O nierównościach, generowanych przez polską oświatę, o wadze nauczycielskiego zawodu i receptach Lewicy na edukację portal Strajk rozmawia z posłem Adrianem Zandbergiem
– Rok szkolny się właśnie zaczyna, a w mediach trwa głośna dyskusja o tym, czy polskie placówki edukacyjne są odpowiednio przygotowane do pracy w warunkach pandemii. Jednak polski system oświaty borykał się z wieloma bolączkami jeszcze przed epidemią koronawirusa. Ostatnimi laty dużą ilość takich trudności zafundowała pisowska reforma. Nauczyciele i eksperci podkreślają zgodnie, że dwustopniowy podział o wiele bardziej od trójstopniowego cementuje nierówności edukacyjne i społeczne. Bardzo ciężko jest bowiem dziecku po 8 latach wiejskiej podstawówki stanąć w szranki o miejsce w liceum z takim, które ukończyło elitarną szkołę w dużym mieście. Jakie Lewica ma pomysły na rozwiązanie kwestii rosnących nierówności edukacyjnych?
– Gimnazja w mniejszych miejscowościach faktycznie zmniejszały nierówności. Ich likwidacja wywołała wiele niepotrzebnego chaosu, kosztów zrzuconych na dzieci. Ale to już się stało. Polskiej szkole nie ma co fundować kolejnego przewrotu organizacyjnego. Nierównościom można przeciwdziałać także w systemie licealnym. To, czego potrzeba, to pieniędzy. Jeśli chcemy, żeby do tych słabszych szkół trafili lepsi nauczyciele, to musimy zadbać o atrakcyjność zawodu. O obsadę nauczycielską w szkołach, gdzie uczniowie mają gorsze wyniki. O asystentów, którzy pomagają w prowadzeniu zajęć. Żeby to było możliwe, do szkół musi po prostu popłynąć więcej pieniędzy. Od lat mamy trwałe niedofinansowanie edukacji, i ciche założenie – samorządy sobie poradzą, dorzucą do szkół z innych działek. No i bogatsze sobie radzą, biedniejsze nie. Ten sposób finansowania utrwala nierówności, dlatego trzeba go zmienić. ZNP od lat proponuje, żeby pensje nauczycieli finansować bezpośrednio z budżetu. Uważam, że to dobry kierunek myślenia.
Ale to nie wszystko. Nie da się w pełni nadrobić różnicy w dostępie do kultury: bibliotek, muzeów, teatrów. Dlatego tak ważne jest przywrócenie dopasowanego do potrzeb, taniego transportu publicznego. Takiego, który pozwoli pójść do teatru w większym mieście, dojechać spokojnie do tego miejskiego liceum, bez biegnięcia na autobus powrotny natychmiast po zakończeniu lekcji.
– W programie Razem punkt o edukacji jest rozbudowany i zawiera wiele ambitnych postulatów (m. in.: powiązanie wydatków z PKB, zwiększenie kadry w szkołach ze złymi wynikami, dodatkowe pieniądze dla szkół spoza dużych miast), ale już w programie lewicowej koalicji jest o wiele węższy i ogranicza się do kilku ogólników, dlaczego? Naciski koalicjantów? Jakich działań w tej materii mogą spodziewać się wyborcy po całej frakcji?
– Program wyborczy Lewicy to oczywiście wypadkowa wszystkich partii wchodzących w skład koalicji. Są sprawy, w których się różnimy i tego nie ukrywamy, dlatego tworzymy koalicję, a nie jedną partię. Ale jeśli chodzi o zwiększenie nakładów na edukację publiczną, podniesienie subwencji oświatowej, poprawę atrakcyjności zawodu nauczyciela – tu sporu nie ma. To wspólne stanowisko całej koalicji, która blisko współpracuje ze związkami zawodowymi nauczycieli. Co to oznacza w praktyce, było podczas prac nad budżetem. Koalicyjny Klub Lewicy złożył poprawkę zwiększającą subwencję oświatową o ok. 800 milionów złotych. Poprawkę, którą większość rządząca odrzuciła.
– Po pisowskiej pacyfikacji i trudnościach z nauczaniem zdalnym powiedzieć, że ta grupa zawodowa znajduje się w złej sytuacji, to jak nic nie powiedzieć. Wielu młodych i ambitnych nauczycieli odchodzi. Jak Lewica chce to zmienić i poprawić ich sytuację, nie tylko na gruncie finansowym, ale i w kwestii pozycji społecznej i autorytetu?
– Odejścia z zawodu to nie tylko kwestia kasy, ale też poczucia godności. Po latach ustawiania przez rząd w roli kozła ofiarnego wielu nauczycieli ma po prostu dość. I trudno się dziwić. To w ogóle szerszy problem: PiS nie szanuje pracowników budżetówki. Myślę, że stoi za tym cyniczna kalkulacja – faktycznie wśród nauczycieli czy pracowników ochrony zdrowia jest sporo wyborców Razem czy Nowej Lewicy. Jak rozumiem, na Nowogrodzkiej myślą tak: skoro to nie nasi wyborcy, więc można ich poniżyć, ustawić w roli wroga publicznego, opowiadać, że to roszczeniowe lenie. Mało kto lubi wysłuchiwać jadu pod swoim adresem, płynącego z telewizora. Ludzie mają tego dość i odchodzą.
Teraz dochodzi do tego jeszcze kwestia bezpieczeństwa w trakcie epidemii. Wielu nauczycieli jest, choćby ze względu na wiek, narażonych na ciężką postać choroby. Co z tym zrobiło ministerstwo? Nic. Nie dało środków na zabezpieczenie szkół, ani nie pozwoliło na przejście na bezpieczniejsze metody nauczania, takie jak nauczanie hybrydowe. Więc będą kolejne odejścia z zawodu. Już nie tylko z wypalenia, z poczucia frustracji, ze względu na płace – ale z obawy o zdrowie. Tak się właśnie głupio wypłukuje ze szkół kadry, których potem brakuje.
My patrzymy na pracę dla państwa inaczej niż PiS. Z szacunkiem. Ten szacunek to nie jest tylko puste słowo. Szacunek to słuchanie nauczycieli, a nie autorytarne narzucanie rozwiązań bez pytania o zdanie. Szkoła będzie działać lepiej, jeśli państwo nauczy się w końcu współpracy z nauczycielskimi związkami zawodowymi. Z ludźmi, którzy naprawdę wiedzą więcej o praktyce funkcjonowania szkoły, niż polityk zrzucony z rozdzielnika do ministerstwa.
– Rok temu mówił Pan, że politycy, którzy najostrzej atakują nauczycieli, sami mają dzieci w szkołach prywatnych – to dominujący trend zarówno wśród działaczy PiS jak i PO. Jak zatrzymać ofensywę prywatnego szkolnictwa? Czy na dłużą metę jesteśmy w tej kwestii skazani nas los Wielkiej Brytanii i USA?
– To nie jest tak, że nie mamy wyboru. Jest oczywisty wzorzec – to kraje skandynawskie, z ich bezpłatną, powszechną, dobrze dofinansowaną i demokratyczną edukacją. Chociaż i tam niestety docierają fatalne pomysły rodem z USA. Oczywiście, porządna publiczna edukacja kosztuje, ale to koszt, który warto ponieść. Niestety, my w praktyce idziemy w stronę najgorszych wzorców anglosaskich. Trwa ukryta prywatyzacja edukacji. Jeśli się wiecznie głodzi publiczne szkoły, to zamożniejsi uciekają do edukacji prywatnej. Prywatne zajęcia uzupełniające, prywatna nauka języków…. Na końcu po prostu zabierają swoje dzieciaki i wysyłają je do szkół prywatnych. Syn pana ministra nie spotka już na szkolnym korytarzu syna sklepikarki, nie wspominając o siedzeniu w jednej ławce czy wspólnej grze w piłkę. Tak tworzą się dwa światy – jeden dla elit, drugi dla całej reszty.
To ma opłakane konsekwencje. Nie ma się co czarować – to społeczne i polityczne elity w dużym stopniu decydują, na co wydajemy kasę z budżetu. Jeśli ich dzieci nie chodzą do państwowych szkół, to mają w nosie bezpłatną edukację. I kończy się tak jak u nas. Zamiast wydać pieniądze na szkoły, kolejne rządy wolą dawać prezenty podatkowe korporacjom i najbogatszym.
– Bardzo znaczący procent młodzieży w badaniach otwarcie deklaruje niechęć i nieufność do partii i świata polityki. Frekwencja wśród nich w kolejnych wyborach też do najwyższych nie należy. Widać znaczące braki w wychowaniu obywatelskim, zaniedbanym przez kolejne rządy. Jak, według Pana, wykorzystując system edukacji, powinno się dzisiaj kształcić młodych ludzi na zaangażowanych w demokratyczną politykę obywateli, świadomych swojego znaczenia? Czy przyszłość szeroko pojętej polityki leży w ruchach społecznych (jak bardzo popularny wśród młodych np. Młodzieżowy Strajk Klimatyczny) czy jednak dalej w klasycznych partiach (do których w Polsce przynależy tylko 0,8% obywateli – jeden z najniższych poziomów w UE)?
– Jedno nie wyklucza drugiego. Po prostu mało Polek i Polaków angażuje się w życie publiczne. We wszystkich partiach politycznych w Polsce razem wziętych jest mniej członków niż w angielskiej Partii Pracy. Liczba osób zaangażowanych w stowarzyszenia i ruchy społeczne nie powala. Związki zawodowe mamy, w porównaniu z naszymi sąsiadami zza Odry czy zza Bałtyku, po prostu słabiutkie. I potem mamy taką politykę, jaką mamy – nie zakorzenioną społeczne. Deklarowanie niechęci i obrzydzenia do polityki jest wygodne. Poklepią za nią po plecach media. Łatwo jest powiedzieć: “jestem fajny, bo się nie angażuje w tą brzydką politykę”. Tylko bez zmiany na poziomie rządu czy władz lokalnych nic się nie zmieni. A droga do tej zmiany to właśnie polityka.
Czy szkoła ma tu zadanie do wykonania? Myślę, że większe mają politycy, żeby zadbać o atrakcyjne dla ludzi formy uczestnictwa w życiu politycznym. Na pewno warto przestać sprowadzać wychowanie obywatelskie do wkuwania suchych, politologicznych formułek z książki. Wielu nauczycieli już próbuje to robić: organizuje debaty, idzie z uczniami na posiedzenie rady gminy czy miasta, angażuje się w projekt z budżetu partycypacyjnego. To zdecydowanie lepsza lekcja polityki.
– Prawica (nie tylko ta pisowska) dawno już uczyniła agresywną propagandę historyczną w duchu nacjonalistyczno – kościelnym jednym ze swoich głównych oręży. Sukces wyborczy wśród młodych K. Bosaka pokazuje, że niestety jest to oręż całkiem skuteczny. Jak więc uczyć młodzież historii, by była ona dla nich naprawdę ,,nauczycielką życia”?
– Historia to nie neutralna “nauczycielka życia”, tylko pole sporu – o symbole, o znaczenie, które nadajemy wydarzeniom z przeszłości, wreszcie o wzorce. Prawica to zrozumiała i dlatego wygrywa. Reszta w tym czasie albo wstydziła się swojej historii, bała się swojego cienia, albo – jak liberałowie – w ogóle nie zauważyła, że trwa jakaś walka. Prawica wygrała nie dlatego, że była silna, tylko dlatego, że nie miała z kim przegrać. Efekty mamy dzisiaj w szkołach i w polityce historycznej.
Oddanie prawicy polskości, patriotyzmu czy monopolu na przeszłość to był potężny błąd. Lewica to Tadeusz Kościuszko walczący za wolność waszą i naszą. Lewica to socjalista Adam Mickiewicz. Lewica to spółdzielcy, zaangażowani społecznie inteligenci, robotnicy walczący w 1905 roku na barykadach o niepodległość i sprawiedliwość społeczną. Lewica to uchwalony przy narodzinach II RP ośmiogodzinny dzień pracy, ubezpieczenia społeczne, bezpłatna edukacja, prawa wyborcze kobiet. Lewica to wreszcie ruch samorządności robotniczej w Październiku, to ,,List Otwarty do Partii” Kuronia i Modzelewskiego, to Irena Sendlerowa, to Jan Józef Lipski, to Tadeusz Kowalik… Walka o Polskę otwartą, sprawiedliwą społecznie i demokratyczną nie zaczęła się wczoraj. To historia, z której możemy być dumni i o której trzeba przypominać.
Rozmawiał: Dominik Pieniądz
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…