgla? Jakież było oburzenie na rząd, kiedy w 2017 nad Polską zawisła czapa smogu. PiS dostało się za swobodną sprzedaż gospodarstwom domowym węgla najgorszej jakości, aby kopalnie mogły się wyprzedać. Ministerstwo Energii i Przedsiębiorczości pod wpływem protestów i nacisków Polskiego Alarmu Smogowego wymodziło zapowiadane od roku rozporządzenie wprowadzające normy jakości. Z odroczoną klauzulą do 2020. Do tego czasu hulaj piec.
Podobny efekt rządzący serwują nam od dwóch dni – nieopisana jest radość na różnego rodzaju forach i w social mediach z powodu wycofania się rządu z pomysłu podwyżki VAT na leki weterynaryjne. To oczywiście świetna wiadomość, nie chce mi się jednak wierzyć w to, że obliczona była na natychmiastową realizację w zaproponowanej postaci. Różne rzeczy można powiedzieć o politykach Prawa i Sprawiedliwości – z pewnością to, że na konserwatywnej mapie wartości wszelkiego rodzaju wegetarianie, ekolodzy, aktywiści praw zwierząt czy fundacje stanowią obiekt drwin. Wielodzietne rodziny również stoją w hierarchii planowania budżetu o wiele wyżej niż opiekunowie zwierząt. Ale z pewnością nie to, że PiS świadomie uderzyłby w rolników, mleczarzy i innych przemysłowych hodowców. Wycofanie się z niepopularnych podwyżek jest dla mnie kolejnym elementem podpuchy i z pewnością powróci w jakiejś zmodyfikowanej formie zdatnej do przełknięcia przez twardy elektorat, niepostrzeżenie, w nocy, jako podpunkt do podpunktu. Jak nie kijem to pałką. Kiedy ten rząd mówi „wygraliście, macie rację!” to dopiero trzeba zacząć się bać. Bo chyba nie macie wątpliwości, że dzieci chyłkiem wrócą na polowania, antyszczepionkowcy, miłośnicy zarodków i Rydzyk dostaną przynajmniej nagrody pocieszenia, a podwyżki cen prądu ostatecznie obciążą nas wszystkich?
Układ domknięty: Tusk – Trzaskowski
Wybór pomiędzy Panem na Chobielinie a Bonżurem jest wyborem czysto estetycznym. I nic w ty…
,, a podwyżki cen prądu ostatecznie obciążą nas wszystkich?”
A czy nasza kochana specjalistka od make upu i obcinania pazurów wie, że przyczyną tego wszystkiego są… WŁAŚNIE OZE?
Opłata na dopłaty do tego wariackiego myku…
Po pierwsze – OZE musi zapewniać stabilność dostaw.
A tego się nie da przeprowadzić.
I tu jest właśnie pies pogrzebany (wbij to sobie droga redaktorko do makówy) dając pierwszeństwo w zasilaniu systemu przez OZE zmuszamy niejako energetykę konwencjonalną do pracy ,,na jałowo”…
A to proceder drogi jak diabli. Ilość spalanego paliwa nie zmniejszy sie za dużo, maksymalnie 10-15% (konieczność utrzymania ,,biegu” całego systemu).
Jaki zysk z tego zabiegu? Jedyna elektrownia tradycyjną w Polsce, która może natychmiast ,,wejść” do pracy jest Porąbka-Żary. Na więcej takich pędzonych wodą, czy szczytowo-pompowych – nie zgodzą się ukochani ,,łobrońce przyrody”. Przecież na Wiśle miało powstać 7 stopni wodnych, które oprócz wytwarzania EE miały zabezpieczać przed powodzią. I to jest jedyny rodzaj OZE który ma jakikolwiek sens, powoduje możliwość PEŁNEGO ZASTĄPIENIA jakiegoś obiektu opalanego węglem. Wszystkie wiatraczki, solary itp. dobre może na skalę mikro dla ogrzania czy oświetlenia chałupki jednorodzinnej – przemysłowo nie nadają się do wykorzystania jako główne źródło. Brak pewności działania.
Słońce mogą zakryć chmury i momentalnie mamy 25% wydajności. Wiatr – albo może wiać jak szalony, albo ustać – w obu przypadkach na wiatraczkach trzeba przerwać produkcję. A w przemyśle większość procesów ma charakter CIĄGŁY i zanik zasilania to straty liczone w milionach złotych.
Dorzuci się Pani redaktor z kolegami ze Strajku do puli???
Ja osobiście nie mam ochoty płacić za idiotyczne fanaberie!
niestety, ale wydaje mi się, że skorpion13 wie co pisze… pomijając zbędne inwektywy. Poza tym, gdyby energia wiatrowa była rzeczywiście opłacalna, kapitalizm już obstawiłby wiatrakami każdą piędź ziemi bez pytania kogokolwiek o zdanie. na razie jest – być może – opłacalna tylko z powodu olbrzymich państwowych dotacji dla producentów. Dopóki nie nauczymy się skutecznie magazynować energii uzyskiwanej sporadycznie, dopóty konwencjonalne elektrownie nie mają alternatywy.
Kolego Skorpionie, czy aby Kolega nie jesteś komuch? Przede wszystkim tych elektrowni na Wiśle to miało być 7, ale tylko na dolnym odcinku, w sumie maiło być ich kole 20-ki, no i wszystko to wymyśliła oczywiście wredna komuna. A Kolega to popiera?! Aha, i ten Program nie miał na myśli tylko skaskadowanie Wisły i rzek dorzecza, ale całościową gospodarkę wodną.
Jak to dobrze że komuna zdechła (a raczej została zarżnięta przez solidaruchów na hameryckim żołdzie), mamy taką piękną przyrodę.