Nie dość, że rachityczna polska lewica ma wystarczająco problemów z samą sobą, to od niedawna mierzy się dodatkowo z nagonką, jaką zakłamana prawica i jej tuby uskuteczniły w odpowiedzi na skandal z polskimi fanami Adolfa Hitlera. Podobno “Hitler był lewakiem”, więc min. Brudziński będzie ścigał komunę, tzn. wszelkie odcienie czerwieni w polityce. Wszystko przebiega do bólu przewidywalnie: wyścig na żądania kryminalizacji objął nie tylko KPP, lecz nawet antykomunistyczną Partię Razem. Polska coraz pewniej zmierza w stronę swego absurdalnego maksimum z “Ubu króla” i coraz trudniej przestawić się z beczki śmiechu na przytomną diagnozę, nie mówiąc już o składnym planie działania.
Prawidłową reakcją na antykomunistyczną histerię jest “Poradnik anty-antykomunizmu” Łukasza Molla. Jego myśl przewodnia jest rozbrajająco oczywista, choć dla wielu bolesna: odżegnując się od komunizmu, tchórzliwa “lewico”, grasz na warunkach przeciwnika, wchodzisz w rolę bezradnej ofiary, potwierdzasz swoją “winę” i sama sobie kopiesz dołek, w którym się położysz i sczeźniesz. Z plagą prawactwa nie ma bowiem żadnej dyskusji. Możliwa jest wyłącznie próba sił, wojna psychologiczna, gra na wyczerpanie. Trzeba umieć się postawić. Tak, to wszystko prawda. Nie szukajmy na siłę swojego miejsca w prawicowej bajce. Trzeba uparcie, bez oglądania się, co powiedzą prawilniaki, wykuwać własną narrację i bezkompromisowo bronić symboli, wydobywając ich niewyczerpany potencjał inspiracji – pokazać, że pod czerwonym sztandarem gromadzi się moc, której istnienia cwaniacy w rodzaju Brudzińskiego zwyczajnie nie przewidzieli.
Problemem jest to, czego w tekście Molla brakuje. Nie ma w nim klasowego ujęcia tematu. Nie chodzi bynajmniej o sam pryncypializm, o klasę robotniczą jako fetysz “fejsbukowych socjalistów” kryjących się przed światem w piwnicach. Idzie o praxis. Owszem, naturalnym i prawidłowym odruchem jest zwarcie szyków wokół symboliki i tradycji. Etos i tożsamość dają nam siłę do nieuniknionej konfrontacji z nawałą czarnosecinnej reakcji uzbrojonej w całą machinę państwową. Jednak okopanie się we własnej niszy to ślepa uliczka. Wymachiwanie czerwoną flagą w społecznej próżni nie da trwałego zwycięstwa. Idee symbolizowane przez ten sztandar same domagają się ziszczenia w społeczeństwie – innej obrony tradycji nie będzie i to jest najpewniejsza droga walki z antykomuną. Być może obecny atak można odeprzeć dyskursywnie. Ale następny i jeszcze kolejny? Brak bazy społecznej jest dla czerwonej lewicy jej największą słabością i musi ona odnaleźć swą drogę do ludzi, by nie zaprzepaścić idei, o które dziś chce się bić. Warto przyjrzeć się Turcji, gdzie szaleje reakcja erdoganowska. Bycie tam komunistą wiąże się z nieporównywalnie gorszymi sankcjami niż w Polsce, z rzeczywistymi represjami. Ale w Stambule są całe dzielnice uchodzące za komunistyczne, gdzie komuniści są u siebie – dlatego przetrwają. I my, polscy socjaliści, musimy wreszcie przełamać naszą społeczną izolację.
Antykomunizm nie jest wymysłem Erdogana czy PiSu. Jest trwałym składnikiem kapitalizmu skazanego na ciągłe kryzysy, podczas których musi na podwójne obroty wprowadzać swoją machinę ideologiczną. Obrona własnej “Częstochowy” to za mało. Kto dziś nie biegnie naprzód, ten się cofa. Tylko lewica antykapitalistyczna ma dziś przyszłość, bo światowa faszyzacja kapitalizmu daje tylko jeden wybór: socjalizm albo barbarzyństwo. Tylko radykalna demokracja – demokracja ekonomiczna – stanowi jakąś nadzieję ludzkości na przyszłość. Zakończenia kapitalizmu i demokratyzacji pracy dokonają tylko ludzie pracy. Dlatego jeżeli lewica chce się obronić nie tylko dziś lecz i jutro, zrobi wszystko, by swoją przyszłość związać z klasą robotniczą, a jeżeli komuś nie przechodzi to słowo przez gardło, to z “klasą ludową”.
Rzeczywistość nas nie rozpieszcza i klasa ta nas na razie nie chce, nie ufa nam. Nie jest to oczywiście niczyja wina. Jedność da się wykuć wyłącznie w działaniu, a dla zwykłych ludzi jest ono poważnie utrudnione przez obiektywne czynniki dzielące zarówno robotników miedzy sobą, jak i dzielące robotników od lewicowych działaczy. Kapitalizm działa tak, że największe ryzyko i koszty oporu ponosi zawsze proletariat. Lewica, biorąc na siebie większość wysiłku organizacyjnego i politycznego, pracuje na rzecz zbuforowania tego ryzyka, ale może to robić tylko wespół ze swoją bazą klasową. Nie oszukujmy się jednak, działa też właśnie czynnik ideologiczny i działa na naszą niekorzyść, bo w punkcie wyjścia (w którym de facto tkwimy od 1989 r.) antykomunistyczni siepacze mają większy od nas wpływ na świadomość – choć w istocie raczej na podświadomość – wszystkich klas i warstw, na ich fobie i przesądy. Dlatego też – i stało się to wręcz komunałem – na spontanicznym gniewie klasowym wypranym ze świadomości klasowej rosną głównie siły faszyzmu. Ideologia i skuteczność działania w ruchu pracowniczym i na niwie socjalnej nie stanowią więc zupełnie rozłącznych obszarów problemowych. Tkwimy dziś w błędnym kole i nie wydaje się, że można je przełamać tylko na hurra. Niewykluczone, że skuteczna obecność wśród ludzi pracy zakłada dziś uprzednią konieczność ideologicznego “resetu”, czyli zatrzymania faszystowskiej zarazy. Cóż, wydaje się to nie tylko etapem, a celem o imponującej skali, i siłą rzeczy prowadzi nas w kierunku innych sił społecznych niż proletariat.
Strategicznie nastawiając się na klasę robotniczą, nie można więc pomijać taktycznej roli klasy średniej. Tak się składa, że ostatnio to portal oko.press, tworzony przez liberalną elitę, bronił otwarcie prawomocności symboli komunistycznych w przestrzeni publicznej, podczas gdy lewica chowała głowę w piasek. Wstyd. Oby również nauczka. Po 2008 r. na świecie ukształtował się wyraźny trend – klasa średnia przechodzi na lewo, bo w kapitalizmie sama powoli zanika, ulega pauperyzacji. W Polsce to zjawisko ujawniło się na dobre wraz z auto-da-fe prof. Marcina Króla: “Byliśmy głupi”, a umocniło się po zwycięstwie PiSu w 2015 r., które doszczętnie rozbiło hegemonię doktryny liberalnej. Pokolenie “millenialsów” zaczyna się masowo rozczarowywać rzeczywistością kapitalizmu z powodu prekaryzacji i dehumanizacji pracy oraz gwałtownie rosnących kosztów samodzielnego życia w wielkich miastach. Dobrze, żeby przekonani socjaliści unosząc się honorem nie zamykali się na wykształconą klasę średnią, bo zwykle sami z niej pochodzą. Dobrze wiedzą, że to w tych środowiskach wykuwają się radykalne idee i jest tak od zawsze. Trwałość tożsamości czerwonej lewicy musi zakładać trwałe przeciągnięcie na swoją stronę części klasy średniej, żeby zapewnić polityczne i organizacyjne zaplecze klasie robotniczej.
W chwili obecnej kluczowy jest wysiłek edukacyjny z naciskiem na odkłamanie marksizmu i historii ruchu komunistycznego, który doskonale odpowiada ambicjom średnioklasowców, a który doskonale da się połączyć z walką o tradycję i symbole. Marksizm ma dodatkowo jedną wspaniałą cechę: przekonuje swych adeptów, że cały ich wysiłek teoretyczny i polityczny ma sens jedynie o tyle, o ile będzie coś znaczył dla “mas”, a wpływ polityczny przychodzi przez zaangażowanie. Wartościowi radykałowie, to tacy, którzy wierzą, że są coś winni społeczeństwu dalekiemu od radykalizmu, że czystość ideologiczna często szkodzi idei, że doktrynerstwo warto czasem schować do kieszeni, by nie stoczyć się w sekciarstwo – a bez wątpienia jest to rak “radykalnej” lewicy. Polscy czerwoni są obecnie równie dalecy od proletariatu, jak i potencjalnych sojuszników ze środowisk “podejrzanych klasowo”. Idąc do jednych, musi zahaczyć o drugich, choć owszem, oznacza to nadłożenie drogi.
Taktycznie więc lewica musi szukać metod obrony i przetrwania wśród “wykształciuchów”, by wśród nich wypracować masę krytyczną, która strategicznie – w formach organizacyjnych znacznie przewyższających obecne – w długim okresie będzie zdolna oddziaływać na zwykłych ludzi. Rzecz jasna cały ten wysiłek, aby się powieść, musi zachodzić w ciągłej łączności z ludźmi pracy i oznacza ciągłą obecność w ruchu związkowym, lokatorskim, w akcjach socjalnych. Nawet wtedy, kiedy się nie udaje, bo porażki też są ważne. Podobno czasem warto przegrać, żeby wygrać. Warto mieć to z tyłu głowy, kiedy idziemy do ludzi z czerwonym sztandarem. A innej drogi nie ma.
Argentyny neoliberalna droga przez mękę
„Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…
NA PORTALU SILA-LEWICY.PL UKAZAŁ SIE ARTYKUŁ PT. PARTIA RAZEM PRZYSTAWKĄ pIs-U
bardzo interesujący. Podaje link
http://sila-lewicy.pl/partia-razem/76-partia-razem-przystawka-pis-u
Swietny manifest.
Kiedy wyjdziecie wreszcie ponad manifesty?
Klasa robotnicza czy też „ludowa”-tak! Pod warunkiem,że wykluczy się z niej białych, hetereoseksualnych mężczyzn, przez których jest całe zło na świecie, o czym lewica zawsze powinna pamiętać!
Wg pani ideał klasy robotniczej to homoseksualni mężczyźni, czy kobiety pracujące :) ?
ale lewica to nie tylko lewica obyczajowa.
Powiem więcej… lewica obyczajowa to liberalizm a nie lewica…
Jeśli spojrzeć na nacjonalistów to oni nie bronili włoskiego faszyzmu, czy niemieckiego nazizmu, wręcz przeciwninie – odseparowali się od niego grubym murem. Odesparowali się od tego co niewygodne i odgrzebali rodzimą tradycję – ONR, a ten jaki by nie był, ale nie splamił się wojną czy obozami śmierci.
Dlaczego nie zastosować by podbnej strategii i odeparować się od radzieckiego komunizmu / stalinizmu i odgrzebać tradycję polskiego socjalizmu – PPS? Pamiętajmy, ze to Rząd Ludowy, socjalistyczny, to nasz pierwszy niepodległy rząd! To socjaliści wprowadzili demokrację w tym kraju. Stoimy przed faktem dokonanym, przed faktem historycznym, przed socjalizmem demokratycznym, co seperauje nas od błędów stalizmu, daleko i głęboko. Ponadto w ten sposób mamy szansę zaproponować coś nowego, a nie kopiuj, wklej PRL. Nasza polska tradycja socjalistyczna jest tak piękna, że grzech z niej nie skorzystać!
Dodatkowo, ten proces juz zachodzi – Sanders czy Corbyn używają określenia „socjalizm demokratyczny”, tworzać de facto nowy ruch na świecie. W dobie globalizacji i YouTube, kraje anglo-języczne mają także ogromny wpływ na resztę. Proponuje się do tego podpiąć.
Komuś to co pisze wydaje się niewygodne? Żaden problem. Kto kocha PRL czy Stalina, niech zakłada / dołącza się do partii komunistycznej. Komu gra w sercu demokracja, postuluje inne rozwiązania niż PRLowskie, to będzie nazywać się – demokratycznym socjalizmem. Wszyscy szczęśliwy i nikt nikomu w drogę nie wchodzi.
Gdzie pan widzi to odseparowanie… http://www.nacjonalista.pl?
Jestem pozytywnie zaskoczony. Ktoś w końcu zauważył potrzebę walki na polu edukacji. Dlaczego tak późno? Czy powyższy artykuł oznacza przebudzenie lewicy to tego jeszcze nie wiem ale na pewno jest to ruch we właściwą stronę po latach zajmowania się pi… mi.
Jestem pozytywnie zaskoczony. Ktoś w końcu zauważył potrzebę walki na polu edukacji. Dlaczego tak późno? Czy powyższy artykuł oznacza przebudzenie lewicy to tego jeszcze nie wiem ale na pewno jest to ruch we właściwą stronę po latach zajmowania się pierdołami.
No dobrze FAJNIE. Ale to po tym że na OKOPRESS Pacewicz coś nagrał przeciwko antykomunizmowi i Król coś napisał to już klasa średnia broni komunistów?
Ogólnie bardzo ładnie napisane. Szkoda, że siły lewicowe dopiero teraz zaczynają dostrzegać, że do ich gardła zbliża się nóż. Aha jeszcze jedna rzecz – nie „klasa robotnicza” (to nie ta epoka), nie „klasa ludowa” (nawet ja nie jestem w stanie się domyśleć kto konkretnie znajduje się w tej grupie) tylko klasa pracująca. We współczesnym kapitalizmie ludzie dzielą się na tych co żyją z pracy własnych rąk i na tych co żyją z pracy obcych rąk / sami nie pracują.