W 71. rocznicę ogłoszenia manifestu PKWN mamy zaszczyt obwieścić, iż udało nam się znaleźć niepodważalne dowody na bezskuteczność działań Instytutu Pamięci Narodowej oraz pokrewnych w zakresie dekomunizacji. Google znajduje  57 miejscowości, w których nadal jest ulica ul. 22 lipca. Do tego dochodzi 6 ulic Manifestu Lipcowego, dwie Rolnicze Spółdzielnie Produkcyjne i jeden Rodzinny Ogród Działkowy – noszące imię 22 lipca. Pamięć żyje w narodzie.

Dawno, dawno temu, 22 lipca 1944 roku w Chełmie (choć jak wieść niesie, naprawdę stało się to 20 lipca w Moskwie), ogłoszono wszem wobec co następuje:

„Rodacy!

Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego wzywa ludność i wszystkie podległe mu władze do jak najściślejszego współdziałania z Czerwoną Armią i najwydatniejszej dla niej pomocy. (…) Historia i doświadczenia obecnej wojny dowodzą, że przed naporem germańskiego imperializmu ochronić może tylko zbudowanie wielkiej słowiańskiej tamy, której podstawą będzie porozumienie polsko-sowiecko-czechosłowackie”.

A potem, aż do 1989, zapanowała powszechna szczęśliwość.

wikimedia commons/CBN Polona
wikimedia commons/CBN Polona

W tysiącach miejscowości, w których 22 lipca przestał spełniać standardy nazewnictwa przyjęte w Wolnej Polsce, wymieniono tę szlachetną nazwę na marszałka Piłsudskiego (28 proc. przypadków) a także na 11 listopada (23 proc. przyp.). Jan Paweł II nie stanowi, o dziwo, znaczącej w tym zakresie alternatywy.

Pamięć w narodzie ciekawymi chadza ścieżkami: wiele samorządów, które pozostały przy lipcowym święcie – np. Ostrołęka – tłumaczy 22 lipca jako datę z 1807 roku, kiedy to Napoleon nadał konstytucję Księstwu Warszawskiemu. Niektórzy włodarze wzięli się na sposób i zastosowali iście szatański wybieg, stawiając tezę, iż 22 lipca to dzień, w którym Kościół katolicki czci świętą Marię Magdalenę. Najwyraźniej liczyli na to, że Biuro Edukacji Publicznej IPN przymknie oko na wątpliwą proweniencję wyżej tej świętej.

Na szczególne zainteresowanie zasługują tolerujące komunistyczne miazmaty parafie rzymsko-katolickie: św. Michała Archanioła i św. Anny w Wykrotach, bł. Radzyma Gaudentego w Gnieźnie, św. Antoniego Padewskiego w Przylepie, św. App. Piotra i Pawła w Machnowie Nowym, Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Połczynie Zdroju, Matki Boskiej Karmelitańskiej w Abramowie. Ich wspólną cechą jest to, że ulica, przy której znajdują się kościoły zapewne nieprzypadkowo wciąż nosi nazwę 22 Lipca.

Niniejszym zatem uprzejmie donosimy, iż pismo Janusza Kurtyki rozsyłane do samorządów miast i wsi w latach 2007- 2009 nie spełniło swej roli. Prezes IPN pisał w nim: „Wypełniając obowiązki wynikające z ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu oraz mając na względzie udział organów państwowych i instytucji Trzeciej Rzeszy Niemieckiej i Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (…), w tym powoływanych przez nie struktur, partii, organizacji politycznych oraz zbrojnych, organów władzy w latach 1939–1989 (oraz ich reprezentantów), w likwidacji niepodległego bytu państwa polskiego oraz ich udział w zwalczaniu dążeń niepodległościowych, gwałceniu praw obywatelskich i praw człowieka, oraz popełniane w ich imieniu zbrodnie nazistowskie, zbrodnie komunistyczne oraz inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości i/lub zbrodnie wojenne, informuję, że na terenie gminy/miasta (…) wciąż znajdują się nazwy ulic, będące w swej istocie formą okazywania czci i szacunku dla zbrodniczej ideologii komunistycznej i jej reprezentantów”.

Skwapliwi, ale niezbyt bystrzy wypełniacze woli IPN, obok 22 lipca i nieszczęsnego Manifestu Lipcowego za „formę okazywania czci i szacunku dla ideologii komunistycznej” uznali zostali również ulice Jana Brzechwy, Franklina D. Roosevelta, Juliana Tuwima, Stefanii Sempołowskiej oraz Ludwika Waryńskiego. Nie wspominając o dąbrowszczakach – polskich żołnierzach Brygad Międzynarodowych walczących w obronie demokratycznej Republiki Hiszpańskiej. Według prezesa IPN stanowią oni „szczególnie rażący przykład oddawania czci ideologii komunistycznej”. Dąbrowszczacy bowiem wedle forsowanej przez dekomunizatorów narracji „ściśle współpracowali z sowieckim wywiadem”, uczestnicząc w „budowie na Półwyspie Iberyjskim państwa stalinowskiego”. Temu sformułowaniu poczuł się w obowiązku stanowczo sprzeciwić nawet hiszpański senat. Wobec takiego dictum, siłą rzeczy w kolejce do odstrzału znaleźli się również patroni ulic i placów jawnie z poprzednim ustrojem związani i kojarzeni – jak Zygmunt Modzelewski, Adam Rapacki, Juliusz Rydygier czy Henryk Raabe. Na „liście Kurtyki” wylądowały też przybytki nazwane imieniem Armii oraz Gwardii Ludowej.

Jednak, mimo nieustannych starań IPN, takich przyczajonych reliktów rozsianych po różnych miastach Polski nie brakuje. Kilka dni temu, w internetowym serwisie telewizji Republika, Maciej Korkuć z Biura Edukacji Publicznej IPN skarżył się na uporczywe utrzymywanie komunistycznego nazewnictwa, z którym nie zdołała wygrać ani instytucjonalna nagonka, ani poselska inicjatywa projektu ustawy znoszącej za jednym zamachem wszelkie nazwy instytucji i osób związanych z PRL. „To trzecia kadencja Sejmu, w czasie której polskim parlamentarzystom nie udało się sfinalizować ścieżki legislacyjnej ustawy dotyczącej dekomunizacji nazw ulic i placów” – płaczą redaktorzy Republika TV. Prawda jest taka, że na topograficzną dekomunizację, czy to z przekonania (obywatele), czy z powodów praktycznych (samorządowcy), czy z powodu natłoku pilniejszych i bardziej palących spraw (parlamentarzyści) – nikt nie ma u nas ochoty. Widać to chociażby po skuteczności akcji w obronie architektonicznej spuścizny byłego ustroju, atakowanej i regularnie wyrugowywanej przede wszystkim ze stolicy. Pałac kultury czy Rotunda kłują w oczy polską prawicę od 1989. Kilka lat temu głośno było o kontrakcji Młodych Socjalistów z Gdańska, którzy założyli Społeczny Komitet Nazywania Bezimiennych Placów i Ulic. Przeforsowali m.in. rondo im. Róży Luksemburg.

Dzisiaj, w dzień najważniejszego święta narodowego Polski Ludowej, spodziewać się należy kolejnych wezwań prawicy do wymazania gumką każdego wspomnienia o PRL, które byłoby wspomnieniem pozytywnym, sentymentalnym czy nacechowanym szacunkiem, nie zaś martyrologią czasów zniewolenia i kaźni. Wszystko wskazuje na to, że 25 października czwarta kadencja Sejmu podejmie wreszcie ważki temat usunięcia PRL z naszej szlachetnej topografii. Zwrot w zaniedbanej polityce historycznej zdradza choćby obywatelska akcja krakowskiej Fundacji Prudentia et Proggressus: zbierania podpisów pod inicjatywą nadania autostradzie A4 imienia Żołnierzy Wyklętych. „Nasz Dziennik” informuje, że w realizacji pomysłu pomóc ma prezydent Andrzej Duda.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Zadziwiająca siła wpływów lewicy na czołowych dekomunizatorow. Pisali i wykrakali. Nie ma co odwoływać się, że 22 lipca 1018 roku sam Bolesław, który po walce zyskał przydomek Chrobry, rozbił nad Bugiem z pomocą rycerzy niemieckich samego Jarosława. Toz to gorzej, niż trafienie kula w płot. Wprawdzie wdzięczni Rusini pokonanemu ksieciu nadali przydomek Mądry, ale to już kupę lat po tej porażce. Na nic zaklęcia, że skrót PKWN to tylko firmowa marka Polskiego Koniaku Wyrabianego Nocą dla utarcia nosa komunistycznemu monopolowi. Nie pomoże odwołanie się do świetej Marii Magdaleny, sponsorki czcigodnej grupki apostołów, o czym jakoś wiedza nieznana autorom tekstu. Nie ma co odwoływać się do szlacheckiego pochodzenia z samej Ukrainy Ludwika Waryńskiego, oczyszczonego jeszcze przez sprawiedliwy sąd c-k w samym Krakowie. Nic to. Pozostaje czekać, że kiedy zabraknie komuchow, wezmą się za kolaborantów rezimu, preferujacych karygodne niemoralne kradzieże samego księżyca. I nie pomogą zaklęcia, że to symbol wiadomo kogo. Nie te numery z IPN.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Żółty żonkil

Dzisiejsze słowo na weekend poświęcam, ze zrozumiałych względów, rocznicy wybuchu powstani…