Wykluczenie komunikacyjne mieszkańców wsi i mniejszych miast bije kolejne smutne rekordy. Dla mieszkańców północnego Mazowsza, województw warmińsko-mazurskiego czy podlaskiego prawo jazdy i własny samochód to absolutna konieczność, w innych regionach też nie jest różowo, a lista miejscowości odciętych od świata w 2019 r. jeszcze się wydłuży.
Izraelska firma Mobilis, która kupiła kilka lat temu część regionalnych PKS-ów, teraz na potęgę tnie połączenia i całe lokalne oddziały – latem uznał za nierentowne dalsze funkcjonowanie w Ostrołęce, Ciechanowie, Mińsku Mazowieckim, Przasnyszu i Bartoszycach. Od 2 stycznia zredukował liczbę kursów do miasteczek i wsi wokół Mławy. Arriva, spółka należąca do kolei niemieckich, tylko przez najbliższe pół roku utrzyma oddziały w Bielsku Podlaskim, Sędziszowie Małopolskim, Prudniku, Kędzierzynie-Koźlu oraz Kętrzynie i Węgorzewie. Po tych zmianach północne Mazowsze i województwo warmińsko-mazurskie, gdzie problem z transportem lokalnym już był znaczący, stają się komunikacyjną pustynią.
W fatalnej sytuacji znajdą się jednak również mieszkańcy okolic Gniezna, gdzie tamtejszy PKS ogłosił zawieszenie wszystkich przewozów w okresie szkolnych ferii zimowych oraz cięcia siatki kursów na stałe. Jako że jest w stanie upadłości, najprawdopodobniej liczba połączeń w tym roku spadnie do zera.
Przed wyborami samorządowymi i krótko po nich rząd głośno mówił o tym, że zajmie się komunikacyjnym wykluczeniem. Była to jasna reakcja na obecność tego typu postulatów w programach konkurencji – zarówno lewicy, która bardzo zwracała uwagę na problem transportu, jak i Koalicji Obywatelskiej, która przejęła takie hasła w ramach budowania bardziej „bliskiego ludziom” wizerunku. Pod koniec grudnia Ministerstwo Infrastruktury poinformowało, że nowelizacja przepisów, które mają ułatwić uzdrowienie systemu komunikacji publicznej, jest w planach na styczeń. Zasugerowało też, że państwo znowu zacznie poczuwać się do zapewniania mieszkańcom usług transportowych, bo to publiczne przewozy będą stanowić 70 proc. nowych siatek, opracowanych przez marszałków województw na podstawie zgłoszonego zapotrzebowania. Zaniedbania w temacie transportu lokalnego są jednak tak wielkie, że nawet gdyby ta naprawdę dobra zmiana wypaliła, to na jej efekty przyjdzie zaczekać co najmniej do 2022 r.
Polska Akademia Nauk w 2017 r. wyliczyła, że 20 proc. miejscowości sołeckich w Polsce nie jest w żaden sposób skomunikowanych. Dziś ten wskaźnik z całą pewnością byłby jeszcze wyższy. Klub Jagielloński wyliczył natomiast, na podstawie sprawozdań samorządów, że w gminach, gdzie oficjalnie nie ma dojeżdża nic, żyje blisko 14 mln ludzi.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Autobus to najlepszy środek transportu
Im więcej połączeń autobusowych tym lepiej
Prawo jazdy ma dzisiaj praktycznie każdy pełnosprawny człowiek, a nawet niektórzy niepełnosprawni. A samochód to nie luksus, tylko oczywista rzecz, którą się posiada, tak samo jak komputer, czajnik czy łóżko. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach i wsiach.
Powiedz to tym ludziom z małych miejscowości, którzy nie mogą zarobić na samochód, bo nie mają pracy, bo nie mają czym do niej dojechać.
Wszyscy jeźdźmy samochodami to się nie pomieścimy i zatrujemy całkowicie powietrze. Co za zliberalnione podejście samochodziarzy…
Samochód to także koszty utrzymania, w tym napraw, ubezpieczeń i przeglądów. Ludzi pracujących na minimalnej stawce godzinowej z malutkiej miejscowości, gdzie jest kilku pracodawców, z czego wszyscy się kumplują i upewniają się, że nie ma płatnego chorobowego, urlopu i wyższej kwoty niż minimalna. Jak pracownik podskoczy to nikt w okolicy nie zatrudni, bo wszędzie kolesiostwo.
Tak się składa, że powodów dla uzdrowienia komunikacji publicznej jest kilka. Po pierwsze: nie każdy musi mieć prawo jazdy – z różnych powodów, także finansowych. Po drugie: o ile kupno byle jakiego samochodu nie nastręcza większej trudności, o tyle utrzymanie go, opłacenie to już spory wydatek a pamiętać należy że mówimy tutaj o miejscowościach leżących poza głównymi arteriami komunikacyjnymi, poza ośrodkami przemysłowymi a więc o rejonach biedy i wykluczenia. Po trzecie: ekologia, ten temat nie spędza liberałom snu z oczu a powinien. Zapraszam do Wlk Brytanii na jakąkolwiek autostradę (np. M25 lub M40) w godzinach szczytu. Średnia prędkość wynosi około 10 mil na godzinę. Ale ludzie nie mają możliwości dojechać do pracy środkami komunikacji zbiorowej, bo te sprywatyzowane obcięły wszystkie nierentowne kursy, więc wloką się niemiłosiernie i zamiast do domu dojechać w 40 minut, w drodze spędzają 2-3 godziny. Znad zakorkowanych aitostrad unosi się potężna chmura spalin tworząc gigantyczną chmurę dymu. Dobrze to widać latem w świetle zachodzącego słońca.
Zwłaszcza samochód dla oaivy niewidomej nie jest luksusem? Albo dla osoby jeźdzącej na wózku
A zastanowiłeś się Kiciuś, dziecko drogie JAKI PROCENT ludzi ma predyspozycje do prowadzenia pojazdów???
Kiedy już na to sobie odpowiesz, pojmiesz może skąd tak wiele wypadków drogowych…
Pełnosprawność fizyczna może bardzo dobrze łączyć się z brakiem predyspozycji do zawodu szofera.