O kosztach społecznych nieuchronnej dekarbonizacji, o tym, kiedy politycy przypominają sobie o górnikach i o tym, jak pogodzić górników i ekologów Portal Strajk rozmawia z Barbarą Słanią – polityczką Razem, socjolożką, mieszkanką Bytomia.
Czy pochodzisz z tradycyjnej rodziny górniczej?
Urodziłam się i wychowałam w Bytomiu, mieście, w którym działało swojego czasu siedem kopalń. Obecnie została już tylko jedna. Moja rodzina nie jest „rodziną górniczą” w ścisłym tego słowa rozumieniu, ale z obsługą górnictwa jest jak najbardziej związana. Moi rodzice, dwóch wujków i ciocia pracowali w Bytomskich Zakładach Naprawczych Przemysłu Węglowego, popularnie zwanych “bezetenami”. To były wielkie zakłady, które funkcjonowały trochę jak wielka rodzina. Organizowano wycieczki dla pracowników i ich rodzin, kolonie dla dzieci. Gdy rozpoczęła się transformacja i pierwsza fala zamykania kopalń, nastał zły czas dla pracujących tam. Wiele osób, nawet w mojej rodzinie, próbowało sobie radzić, nawet otwierać własne firmy. Niewiele z nich przetrwało.
Jako studentka, na początku lat dwutysięcznych, miałam okazję wziąć udział w badaniach socjologicznych, dotyczących losów górników, którzy wzięli odprawy. Widziałam dokładnie to samo – ludzie próbowali swoich sił na rynku, ale w większości przypadków kończyło się to niepowodzeniem. Opowiadali historie smutne, często wręcz tragiczne. A kopalnia we wspomnieniach była miejscem, gdzie praca była ciężka, ale dobrze płatna.
Dziś jednak transformacja energetyczna to konieczność. Kopalnie będą zamykane, życie górniczych społeczności nieuchronnie się zmieni. Teoretycznie rząd ma plan, rozpisany na prawie dwie dekady, wskazano w nim, jak długo poszczególne kopalnie utrzymają wydobycie. To dobry projekt? Z szansami na realizację?
Nie jestem w tej kwestii szczególną optymistką, z wielu powodów. Strona związkowa nie ufa rządowi, trochę zresztą trudno się jej dziwić. Rząd PiS-u stoi w jakimś dziwacznym rozkroku – z jednej strony realizuje politykę dekarbonizacji, z drugiej strony z ust wielu prominentnych polityków można było wielokrotnie usłyszeć nienaukowe poglądy na temat zmian klimatu. Sam prezydent Duda dwa lata temu, podczas szczytu klimatycznego w Katowicach, opowiadał, że węgla w Polsce starczy na 200 lat. A teraz nagle się okazuje, że kopalnie trzeba zamykać.
Z węglem jest trochę tak, jak z walką z pandemią – płyną sprzeczne komunikaty. To jedna sprawa. Kolejną jest kwestia zgody unijnej na pomoc publiczną. Cały plan może zupełnie nie wypalić, a wtedy porażkę będzie można zwalić na tę “złą Unię”.
Jak oceniasz nastroje społeczne wśród mieszkańców Śląska?
Są zdecydowanie krytyczne wobec rządu. Pandemia i hejt, jakiego doświadczali Ślązacy podczas wakacji – nawet, jeśli wyolbrzymiony przez przekazy internetowe – też mocno przyczyniły się do tej sytuacji. Zresztą rozmowy o końcu górnictwa w regionie tradycyjnie z nim związanym byłyby bardzo trudne w każdych okolicznościach. Co dopiero teraz. Podejrzewam – chociaż o to trzeba by pytać samych zainteresowanych – że w przekonaniu górników oni sami, ich rodziny i ich środowisko interesują polityków jedynie przed wyborami. Ewentualnie wtedy, gdy można sobie zrobić ładne zdjęcia.
Popularny pogląd jest zupełnie inny, że politycy trzęsą się przed górnikami, a tym łatwo jest wymuszać różne rozwiązania korzystne tylko dla nich samych…
Ustalmy na początek jedną rzecz. Górnicy i inne zawody związane z przemysłem ciężkim zostały dowartościowane dopiero po II wojnie światowej, nie tylko zresztą w Polsce, ale w całym bloku wschodnim (poza ZSRR). W II RP zatrudnienie w górnictwie było niższe, niż dziś – tylko niewielka część Śląska znajdowała się w granicach ówczesnego państwa polskiego. To też przekładało się na mniejsze zainteresowanie tą grupą potencjalnych wyborców. W III RP to zainteresowanie rośnie okresowo, gdy, jak wspomniałam, potrzebne są głosy. I wtedy górniczy elektorat wydaje się być atrakcyjny dla wszystkich opcji politycznych, co widać przed wyborami. Co ciekawe, nawet tak niechętne wszelkim regulacjom ugrupowanie, jakim jest Konfederacja, stara się zawalczyć o górników hasłami antyunijnymi i nacjonalistycznymi. Pamiętajmy, że chodzi o ok. 80 tys. pracowników sektora plus rodziny. Z drugiej strony warto zauważyć, że Łukasz Kohut, lider śląskiej listy Wiosny do parlamentu Europejskiego jako reprezentant Śląska wszedł nie dzięki głosom środowisk górniczych, lecz z postulatem dekarbonizacji. Rybnik zresztą, który reprezentuje, to jedno z tych miejsc na Śląsku, gdzie mieszkańcy, mimo często górniczej historii rodzinnej, organizują się i protestują przeciwko otwarciu nowej kopalni. Mówiłam wcześniej o bytomskich Miechowicach, podobnie dzieje się też tam, w Imielinie.
Czym może różnić się odejście od węgla w miastach tradycyjnie górniczych, jak Twoje, od tych mniej zależnych od sektora wydobywczego?
Są dwa istotne aspekty. Po pierwsze, kopalnie i cały przemysł z nimi związany to miejsca pracy dla jakiejś części mieszkańców. To się oczywiście zmienia, od dawna nie buduje się przykopalnianych osiedli patronackich, ale pamięć o kopalni jako matce karmicielce, instytucji organizującej rytm pracy, ale i utrzymującej obiekty sportowe czy kulturalne jest nadal żywa w wielu miejscach na Górnym Śląsku. Ona wciąż trwa w Zagłębiu Dąbrowskim, chociaż górnictwo, które funkcjonowało tam bardzo długo, już nie istnieje.
Drugim aspektem są podatki wpłacane do miejskiej kasy. To bywają bardzo istotne kwoty w budżetach miast. Problem w tym, że interesy mieszkańców i miasta mogą być sprzeczne. Podam przykład mojego rodzinnego miasta. W 2015 r. w Bytomiu zorganizowano wielki marsz przeciwko likwidacji kopalni. W tym samym czasie spora grupa mieszkańców dzielnicy Miechowice walczy z kopalnią, ponieważ szkody górnicze niszczą ich domy. To nie są proste sprawy.
Lewica konsekwentnie mówi: zamykać kopalnie, ale z planem sprawiedliwej transformacji. Jak nonszalancko podchodzi do tematu rząd, już wspomniałaś. Co się stanie, jeśli kopalnie po prostu znikną?
Pierwsze skutki to bezrobocie i marginalizacja społeczna. Kopalnie funkcjonowały nie tylko jako miejsca pracy, ale i organizatorki życia społecznego i kulturalnego. Ludzie na będzińskiej Ksawerze, gdzie prowadziłam badania, oceniali, że jakieś 80 proc. mieszkańców dzielnicy w jakiś sposób było związane z kopalnią. Gdy nie ma pracy, zwłaszcza pracy ciężkiej, ale stabilnej i dobrze płatnej, widzimy też szukanie winnych takiego stanu rzeczy, co sprzyja nastrojom populistycznym w najgorszym znaczeniu.
Kolejna kwestia to zagospodarowanie terenów pogórniczych. Jakaś ich część może oczywiście pełnić funkcję naukowe czy kulturalne, czego doskonałym przykładem może być chociażby zabrzańskie Guido. Ale to nie jest przecież recepta na rozwiązanie wszystkich problemów! Już zmarły ponad 10 lat temu Michał Smolorz wyśmiewał pomysły przekształcenia wszystkich zabytków industrialnych na obiekty kultury. Turystyka industrialna doskonale się rozwija i może być dla naszego regionu jedną z szans, chociaż oczywiście nie zastąpi górnictwa. Dlatego uważam, że zapominanie o tym dziedzictwie czy wręcz odcinanie się od niego to nie są najmądrzejsze pomysły. Kilka lat temu, gdy w Katowicach miał się odbyć finał WOŚP, władze miasta były bardzo niechętne organizacji tego w stylu nawiązującym do górnictwa, uważając to za przeżytek. To nie było dobre, nawet jeśli ktoś chciał walczyć w ten sposób ze stereotypami i budować pozytywny wizerunek regionu. Zwracam uwagę, że same stereotypy o Śląsku, przez które region jest postrzegany, nie zawsze są negatywne. Problem zaczyna się wtedy, gdy zaczynają być eksploatowane w popkulturze w sposób ośmieszający nas wszystkich i zamiast prawdziwych ludzi występują ubrudzone węglem chłopki-roztropki mówiące śmiesznym językiem.
Jak pogodzić interesy górników z kryzysem klimatycznym?
To wbrew pozorom może być całkiem proste…
Proste?!
… tylko trzeba przestać konfliktować ze sobą różne grupy. Górnicy, dziś zatrudnieni w kopalniach, ale i pracownicy obsługi i administracji, muszą z odpowiednim wyprzedzeniem wiedzieć, kiedy nastąpi zamknięcie i mieć gwarancję zatrudnienia.
Dwa lata temu lider Wiosny, Robert Biedroń gdzieś nieopatrznie powiedział, że zwolnieni górnicy mogliby pracować przy ocieplaniu budynków i podniosły się głosy krytyki i ze strony górników, którzy potraktowali to jako obrazę, ale i spoza Śląska, sugerujące, że tych chciwych górników nie da się w żaden sposób usatysfakcjonować. Wynikało to z absolutnego niezrozumienia górniczej pracy. Owszem, jest to praca stabilna, zdecydowanie dobrze płatna, uprawniająca do przejścia na wcześniejszą emeryturę, ale to nie spadło z nieba, tylko z górniczej umiejętności walki o swoje prawa i wysokiego uzwiązkowienia tej branży, której inni mogą tylko pozazdrościć. Nie ma więc co równać w dół i krzywić się, że ludzie chcą pracy równie dobrej, jak mieli, tylko myśleć o podnoszeniu standardów zatrudnienia także w innych branżach.
Hasło ‘No to coal!’ (Nie dla węgla!) wykrzykiwane na protestach klimatycznych może budzić niepokój górników, podobnie, jak akcje obywatelskiego nieposłuszeństwa i blokowania infrastruktury węglowej w Niemczech, organizowane w ramach akcji Ende Gelande. Ale wyśmiewanie ich, podobnie, jak wyśmiewanie Grety Thunberg nie zmienia w żaden sposób faktu, że żyjemy na progu katastrofy klimatycznej. Oczywiście za to bezpośrednio odpowiedzialne nie jest górnictwo, tylko spalanie węgla, od którego z dnia na dzień nie odejdziemy. Podobnie, jak od jeżdżenia samochodami, latania czy mięsa w codziennym menu. Ale to wszystko musi się zmienić, jeśli chcemy przetrwać jako gatunek.
A jak nie węgiel, to co?
Miksu energetycznego z dnia na dzień nie zmienimy. Oczywiście, trzeba rozwijać OZE, ale raczej nie ma się co łudzić, że bez technologicznego przełomu damy radę nimi zaspokoić nasze, ciągle przecież rosnące, potrzeby energetyczne. Sięgnięcie po energię atomową wydaje się być jedynym rozsądnym i wbrew pozorom, bezpiecznym, rozwiązaniem.
Rozmawiała Julia Lauer.
Barbara Słania – mieszkanka Bytomia z korzeniami po obu stronach Brynicy, absolwentka socjologii i politologii na Uniwersytecie Śląskim. Przez wiele lat pracowała naukowo, prowadząc badania na temat ubóstwa i wykluczenia społecznego na Śląsku i w Zagłębiu. Członkini partii Lewica Razem od 2015. Współtworzy lewicowe Stowarzyszenie im. T. Regera i należy do redakcji wydawanego przez nie czasopisma “Równość”. Uwielbia Depeche Mode, dobrą literaturę i czarną herbatę.
BRICS jest sukcesem
Pamiętamy wszyscy znakomity film w reżyserii Juliusza Machulskiego „Szwadron” …