Gubernator prowincji Borno, w której głód jest największy, stwierdził, że agencje humanitarne, wśród nich UNICEF, powinny opuścić Nigerię. Jego zdaniem skala problemów jest sztucznie zawyżana, żeby wyciągnąć środki od społeczności międzynarodowej. Tymczasem ONZ oskarża władze lokalne o kradzież żywności i zasobów, przeznaczonych dla ofiar wojny i głodu.
Kashim Shettima wypowiedział te słowa w poniedziałek w Maidiguri, stolicy stanu Borno, będącego matecznikiem Boko Haram – sekty wahhabickiej, która wywołała trwającą od 2009 roku wojnę domową i obecny kryzys humanitarny. Ta narracja zgadza się z tym, co już w grudniu zeszłego roku mówił Muhammad Buhari, prezydent kraju, który podobnie jak Shettima tłumaczył, że rozmiary w północno-wschodnim stanie są hiperbolizowane, ponieważ im większe ONZ zgłosi potrzeby, tym więcej otrzyma środków, a co za tym idzie – więcej zarobi.
Z drugiej strony władze lokalne są oskarżane zarówno przez agencje międzynarodowe, jak i uchodźców mieszkających w tymczasowych ośrodkach w Maidiguri, o kradzież żywności. Przed nigeryjskim senatem toczy się postępowanie przeciwko kilkunastu funkcjonariuszom stanowej Agencji Zarządzania Kryzysowego, którzy zostali przyłapani na gorącym uczynku przez strażników w obozach uchodźczych.
ONZ deklaruje, że w Nigerii mamy obecnie do czynienia z najpoważniejszym kryzysem humanitarnym ostatnich dekad. Ponad 5 mln ludzi zagrożonych jest głodem, pomoc dla nich ma kosztować ok. 800 mln dol. Zdaniem Shettimy stan stał się „kurą znoszącą złote jajka” dla ludzi, którzy „czerpią zyski z agonii jego ludzi”. – Ci, którzy naprawdę są chętni do pracy i pomocy, zawsze są u nas mile widziani – stwierdził. – Ale dla tych, którzy wykorzystują naszą tragedię dla zarabiania pieniędzy, nie ma miejsca i lepiej, żeby wyjechali. Jego zdaniem tylko osiem ze 126 zarejestrowanych w Borno organizacji humanitarnych prowadzi jakąś realną działalność, wśród nich wymienił m.in. Międzynarodowy Czerwony Krzyż, Światowy Program Żywieniowy działający pod ONZ czy Norweski Fundusz Uchodźczy.
Gubernator ma wiele zastrzeżeń do UNICEF-u, jednak nie brzmią one wiarygodnie. Zdaniem Shettimy nieracjonalnym wydatkiem było np. kupno opancerzonych wozów – tymczasem przedstawiciele agencji wyjaśniają, że na terenach, na których rozwożą żywność, nie jest spokojnie, zdarzają się zasadzki zarówno ze strony niedobitków terrorystów. Ostatni taki atak miał miejsce w lipcu. Ze względu na niski poziom bezpieczeństwa docieranie do wielu obszarów stanu jest skrajnie utrudnione, a mimo to – jak podaje UNICEF- agencji udało się udzielić pomocy medycznej ponad 160 tys. dzieci poniżej 5. roku życia, cierpiących z powodu najostrzejszej fazy niedożywienia, która w innej sytuacji prawdopodobnie zakończyłaby się śmiercią.
Zaś sam Shettima nazywany jest przez mieszkańców obozów w Maidiguri, którzy w większości uciekli do miasta z okolicznych wiosek, „złodziejem ryżu”. W zeszłym roku w mieście kilkukrotnie dochodziło do zamieszek – ludzie oskarżali władze obozów, władze miejsce i stanowe o kradzież jedzenia i środków, które miały trafiać do uchodźców. Gubernator twierdził, że protesty były wzniecane przez jego przeciwników politycznych.
Nasilający się kryzys na linii państwo-organizacje międzynarodowe z pewnością nie służy mieszkańcom północno-wschodniej części kraju. W wojnie z Boko Haram straciło życie 20 tys. ludzi, jednak szacuje się, że kryzys humanitarny zbierze znacznie większe żniwo. Terroryzm i głód zmusiły aż 2,6 mln ludzi do porzucenia swoich domów, wielu z nich uciekło za granicę. Nigeryjczycy w 2016 roku stanowili największą grupę wśród osób, próbujących dotrzeć do włoskich wybrzeży statkami wypływającymi z Libii. Jedna na 80 osób, podejmujących tę podróż, tonie.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…