Tytuł konferencji „25 lat cierpienia kobiet i zapowiedź totalnej niewoli” mówi praktycznie wszystko. Jeżeli uważasz, że obecnie obowiązująca ustawa jest w jakikolwiek sposób kompromisowa i w temacie przerywania ciąży nad Wisłą nie ma już potrzeby podejmowania żadnych dodatkowych inicjatyw – przeczytaj ten tekst. Przeczytaj go koniecznie.
Co autor miał na myśli
W Polsce mamy do czynienia z masowym niezrozumieniem podstawowych aktów prawnych. Stąd dominujące na prawicy kłamliwe przekonanie, że „Konstytucja de facto chroni życie od poczęcia”. Nie można powoływać się na nią w takim kontekście. Ale Polacy nie znają i nie rozumieją zapisów własnej ustawy zasadniczej, więcej – nie rozumieją też, co naprawdę powiedzieli w 1997 roku sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, poproszeni o pochylenie się nad „kompromisem aborcyjnym” po zaledwie 4 latach obowiązywania. Nie rozumieją i rozumieć nie chcą.
Te kwestie wyjaśniła dziś wyczerpująco prof. Eleonora Zielińska – prawniczka i działaczka społeczna, dwukrotnie zasiadająca w Trybunale Stanu. Okazuje się – o czym wielu z nas nie ma pojęcia – że Trybunał Konstytucyjny w 1997 roku daleki był od określenia obowiązującego prawa aborcyjnego jako kompromisu. W zdaniach odrębnych bowiem sędziowie podkreślali, iż zachodzi tutaj konflikt dróg konstytucyjnych: prawo do życia kłóci się z prawem do wolności decydowania o własnym życiu osobistym i z wolnością sumienia.
– Zapomnieliśmy, o czym rzeczywiście mówił Trybunał – udowadniała prof. Zielińska – Bo on nie zakwestionował prawa kobiet do decyzji w tych trzech konkretnych przypadkach – które zresztą gwarantują nam międzynarodowe konwencje. Ale nagle w interpretacji kobieta zaczęła znikać z pola wiedzenia. Zaczęły liczyć się tylko prawa zarodka. Celowe lekceważenie praw kobiet to również celowe przekłamanie orzeczenia Trybunału. Ten bowiem stwierdził wyraźnie, że poziom ochrony w fazie prenatalnej i postnatalnej siłą rzeczy jest różny.
Tu ekspertka nawiązała do ostatnich słów Adama Bodnara, które tak wzburzyły media i działaczki feministyczne. Rzecznik Praw Obywatelskich stwierdził bowiem, że „aborcja nie jest prawem człowieka” i że to ustawodawca decyduje o jej legalności.
Tymczasem, jak dowiodła prof. Zielińska, Polskę obowiązują zapisy międzynarodowej Konwencji w sprawie eliminacji wszelkich form dyskryminacji kobiet, a także Konwencji praw niepełnosprawnych. One zaś mówią, że niezbywalnym prawem człowieka jest decydowanie o liczbie posiadanych dzieci i czasie, w którym przyjdą na świat.
Wyłączenie z ustawy przesłanki embriopatologicznej (organizatorki apelowały o to, aby nie nazywać jej „aborcją eugeniczną”) będzie więc bez wątpienia naruszeniem praw człowieka.
Profesor powołała się na przykład sprawy Amanda Mellet przeciwko Irlandii (z 2013 r.): skarżąca dowiedziała się, że urodzi nieuleczalnie chore dziecko. Jednak z racji tego, iż obowiązujące w jej kraju prawo każe nosić, a potem rodzić dzieci nawet z najpoważniejszymi wadami – lekarze poradzili jej, aby przeprowadziła aborcję za granicą. Komitet Praw Człowieka po raz pierwszy zakwestionował wtedy cały system prawny, nie tylko brak przestrzegania procedur. Uznał, ze irlandzkie prawo w tym zakresie łamie zakaz okrutnego, poniżającego i nieludzkiego prawa i dyskryminacji.
Jesteśmy zmęczone
Krystyna Kacpura, dyrektorka Federacji, stwierdziła, że klęska projektu „Ratujmy Kobiety” odebrała jej siły i wiarę.
Dlatego też na konferencję nie zaproszono polityków. Do nich Federacja napisała listy z prośbą, aby zmobilizowali się chociaż przeciwko projektowi „Zatrzymaj aborcję” i nie dopuścili do jego dalszego procedowania.
Co dyrektorka Federy ma do powiedzenia o obowiązującej ustawie o planowaniu rodziny? Nic dobrego. Coraz trudniej monitorować legalne aborcje. Lekarze nadużywają klauzuli sumienia, odwlekają przerwanie ciąży w czasie, mnożą trudności. Wysyłają na dodatkowe badania, żądają podpisów partnera lub ojca. Sznurują usta, kiedy pacjentka pyta o inne placówki i innych lekarzy władnych przerwać ciążę. Wykorzystują orzeczenia TK z 2015 roku o tym, iż są zwolnieni z obowiązku udzielenia takiej informacji. To wszystko razem sprawia, że praktyka obowiązującej ustawy jest bardziej restrykcyjna niż sam jej zapis.
– W corocznych, wydawanych czasem z 2-letnim opóźnieniem raportach z realizacji ustawy nie znajdziemy ani słowa oceny jej skutków społecznych czy zdrowotnych. Nie ma rzetelnej edukacji seksualnej, szerokiego dostępu do antykoncepcji, w tym awaryjnej, nie ma dostępu do legalnej aborcji. Nie ma żadnej informacji o skali podziemia czy migracji aborcyjnych – mówi Krystyna Kacpura. – Niewielka liczba legalnych aborcji, zdaniem kolejnych ekip rządzących legitymizuje ustawę, mimo że te liczby są nieprawdopodobne w kraju, w którym żyje ok. 10 milionów kobiet w wieku rozrodczym. Wiele dramatów kobiet w okresie 25 lat nie dotarło do opinii publicznej ze strachu, ze zmowy milczenia. A wszystko to z powodu przeogromnej stygmatyzacji aborcji i hipokryzji.
Nie można kobiety zmusić do bohaterstwa, do obowiązkowego samarytanizmu! Tak jak nie można nikogo zmusić, żeby oddał krew dla innego umierającego człowieka. Dlaczego więc mielibyśmy zmuszać kobiety, aby stały się inkubatorami?
Z ostatnich statystyk GUS wynika, że 68 tysięcy dzieci nie ma opieki rodzicielskiej i przebywa w ośrodkach pomocy społecznej. – Gdyby podczas debaty – abstrahuję od praw kobiet – pochylono się nad tym problemem, może miałaby ona bardziej ludzki wymiar – podsumowała dyrektorka Federy.
W odróżnieniu od polityków, na konferencję zaproszono ginekologów. Ale na sali nie było ani jednego. Dlaczego? Jedni odkładali słuchawkę od razu. Inni krzyczeli w nią: „Najpierw zróbcie coś z tymi okropnymi billboardami z rozerwanymi płodami pod naszym szpitalem! Pacjentki na ten widok mdleją!”. Ale większość po prostu się bała.
Federacja Na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny o prawo do legalnej, zapisanej prawem aborcji walczyć musiała już w roku 1993, w roku wejścia w życie ustawy. I nadal pozostaje ona fikcją.
Kogo ratować najpierw?
Prawniczka Federacji Kamila Ferenc przedstawiła hipotetyczną sytuację zagrożenia życia. Kogo ratowalibyśmy najpierw? Kobietę czy chory, niezdolny do samodzielnego życia płód? Wybór zdaje się prosty. Ale dla prawicowych organizacji nadal jest to wybór równorzędny – „między człowiekiem a człowiekiem”.
Za łamanie praw kobiet, o czym nie mówi się głośno – Polska już dziś słono płaci. W sumie na odszkodowania za odmowę legalnego przerwania ciąży po wyrokach Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, zapłaciliśmy już 131 tys. euro odszkodowań.
I mimo to – Polska nadal nie wykonała wyroków Trybunału!
„Brakuje skutecznej procedury odwoławczej od arbitralnej odmowy lekarza, kobietom odmawia się dostępu do podstawowych badań i nie mają one skąd czerpać informacji kto w ustawowo przewidzianym terminie – w całym systemie powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, na który płacą składki – udzieli im świadczenia”.
– Będziemy egzekwować prawa kobiet, wczoraj złożyliśmy pozew przeciwko szpitalowi, który odmówił błagającej o pomoc pacjentce zabiegu legalnej aborcji. Diagnoza o braku mózgoczaszki i braku szans na przeżycie płodu połączona z myślą o konieczności donoszenia tej ciąży – bo tak zadecydowali za nią lekarze –była dla niej do przeżycia. Orzecznictwo Sądu Najwyższego stoi po naszej stronie nazywając prawo do przerywania ciąży zgodnie z ustawą prawem podmiotowym, a jego naruszenie – naruszeniem dóbr osobistych kobiety, które wymaga zadośćuczynienia – zapowiedziała prawniczka.
Federa optuje za tym, aby sprawy nierozstrzygalne w Konstytucji, rozstrzygać drogą referendum. Działaczki zapowiedziały, ze złożą swoje stanowisko do Trybunału Konstytucyjnego, który za chwilę będzie zapoznawał się z propozycją wyłączenia przesłanki embriopatologicznej z obowiązującego prawa.
Garść danych
Mam przed sobą raport z monitoringu procedur dostępu do legalnej aborcji w polskich szpitalach „Dzień Dobry, chcę przerwać ciążę…” Niech wybrzmią.
„W aż 25 szpitalach trzeba przedstawić opinie dwóch niezależnych lekarzy specjalistów potwierdzające, że zachodzi możliwość lub konieczność przerwania ciąży (wśród 111 rozpatrywanych szpitali to ponad jedna piąta). Jest to wymóg niekorzystny z punktu widzenia pacjentki (chyba, że pacjentka chce skonsultować się z więcej niż jednym lekarzem), nie znajduje też uzasadnienia w obowiązujących przepisach, a wręcz jest z nimi sprzeczny”.
„Część szpitali idzie jeszcze dalej w wymogach stawianym pacjentkom, które chcą przerwać ciążę i wymaga nie tylko opinii co najmniej dwóch lekarzy, ale opinii całego konsylium (trzech lub więcej lekarzy)”.
„Konieczność złożenia swoistego wniosku o świadczenie wydaje się być praktyką, która z dużym prawdopodobieństwem towarzyszy tylko zabiegom przerwania ciąży. Z punktu widzenia praw pacjenta i kwestii konieczności uzyskania zgody na świadczenie zdrowotne, wymóg uzyskania zgody od męża pacjentki w ciąży jest również nieuzasadniony, stanowi wręcz naruszenie prawa”.
„W piśmie ze szpitala nr 115 (małopolskie) znajduje się następujący opis działania tej procedury: Pacjentka musi wystąpić o zgodę na terminację do wojewódzkiego konsultanta”.
„Szeroki wachlarz dodatkowych wymogów, stawianych przez szpitale, wydłuża czas procedury i utrudnia pacjentkom uzyskanie świadczenia przerwania ciąży. Duża część tych wymogów nie wydaje się uzasadniona względami medycznymi”.
„Niektóre odpowiedzi szpitali świadczą o niebezpiecznych praktykach np. deklaracja, że pacjentki, których życie lub zdrowie jest zagrożone odsyłane są do innego szpitala. 20 proc. szpitali z tej grupy wprost przyznaje, że w ogóle odmawia wykonywania takich zabiegów lub deklaruje, że nie zdarzają się takie przypadki”.
„Częstym problemem pacjentek, które próbują uzyskać w Polsce zgodę na legalny zabieg przerwania ciąży jest nieprzepisowe opóźnianie procesu decyzyjnego przez lekarzy, którzy doprowadzają do sytuacji, w której mija termin dopuszczalności zabiegu”.
„Żaden ze szpitali nie wspomina o prawie pacjentki do wniesienia sprzeciwu od opinii albo orzeczenia lekarza, które gwarantowane jest zapisami ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta”.
BRICS jest sukcesem
Pamiętamy wszyscy znakomity film w reżyserii Juliusza Machulskiego „Szwadron” …
Kolejny raz mijam tytuł. Bez względu na poglądy, taki temat nie ma nic wspólnego z dobrym dniem. Warto byłoby posluchać, co na ten temat mówiła taka feministka jak Agnieszka Holland, do młodych feministek, szczycąc się swoja urodzoną wbrew radom koleżanek córką. Dzień przerwania ciąży to nie jest żaden dobry dzień.
Dewoty i patologia 500+ będzie głosować na PiS. Kogut pieje bezkarnie! Prawo i Sprawiedliwość dla Kolesi!
Do refleksji!
Rozliczmy ich przy wyborach!
Pozdro.
Podywagują, podywagują, a kaczka i tak zrobi zwoje. Bo kaczka nie ma żony i wszystkie kobiety traktuje z buta.