Wzrost płacy minimalnej dla kapitalistów oznacza spadek stopy zysku. Lobby biznesowe przystąpiło więc do ofensywy. Przedstawicielka organizacji Pracodawcy RP zaproponowała, aby płaca minimalna była ustalana według możliwości najbiedniejszych regionów Polski. Takie rozwiązanie oznaczałoby obniżkę najniższej krajowej dla pracowników bogatszych województw i przyhamowałoby wzrost poziomu życia.
Wywiad, jakiego udzieliła Katarzyna Siemienkiewicz portalowi Puls HR pokazuje, że polski biznes wciąż nie zamierza dzielić się z pracownikami swoim bogactwem. Ekspertka ds. prawa pracy zatrudniona przez Pracodawców RP skomentowała plany ministerstwa pracy, zgodnie z którymi pod koniec 2021 roku minimalne wynagrodzenie ma wzrosnąć o 400 złotych i wynosić będzie 3000 zł. Obecnie jest to 2600 brutto.
Reprezentantka biznesu narzekała na „arbitralny tryb” podwyższania najniższej krajowej, który odbywa się jej zdaniem poprzez „narzucanie odpowiedniej stawki, do której przedsiębiorcy muszę się dostosować. ” – Sytuacją idealną byłoby, gdyby pracownicy zarabiali więcej, a pracodawcy mogli bez problemu te wyższe płace oferować – powiedziała ekspertka.
Jaka jest inna droga? Katarzyna Siemienkiewicz zasugerowała. że płaca minimalna powinna być ustalana według zasady „równaj w dół”.
– Rynek pracy w Polsce jest też zróżnicowany ze względu na regiony. Nie w każdym przedsiębiorcy są w stanie są przyznać taką wysokość pensji, która zadowalałaby większość pracowników. Wynagrodzenia powinny rosnąć przy uwzględnieniu realiów gospodarczych, czyli wskaźnika produktywności, sytuacji na rynku pracy – tłumaczyła.
Przedstawicielka biznesu wyraziła ubolewanie, iż wzrost płacy minimalnej wpływa nie tylko na relacje pracodawca-pracownik, ale również na inne grupy. – Młodzi adepci prawa, którzy chcą dalej kontynuować karierę zawodową, muszą opłacać wysokość egzaminów właśnie w relacji do płacy minimalnej – wskazywała.
Ekspertka Pracodawców RP postanowiła też wbić klin pomiędzy samych pracowników, zauważając, że płaca minimalna dotyczy ok 1,4 mln pracowników, „na 16 mln wszystkich pracowników, a więc nie dotyczy wszystkich nas”.
Reprezentantka kapitalistów w pewnym momencie zapętliła się w swoim wywodzie, dochodząc do tego, że wzrost najniższej krajowej przyspieszy ogólny wzrost płac.
– Może dojść do tego, że polscy pracownicy trafią w pułapkę średniego dochodu dlatego, że płaca minimalna będzie na stosunkowo wysokim poziomie, czyli będzie dotyczyła głównie osób młodych, wchodzących na rynek pracy, które po dwóch latach zgłoszą się do szefa o podwyżkę, a ten odpowie, że nie jest w stanie tyle płacić, bo już na starcie tyle musiałem panu zapłacić – powiedziała Siemienkiewicz.
Z ust przedstawicielki biznesu padł też stary i utarty, ale nie mający potwierdzenia w faktach frazes, iż w wyniku podwyżki płacy minimalnej zaczną zanikać miejsca pracy.
– Już dzisiaj słyszymy, że wiele firm dokonuje redukcji zatrudnienia, ze względu na to, że nie są w stanie pokryć kosztów wynagrodzeń. Może dojść do wypierania pracowników do szarej strefy, a także obniżenia wymiaru etatu.
Zdaniem Katarzyny Siemienkiewicz podwyższanie płacy minimalnej to „uszczęśliwianie na siłę” tych, którzy już mają pracę, a wytwarzaniem zagrożenia bezrobociem dla tych z biedniejszych regionów.
Powodów do zmartwień jest znacznie więcej. – Jeszcze niedawno byliśmy na dole tabeli naszego regionu, jeśli chodzi o wysokość wynagrodzenia minimalnego, dziś jesteśmy regionalnym liderem.
Według ekspertki niepokojącym pomysłem jest również ustalenie płacy minimalnej na poziomie europejskim. – Ustalanie tego wskaźnika dla całej Europy nie jest konieczne – powiedziała Siemienkiewicz. – W Austrii płaca minimalna jest ustalana na podstawie układów zbiorowych, a państwo nie miesza się do tej kwestii – dodała
Prowadząca wywiad dziennikarka portalu Puls HR zauważyła, że obecnie pokutuje przekonanie, iż „czy się stoi czy się leży” płaca minimalna się należy, a także zapytała rozmówczynię, czy jej zdaniem „Pracodawcy wewnętrznie ustalać jej wysokość”?
Siemienkiewicz odparła iż, że” dzisiejszych realiach jeszcze nie jesteśmy na to gotowi”, gdyż „w Kodeksie pracy mamy regulacje ochronne skierowane w stronę pracownika”, a „godna płaca jest wciąż utożsamiana z płacą minimalną”.
Ekspertka zaznaczyła jednak, że „nasz rynek pracy nie jest jeszcze w tak dobrej kondycji, byśmy mogli z płacy minimalnej zrezygnować”
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…
Nie stać Cię na pracownika?
Zawsze możesz poszukać wspólnika…
Problem, że wtedy będzie trzeba podzielić się przyszłymi zyskami…
Dlaczego pracownik ma tyrać za grosze. Gdy firma się rozwinie – pracownik nigdy wielkich zysków nie zobaczy.
Bardzo dobra uwaga! Gdyby tak się udało, wszyscy by byli spółdzielcami. Problem polega jednak na tym, że część osób (co naturalne) nie chce ponosić ryzyka takich wahań, dlatego nie będą wspólnikami, lecz pracownikami najemnymi (i wtedy to ryzyko, w którym nie mają udziału, musi się jakość uśrednić w wysokości wypłaty). Choć osobiście sądzę, że lepsze jest to pierwsze, ryzykowniejsze rozwiązanie (że wszyscy są spółdzielcami, bo nie ma wtedy kapitalisty-pasożyta w czasie „górki”).
A ile pomyj wylewa się na zwykłego pracownika?
A na takiego w związkach zawodowych?
Dlaczego kapitalistów nie zbywa się prostym:
„to poszukaj wspólnika”
@Jaa, absolutnie nie dlatego, że ludzie stronią od ryzyka, bo inaczej nie byłoby wysypu trefnych biznesów, lecz każdy chce rządzić innymi, a coś takiego jest po prostu niewykonalne. Nie może istnieć firma/spółdzielnia, w której każdy jest prezesem i dyryguje pozostałymi. To jest jedyna odpowiedź na pytanie, dlaczego mikrofirmy i mikrogospodarstwa nie tworzą większych podmiotów. Kapitał społeczny leży w tym kraju.
@Fauxpas
„Nie może istnieć firma/spółdzielnia, w której każdy jest prezesem i dyryguje pozostałymi”
A spółdzielnie pracy to co?
Ostatecznie to nawet zakłady komunalne w Wenezueli nie mają szefa w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, gdyż ten podlega ścisłej demokratycznej kontroli rad komunalnych. Pracownik najpewniej do rady komunalnej też należy, więc ma wpływ na decyzje podejmowane w przedsiębiorstwie.
,,Zawsze możesz poszukać wspólnika…”
I zostaniesz koncertowo wydy….ny! Znam takich przykładów na pęczki (obijam się wokół i w rzemiośle od końca lat 70).
Powiedzonko; ,,Ćwierkały jaskółki że najch….sze są spółki” nie wzięło się z niczego! To samo życie.
I to również dotyczy spółdzielczości. Jak myślisz, ilu w 10-osobowej spółdzielni będzie chciało rzetelnie pracować i dzielić się wypracowanym zyskiem? Z mojego wieloletniego doświadczenia wynika że 2-4 maksimum. Pozostali będą albo koncertowo sie op….ć i jedynie drzeć mordę na zebraniach przeciw niesprawiedliwości wspólników lub próbować ich obedrzeć w sądzie, czy też po prostu kraść – bo narobić sie nie trzeba. Przy czym nikt nie przyzna się że kradnie. Ponieważ w jego mniemaniu wspólnicy go kantują, on ,,bierze co mu się należy”..
Sami jesteście tu niezłym przykładem ,,polactwa” najgorszego sortu, kiedy dochodzi do rozważania jakichkolwiek kwestii karnych. wrogów traktowalibyście wzrosłem Robespierre, a swoich bronili jak PiS agenta Tomka!
I to jest dość ,,normalne” w tym państwie gdzie prawo traktuje się wybiórczo w każdym jego aspekcie. Każdy sam dla siebie określa jakie prawa (zwykle dające mu przywileje) będzie przestrzegał, a resztę ma tam gdzie słońce nie dochodzi. Bo od obowiązków to są ci ,,inni”, czyli cała reszta.
@Skorpion13
To niech biznes walczy o lepsze prawo dla spółek.
Ale jakoś wolą walczyć z płacą minimalną…
@Adrian, szef (nazwa nie gra roli) powoływany przez spółdzielców w zasadzie nie różni od szefa powoływanego demokratycznie przez akcjonariuszy. Mechanizm wyboru jest identyczny. Jedyne różnice mogą dotyczyć natury organizacyjnej i są nimi rozproszenie udziałów oraz jakość nadzoru. Natomiast podstawowy problem z gatunku zarządzania polega na tym, że nie zawsze najbardziej kompetentni mają najwięcej do powiedzenia. Dotyczy to zarówno spółek akcyjnych, jak i spółdzielni. W naszym kraju wciąż funkcjonuje błędne przekonanie, że jeśli ktoś jest czegoś właścicielem/wspólnikiem/udziałowcem, to z automatu zna się na wszystkim najlepiej i władzy raz zdobytej nie odda nigdy, co prowadzi do klęski. Tymczasem poważne podmioty oraz ich osoby decyzyjne prowadzą całkowicie odmienną politykę i m.in. korzystają z audytów, powierzają odpowiedzialne funkcje fachowcom z zewnątrz, szczegółowo regulują dostęp do wszelkich stanowisk itd. To tłumaczy, dlaczego największe polskie firmy po 3 dekadach kapitalizmu są albo spółkami skarbu państwa albo powstały w oparciu o kapitał zagraniczny :) Spółdzielczość jest OK, ale wymaga ogromnej dyscypliny i odpowiedzialności, by nie stała się podejrzanym układem zamkniętym (np. jak te mieszkaniowe) i mogła rozwijać się we właściwym kierunku (płace nie hamują inwestycji).
Standardowo to spółdzielcy pracy wypłacają sobie ściśle ustalone pensje. Gdy spółdzielnia prosperuje, wtedy pojawia się nadwyżka w kasie zakładowej i trzeba się spotkać i zdecydować co z nią zrobić.
I teraz myślicie panowie, że koncept inwestowania przewyższa możliwości zwykłego człowieka? Trzeba być jakąś intelektualną elitą, żeby na to wpaść? Jakoś nawet na owym lewicowym portalu można poczytać o potrzebie inwestowania, a raczej za dużo osób po „business school” tutaj nie ma.
„Spółdzielczość […] nie stała się podejrzanym układem zamkniętym (np. jak te mieszkaniowe)”
A może jednak rozdmuchana biurokracja wytworzy nam najwięcej „układów zamkniętych”? To właśnie silne reguły demokratyczne mają przeciwdziałać takim układom – bez społecznej kontroli one powstaną na pewno. A to, że obecnie, demokracja na szczeblu państwowym, samorządowym czy także spółdzielczym nie domaga to wiem. W pewnym sensie jest to kwestia odpowiednich przepisów. I woli społecznej by budować państwo egalitarne, które zniszczy obecne kosmiczne nierówności społeczne.
@Adrian!
Ile ty masz latek dzieciaku? Fynfnaście????
Piszesz:
,,To niech biznes walczy o lepsze prawo dla spółek.”
Ta cześć prawa cywilnego jest prosta i przejrzysta. Problemem nie jest prawo, a LUDZIE. W Polsce największym uznaniem nadal cieszy się małe cwaniactwo fellacha. Ukraść, schować, do roboty iść i nie pracować… W życiu miałem do czynienia z różnymi formami spółdzielczości i… wszędzie istniały patologie. Członkowie owych ,,rad spółdzielczych” dawali się kupić za beleco, nie mieli pojęcia o tym czym się zajmowali, jednak potrafili kłamać jak politycy – i ich wybierano. Skutkiem była pełna ,,sterowalność” tego ciała dla prezesa i jego zastępców. Wystarczyło jak kurom ziarenek podsypać – niech zbierają. Tak działa po dziś dzień spółdzielczość mieszkaniowa. Spółdzielczość rolnicza polegała na innym cwaniactwie – unikaniu roboty, zwalaniu jak największej liczby uciązliwych obowiązków na wspólników i… przy rozliczeniu wyrwanie dla siebie jak najwięcej. Stad krótki żywot takich form organizacji rolnictwa w naszym kraju. Hasło ,,pacta sunt servanda” pozostawało jedynie pustym sformułowaniem.
A patrzcie – w Niemczech – takie formy współpracy rolników trzymają się świetnie i duże grupy producenckie mają spory wpływ na ceny jakie uzyskują one za swoją produkcję. Czyli – nie prawo dzieciaku, A LUDZIE!
To jak w Niemczech spółdzielczość działa, to u nas też może.
Jak będzie potrzebny obszerny zakres zmian. I tak go wykonamy.
System, co widać na przykładzie Francji, zaczyna się już walić i coś trzeba wykombinować.
Kiedyś, jak byłem młody, nacjonalistów też nie było. Teraz są.
Socjalistów może teraz nie być, ale będą!
A może by tak zaproponować tej pani zmianę systemu opodatkowania wg którego minimalna krajowa będzie wolna od podatku, a progresja podatkowa dla dochodów powyżej 2 mln PLN będzie sięgać 90%?
Ciekaw jestem co kochana ,,ekspertka” na takie dictum.