Sad Najwyższy wydał bulwersującą decyzję w sprawie Ewy, pracownicy TVP z Poznania. Kobieta poszła do sądu pracy, kiedy w 2010 została zwolniona. Przez 9 lat pracowała na umowie o dzieło, choć wykonywała obowiązki takie same jak etatowcy. Sąd zgodził się z nią: wstecznie przyznał jej etat. Za chwilę jednak telewizja zwróciła się do niej o 70 tys. zł zaległych kosztów składek na ubezpieczenie. Tych, których nie odprowadzała, przetrzymując kobietę na śmieciowej umowie.
O sprawie pisze „Wyborcza”. Ewa to samotna matka dwóch córek. Po wyroku Sądu Najwyższego okazało się, że połowa jej obecnej pensji musi zostać przeznaczona na spłatę zaległych składek. Chociaż sąd wyraźnie przyznał, że to pracodawca łamał prawo, trzymając ją na umowie o dzieło przez 9 lat. Po wstecznym przyznaniu etatu okazało się, że o swoje od TVP upomniał się ZUS. Pracodawca zapłacił, ale za chwilę zażądał od Ewy zwrotu tej sumy. I podał ją do sądu.
Sąd pierwszej instancji odesłał TVP z kwitkiem, ale w drugiej instancji nakazał jednak zwrot 68 tysięcy (uznano, że część składek już się przedawniła).
Teraz Sąd Najwyższy podtrzymał to orzeczenie. Nakazał Ewie uregulować płatność – w ratach. Znamy uzasadnienie:
„W przypadku zatrudnienia w oparciu o umowę o dzieło istnieją dwie strony medalu. Wykonujący taką pracę pozbawiony jest jakiejkolwiek ochrony ubezpieczeniowej, z drugiej strony otrzymuje wyższe (bo nieoskładkowane) wynagrodzenie. Zasady słuszności i sprawiedliwości przemawiają więc za tym, aby pracownik nie był zwolniony z konsekwencji, jakie w prawie ubezpieczeń społecznych wynikają z sądowego ustalenia istnienia stosunku pracy. (…) Zasady współżycia społecznego sprzeciwiają się natomiast temu, aby pracownik został obciążony obowiązkiem spłaty należności jednorazowo. Taka zaś sytuacja nie zachodzi w niniejszej sprawie, bowiem należność została rozłożona na 72 raty (6 lat)”.
Podobna sprawa w tej chwili znajduje się w apelacji, do której wróciła po rozpatrzeniu przez Sąd Najwyższy. Chodzi o kobietę, od której TVP domaga się 50 tys. zaległych składek. Kobieta w II instancji wygrała, ale Sąd Najwyższy uchylił dwa punkty wyroku na korzyść nieuczciwego pracodawcy. 11 tys. zł kazano natomiast zapłacić recepcjoniście z Ministerstwa Kultury, który również wywalczył etat po latach zatrudnienia śmieciowego. Sprawa również jest w apelacji, wyrok ma zapaść 8 listopada.
„Kwestie wzajemnych rozliczeń pomiędzy pracodawcą i pracownikiem (…) należą do kategorii spraw cywilnoprawnych” – napisał w odpowiedzi na pytania „Wyborczej” resort pracy – tym samym umywając ręce od odpowiedzialności, gdy nieuczciwi pracodawcy próbują podwójnie utrudniać życie pracownikom.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…