Nie ulega wątpliwości, że o większości spraw, o których mówił profesor, duża część audytorium już nieraz gdzieś czytała, a jednak miękki, z pozoru nawet łagodny wykład był nieodpartym i niezwykle przekonującym oskarżeniem kapitalizmu i rządzących w nim elit.

Ladislau Dowbor to syn polskich emigrantów w Brazylii. Jego ojciec był bogatym farmerem. Ladislau został partyzantem miejskim. Napadał wraz z innymi na banki, broń zdobywali atakując odziały regularnej armii. Bo po tym, jak demokratycznie wybrany prezydent João Goulart ogłosił umiarkowaną reformę rolną i podniósł płacę minimalną, w 1964 r. doszło do wojskowego zamachu stanu od początku popieranego przez Stany Zjednoczone.

Dowbor został w końcu aresztowany, torturowany, by w końcu wylądować w Algierii, gdzie wraz z 40 innymi bojownikami wysłano go w zamian za uwolnienie porwanego przez partyzantów ambasadora Niemiec.

Tak zaczęła się jego międzynarodowa z konieczności kariera. Jest dziś uznanym ekspertem wielu organizacji międzynarodowych, w tym ONZ. Doradzał wielu rządom, ale naprawdę zasłynął jako twórca programu Bolsa Familia, który wydźwignął z nędzy 50 milionów ludzi, jedną czwartą ludności Brazylii.

Wielka sala im. Michała Kaleckiego w Szkole Głównej Handlowej była niemal pełna. Profesor Dowbor prowadzi wykład nieco zardzewiałą, choć niewątpliwie literacką polszczyzną. Co chwila któryś ze słuchaczy podrzuca mu brakujące słowo. Ale to nie jest wielką przeszkodą w chłonięciu jego niezwykle mądrych rozważań o stanie świata.

Nie ulega wątpliwości, że o większości spraw, o których mówił profesor, duża część audytorium już nieraz gdzieś czytała, a jednak miękki, z pozoru nawet łagodny wykład jest nieodpartym i niezwykle przekonującym oskarżeniem kapitalizmu i rządzących w nim elit. Profesor nie oskarżał osób, tylko pokazuje absurdalność systemu, który pozwala, żeby z 80 bilionów światowego PKB aż jedna czwarta (20 bln) trafiało do rajów podatkowych. Opowiada, jak firma Shell sprzedaje po śmiesznie zaniżonej cenie ropę z Nigerii do swojej firmy-córki w raju podatkowym na Wyspach Dziewiczych, by zapłacić jak najniższy podatek od wywożonego z Nigerii ogromnego bogactwa naturalnego. O tym, że ostatnio na szczycie klimatycznym ustalono tryumfalnie budżet w wysokości 100 miliardów dolarów na walkę z globalnym ociepleniem, a przecież to tylko jedna dwusetna sumy odprowadzanej co roku do rajów podatkowych.

Unika politycznych deklaracji, bo od tylu lat występuje w roli międzynarodowego eksperta, że woli dzielić się wiedzą i doświadczeniem, niż angażować w spory o władzę. Kiedy jednak jest mowa o Brazylii ożywia się. Broni pani prezydent Delmy Rouseff i Luli, którym doradzał, twierdząc, że oskarżenia o korupcję będące podstawą impeachmentu były wyssane z palca, po to by zatrzymać programy transferujące bogactwo z góry na dół. Ich następcy, prawicowi politycy, którzy odsunęli lewicę od władzy dopiero pokazali co to korupcja. A sondaże pokazują, że już wkrótce Luiz Ignácio Lula da Silva może znowu wygrać wybory prezydenckie i sięgnąć po władzę.

Ja, będąc profesorem, mówi, płacę 27 proc. podatku dochodowego, podczas gdy firma Apple zaledwie 0,005 proc. A przecież pieniądze w rękach biedaków napędzają gospodarkę, a te w rękach bogaczy są przedmiotem spekulacji i lądują właśnie w rajach podatkowych. Sfera finansowa nie tylko nie napędza produkcji, ale wręcz wysysa pieniądze ze sfery produkcyjnej. Stąd potrzeba przekazania władzy nad pieniądzem w dół, np. samorządom lokalnym jak to miejsce np. w Niemczech gdzie większość aktywów finansowych jest w rękach regionalnych i lokalnych kas oszczędności Sparkasse, które inwestują je na potrzeby lokalnej gospodarki.

Kiedy młoda aktywistka z Ruchu Sprawiedliwości Społecznej pyta profesora, czy rozwiązaniem tych problemów nie jest zdobycie władzy przez lud, Ladislu Dowbor rozpromienia się. Widać, że siedzący w pierwszych rzędach aktywiści w czerwonych koszulkach budzą u niego miłe wspomnienia, ale odpowiada już nie partyzant miejski, odpowiada profesor.

Nie jest optymistą, choć wielkie nadzieje pokłada w tym, że coraz więcej ludzi buduje sieć, w której nieodpłatnie dzielą się wiedzą. Wyjmuje smartfona i mówi: Zaledwie kilka procent wartości tego urządzenia to wytwór ludzkich rąk, o jego wartości decydują pomysły, idee, technologia. Kiedy oddam pani swój zegarek, to już nie będę miał zegarka. Kiedy podzielę się z panią myślą, nie tracę jej, nadal ją zachowuję. Tak postępują dziś naukowcy z MIT i kilkunastu innych uczelni i ośrodków naukowych na świecie. Dzielą się za darmo w sieci wszystkim, co wymyślą. Za darmo w Internecie dostępne są już wszelkie wynalazki w dziedzinie robotyki czy genotypu człowieka.

Ale ma pani rację, demokracja bez demokracji ekonomicznej jest tylko pustą formą, bo korporacje narzucają swoją wolę państwom. One są globalne, a instytucje demokratyczne jeszcze nie.

Biedni w dzisiejszym świecie nie powtarzają już w kółko jak brazylijscy chłopi w połowie XX wieku „tak, proszę pana”, prezentując postawę pokornej uległości. Spotkałem w Afryce wysokiego tubylca. Miał na głowie turban, był bosy i wyprostowany. Ja, wysiadłem z Jeepa i zapytałem: Teraz, kiedy wciąż nie pada deszcz, co zrobicie? A on spojrzał na mnie, białego człowieka, na Jeepa i zapytał: Co wy zrobicie?

Zasobów jest aż nadto. Trzeba je tylko racjonalnie podzielić. Ekonomia jest wszystkim co robimy, co nas otacza, obejmuje wszystkie dziedziny życia i ludzkiej aktywności. A zarządzają nią ludzie znający się wyłącznie na finansach, którzy w takim razie nie wiedzą prawie nic o tym, o czym decydują.

Relacjonując zdarzenia, opisując zjawiska, cytując szokujące dane Dowbor nie powiedział może wiele nowego, nie odkrył przed słuchaczami wielu nie znanych faktów, nie pokazał „jedynie słusznej drogi” do uratowania świata przed ekologiczną i humanitarną katastrofą, sposobu nakarmienia 800 milionów głodnych. Podzielił się jednak sposobem patrzenia na świat, analizowania go, który ma moc przekonywania, bo odwołuje się do tego co w człowieku najlepsze, dobrej woli, humanizmu i trzeźwego rozumu.

Jego niepomierne zdziwienie absurdalnym biegiem spraw, uśmiech mają jakiś magiczny dar przekonywania. Na uczelnię, w której Ladislau Dowbor się doktoryzował, a gdzie od dziesięcioleci panował posępny duch Leszka Balcerowicza, wróciły na te dwie godziny ciekawość świata i krytyczny zmysł Kaleckiego i Langego.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Jak mawiali starożytni – nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. I polskim, i brazylijskim.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Halo, czy dr Lynch?

August Grabski, profesor Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca, ciesząc…