Po przeliczeniu 100 procent głosów można już stwierdzić, że do drugiej tury (z wynikiem 27,84 proc.) wchodzi liberalny Emmanuel Macron oraz Marine Le Pen (23,15 proc.). Tuż za kandydatką skrajnej prawicy uplasował się lewicowy Jean-Luc Mélenchon z poparciem 21,95 proc. Rezultat pierwszej tury świadczy o końcu dotychczasowego porządku krajowej sceny politycznej V Republiki.

Układ, jaki klaruje się po pierwszej turze wyborów, dzieli V Republikę na trzy obozy: liberalny (bądź centro-prawicowy) z Macronem na czele; skrajnie prawicowy pod przewodnictwem Le Pen oraz lewicowy z liderem w osobie Mélenchona.

Choć sam Macron wywodzi się z Partii Socjalistycznej i w młodości bliżej mu było do lewicy niż prawicy, to od wielu lat jego program polityczny schodzi coraz mocniej na prawo. Przypomnijmy – w 2004 roku Macron (ur. w 1977 r.) objął stanowisko inspektora finansowego w krajowym ministerstwie. Po kilku latach – w niezbyt jasnych okolicznościach – porzucił urzędniczą posadkę, by zostać bankierem inwestycyjnym na wysoko płatnym stanowisku w Rothschild & Cie Banque.

Kilkuletnia banksterka wyprała z Macrona resztki lewicowej wrażliwości, robiąc z niego bezwzględnego, chciwego neoliberała, który za nic ma los zwykłych pracowników i konsumentów.

W 2014 roku Macron objął stanowisko ministra gospodarki, przemysłu i cyfryzacji w rządzie Manuela Vallsa z Partii Socjalistycznej, za prezydentury Hollande’a (również z PS). Okazał się w nim wielkim neoliberalnym „reformatorem” (a raczej – deformatorem). Kurs, jaki wtedy obrał, kontynuowany jest przez niego praktycznie do dziś: marginalizacja związków zawodowych, deregulacja kodeksu pracy, cięcia praw socjalnych i maksymalizacja zysków dla banków i wielkiego kapitału.

Przez dwa lata w lewicowym rządzie Macron robił „krecią robotę”, ostatecznie rozbijając Partię Socjalistyczną od środka i tworząc nowy liberalny i elitarystyczny twór polityczny o nazwie En Marche!, z którego ramienia wystartował w wyścigu o fotel prezydenta V Republiki w 2017 roku. Pierwszą turę wygrał wówczas z wynikiem 24 proc., a w drugiej pokonał Marine Le Pen 66 proc. do 33 proc.

Partia kontrkandydatki Macrona przez ostatnie lata przeszła dość mocną metamorfozę. Już nie jest tak radykalnie antyimigrancka, islamofobiczna i antyunijna jak dekadę temu. Le Pen reklamuje się dziś jako obrończyni świeckiej Francji, tradycyjnych wartości oraz „zwykłych obywateli”. Zerwała z antysemicką retoryką swojego ojca – Jean-Marie Le Pena, dawnego lidera jej środowiska – którego finalnie nawet wyrzuciła z partii (Zjednoczenia Narodowego/Frontu Narodowego), którą sam zakładał. W polityce zagranicznej wciąż jest wrogiem NATO, lecz po inwazji Rosji na Ukrainę musiała nieco zamaskować swoje bliskie kontakty z Władimirem Putinem. Warto jednak pamiętać, że Francuzi nigdy nie byli zbytnio euro-entuzjastycznym narodem i już generał de Gaulle widział francuską rację stanu w tworzeniu mocniejszych lub słabszych sojuszy ze ZSRR, jako przeciwwagi dla układów z Niemcami i USA. Wojna, rzecz jasna, zmieniła tu wiele, ale jednak nie wszystko.

To wokół Le Pen tworzy się dziś druga siła polityczna V Republiki. Natomiast „w granicach” owego środowiska znajduje się jeszcze Éric Zemmour (w tych wyborach uzyskał 7,07 proc. poparcia) – znany publicysta i showman – oraz konserwatywny plankton.

Liderem trzeciego obozu jest zaś największy przegrany tych wyborów – Jean-Luc Mélenchon. Jak pisaliśmy dwa tygodnie temu lewicowy kandydat miałby szansę na drugą turę, gdyby poparcia w pierwszej udzieliła mu Francuska Partia Komunistyczna. Jej kandydat – Fabien Roussel uzyskał w niedzielę 2,28 proc. i gdyby w ostatniej chwili zrezygnował, przekazując swoje głosy na Mélenchona, to finałowa dwójka wyglądałaby dziś inaczej.

Warto tu jednak zwrócić uwagę na gest Mélenchona z wieczoru wyborczego. Kandydat ten nie wskazał, na kogo mają głosować jego wyborcy w drugiej turze, lecz trzykrotnie powtórzył frazę: „Ani jednego głosu na panią Le Pen!”. Te słowa to nie tylko jego deklaracja antyfaszystowska, ale też swoisty sygnał dla wyborców innych lewicowych kandydatów, że Mélenchon nie chce mieć nic wspólnego z prawicą, nawet tą „pro-socjalną” i to wokół niego będzie budować się główny obóz lewicy – jednoznacznie antyfaszystowski i antyneoliberalny.

W tym roku jednak pretendent do zwycięstwa wydaje się jeden… Już wczoraj poparcia Macronowi udzieliło większość kandydatów od skrajnej lewicy po centro-prawicę. Niemniej do drugiej tury pozostają jeszcze dwa tygodnie oraz debata, która może tu naprawdę wiele zmienić.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …