Mam pewien problem z pokojowymi nagrodami Nobla. Już nie ma co wspominać o kompromitującej pomyłce, jaka było uhonorowanie nią prezydenta USA, Baracka Obamy, choć nic, kompletnie nic tego nie uzasadniało. Na dodatek cieszył się nagrodą przywódca jednego z najbardziej agresywnych państw świata, które po II wojnie światowej bombardowało 36 krajów, maczało palce w niezliczonych przewrotach i zamachach stanu, usprawiedliwiało najbardziej nieludzkie systemy i przywódców tylko stwierdzeniem, że u władzy stoi „skurwysyn, ale nasz skurwysyn”.
Tegoroczna nagroda pokojowa wręczona została organizacji o nazwie Kampania na rzecz Przeciwdziałania Broni Jądrowej. Cóż może być bardziej pięknego niż wyróżnienie ludzi, którzy walczą o likwidację broni jądrowej? Komitet uzasadnił swoja decyzję słowami: „za zwracanie uwagi na katastrofalne humanitarne konsekwencje każdego użycia broni jądrowej i za przełomowe wysiłki na drodze do osiągnięcia porozumienia o zakazie stosowania takiej broni”. Jeśli Obama jako noblowski laureat budził złość, to tegoroczne laury tkwią w oparach absurdu. Ani uzasadnienie, ani ocena działalności tej szacownej organizacji nie dotykają istoty problemu, polegającej na tym, że walka o powszechne rozbrojenie jądrowe w dominującym systemie neoliberalnym nie ma żadnego sensu i jest skazana na niepowodzenie.
Wydarzenia i zbrojne konflikty ostatnich 20 lat udowadniają, że ludzkość w dominującym na świecie kapitalizmie nie umie szukać drogi racjonalnego rozwoju inaczej niż poprzez uruchamianie najniższych instynktów. Wystarczy spojrzeć na KRLD, która faktycznie należy do państw dysponujących bronią jądrową. I dzięki temu najprawdopodobniej jeszcze istnieje. Nie upłynie wiele czasu, kiedy status państwa atomowego dostaną Korea Południowa i Japonia, by zrównoważyć jej siłę. Na Bliskim Wschodzie lada moment dołączy do klubu Iran, podobno obłożony śmiercionośnymi sankcjami przez USA. Tym samym grupa krajów, zdolna to unicestwienia znacznej części naszej planety zwiększy się zauważalnie.
Oznacza to paradoksalnie, że najprawdopodobniej nic się nie stanie. Światowy pokój od 1945 roku opiera się bowiem na zwykłym, prymitywnym strachu o swoje istnienie. Nie ma żadnej możliwości, żeby ktokolwiek z tej grupy państw na poważnie rozważał pozbycie się broni jądrowej, która jest gwarancją jego bezpieczeństwa. Warto bowiem zauważyć, że te państwa (Irak i Libia), które zgodziły na rezygnację z dążenia do posiadania takiej broni, natychmiast padły pod ciosami koalicji państw Zachodu, które rozpętały tam krwawe wojny napastnicze – oczywiście z hasłami pokoju i demokracji na sztandarach. Nikt zatem o zdrowych zmysłach nie zda się na łaskę i niełaskę agresywnych neoliberalnych reżimów, które agresję i zysk za wszelką cenę mają wpisane w istotę tego ustroju.
O prawdziwym rozbrojeniu i światowym pokoju będzie można myśleć nie wcześniej niż po ostatecznym zdemolowaniu ustroju kapitalistycznego.
AI – lęk czy nadzieja?
W jednym z programów „Rozmowy Strajku” na kanale strajk.eu na YouTube, w minionym tygodniu…
Panowie o jakiej demokracji mówicie w tej Waszej hameryce jest 15-cie różnych policji ,które na bieżąco wszystkich śledzą poza ludźmi posiadającymi kapitał (z prawem uczestniczenia w wyborach, czemu nie piszecie jaki procent uczestniczy w tym niby demokratycznym cyrku )reszta dla nich to śmieci . A co na to niby trybunał w Hadze gdy morduje się mln .ludzi w obronie takiej demokracji
Okazuje się że w ,,demokratycznym świecie” jedynie możliwość odpowiedzi ,,overkill” ze strony zaatakowanego powstrzymuje agresję.
Paranoja?
A może jednak tak działa ludzki mózg?
Mózg drapieżcy wszech czasów…
a ino!