Zaostrza sie spór w gdyńskim Przedsiębiorstwie Komunikacji Miejskiej. Pracownicy przeprowadzili referendum, w którym większości z nich opowiedziała się za akcją strajkową.
Konflikt pomiędzy załogą a kierownictwem trwa od jesieni ubiegłego roku. Pracownicy nie dostali podwyżek od sześciu lat. W tym czasie wskaźnik inflacji wzrósł o 15 proc., a więc ich realne płace zmalały. Uważają, że za wykonywanie odpowiedzialnej i ważnej z punktu widzenia interesu społecznego pracy należą im się wyższe stawki niż obecnie obowiązujące 16-19 zł za godzinę. – Rozmawiamy o podwyżkach od ponad dwóch lat, ale nie znaleźliśmy jak na razie zrozumienia – mówi Stanisław Taube ze związków zawodowych PKM.
Postulaty są wysuwane solidarnie przez wszystkie trzy związki skupiające pracowników gdyńskiej komunikacji: Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej, Przedsiębiorstwa Komunikacji Trolejbusowej i Przedsiębiorstwa Komunikacji Autobusowej. Na początku konfliktu organizacje pracownicze domagały się podwyżki stawki godzinowej o 1,5 zł. W toku negocjacji ich żądania zmalały jednak do 0,5 zł. Mimo to kierownictwo nadal nie zamierza pójść na ustępstwa. Prezes PKM tłumaczy, że są ważniejsze wydatki, a ewentualne podwyżki muszą się wiązać ze zwiększeniem czasu pracy. – Nasze stanowisko jest niezmienne. Już od zeszłego roku informujemy, że ograniczenia budżetowe i możliwości finansowe spółek przewozowych są takie, jakie są. Odtwarzamy tabor, realizujemy różne zadania i jeżeli mamy poszukiwać pieniędzy, to możemy robić to jedynie w samym przedsiębiorstwie. A to wiąże się z uelastycznieniem czasu pracy. Rozmowy nie są łatwe, bo strona związkowa oczekuje, że każdy pracownik co miesiąc otrzyma więcej pieniędzy. Tymczasem nasza propozycja, w uproszczeniu, jest taka, że więcej otrzymają ci, którzy będą więcej pracować – przedstawia stanowisko spółki Lech Żurek.
W odpowiedzi na impas negocjacyjny i aroganckie stanowisko zarządu, pracownicy postanowili pójść drogą swoich kolegów po fachu z Londynu, którzy na początku 2014 roku odstąpili od pracy na 24 godziny, powodując paraliż komunikacyjny miasta. Gdyńscy kierowcy zorganizowali zatem referendum strajkowe, w którym 98 proc. załogi poparło idee odmowy pracy. Nie oznacza to jednak, że strajk na pewno się odbędzie, jednak – na co liczą związkowcy – będzie to mocny argument w dalszych negocjacjach z dyrekcją.
Wspomniani kierowcy z Londynu ostatecznie dopięli swego – władze zostały zmuszone do spełnienia ich żądań. Pomyślnie zakończyła się również niedawna batalia pracowników transportu miejskiego z Bielsko-Białej, którzy stawiając sprawę na ostrzu noża: podwyżki albo strajk, również zdołali wywalczyć wyższe płace.
Rząd zrzuca maskę
Dzisiejszy dzień przejdzie do historii jako symbol kolejnej niedotrzymanych obietnic przed…
ciekawe, jak na to zareagował gdyński ratusz? dalej szaleją z propagandą sukcesu i zamienianiem miasta w nowoczesny slums?