Pewnie znów wyjdzie, że czepiam się Pani Prezydentowej, bo nie mam nic bardziej produktywnego do roboty. Trudno, powiem to: niezmiernie ucieszyła mnie zgoda Agaty Dudy na spotkanie z protestującymi w Sejmie (cóż, jakoś musiałam przełknąć niewygodny fakt, że nie jestem księdzem Isakowiczem-Zaleskim, żeby reagować na kierowane przeze mnie listy). A całkiem serio – tam samo jak pół Polski pomyślałam: „nareszcie!”.
Potem znów było rozczarowanie i poczucie zażenowania, kiedy po spotkaniu liderki protestu wyszły przed kamery i przyciskane przez dziennikarzy, kluczyły: „Deklaracje? No, deklaracje może nie padły, ale…”, „Mamy wrażenie, że pani prezydentowa popiera…”, „Tak zrozumiałyśmy…”. O czym to świadczy? Ano o tym, że rodzice i opiekunowie niepełnosprawnych po raz kolejny nie usłyszeli żadnych konkretów.
Oczywiście, protestujące matki nie tracą nadziei, że spotkanie z Pierwszą Damą przyniesie jakieś efekty, bo człowiek zdesperowany chwyta się każdej nadziei, która właśnie wykiełkowała – to całkowicie zrozumiałe. Natomiast z całym szacunkiem, ale w ciągu ostatnich dwóch dni głośniejsza stała się dyskusja wokół kiwnięcia paluszkiem pani prezydentowej, niż wokół samego problemu, z którym ponad dwa tygodnie temu protestujący weszli na sejmowe korytarze. Chyba nie o to chodziło rodzicom niepełnosprawnych, kiedy pisali swój list.
W TVN24 już objawił się Krzysztof Łapiński z Kancelarii Prezydenta, wyjaśniając, że przełomu nie będzie, bo pani prezydentowa nadal nie wyraziła chęci aktywnego uczestnictwa w polityce, ale i tak należy jej się laurka, bo czasem się z kimś spotka i stoi przy mężu podczas wizyt zagranicznych i krajowych obchodów. Money.pl na fali ostatnich wydarzeń czym prędzej opublikował świeżutki sondaż, czy Pierwszej Damie należy się pensja. Serio? To chyba kiepski moment na robienie komukolwiek politycznego PR-u.
Ktoś jeszcze pamięta, o co w tym spotkaniu chodziło? Ktoś się upomni o jego wynik? Czy Pani Prezydentowej, z racji tego, że w ogóle się w Sejmie pojawiła, nie wolno już zadać pytania, jakie ze swojej strony działania podejmie? Co może zrobić? Jaki postanowiła nadać sprawie dalszy bieg, oprócz tego, że zasygnalizować problem minister Rafalskiej, która jest go od początku doskonale świadoma, więcej – nawet nie kryje, że nie przyjmuje go do wiadomości? Dziś na przykład koncertowo zrobiła z siebie ofiarę, stwierdzając, że rząd PiS i tak dużo zrobił dla roszczeniowych opiekunów, zatem proszę się rozejść. Tyle wyszło z tej wielkiej interwencji? Że sprawa wróciła od Kajfasza do Annasza? Słabo.
Ktoś może uznać to za czepialstwo. Ale mam wrażenie, że protestujących znów potraktowano w sposób zdawkowy, wymijający. Umówmy się: Agata Duda od tego spotkania raczej i tak by się nie wykręciła, bo odmowa mogłaby skutkować poważną wtopą wizerunkową. Ale też zupełnie inny byłby odbiór jej zaangażowania, gdyby zamiast rzucać ze złośliwym uśmieszkiem w stronę dziennikarzy „miało być bez kameeeeeer!”, wypowiedziała jeden, konkretny, ale silny w swoim przekazie komunikat: „Postaram się zrobić, co w mojej mocy. Mam takie i takie realne możliwości, taką a taką drogę. Uruchomię ją. Zależy mi na dobru tych rodzin. Dziękuję, do widzenia”. A tak powstało wrażenie: „uff, wyszliśmy z tego cało, pańszczyzna odbębniona. A teraz odczepcie się ode mnie, nie zasłużyliście nawet jedno na zdanie”. Fajnie, że Pierwsza Dama przejawiła aktywność. Naprawdę. Ale jeszcze fajniej by było, gdyby nie była to aktywność dmuchana. Więc zamiast debatować o tym, czy zasadne jest ocenianie publicznie działań osoby publicznej, zapytajmy: co dalej? Coś z tego wszystkiego w ogóle dla zainteresowanych wyniknie?
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …