Agnieszka Haska, Hańba! Opowieści o polskiej zdradzie, Grupa Wydawnicza Foksal, W.A.B., Warszawa 2018

Agnieszka Haska to socjolożka i kulturoznawczyni, adiunkt w Żydowskim Instytucie Historycznym i członkini Centrum Badań nad Zagładą Żydów PAN. Zagłada od zawsze stanowi ważny obszar jej naukowych zainteresowań, ale tym razem energię badawczą skupia na Polakach i ich strategiach przetrwania okupacji na terenie Generalnej Guberni. „Hańba!” jest w większości poświęcona badaniu dyskursu zdrady i kolaboracji na podstawie kontaktów na linii okupowany-okupant (autorka sypie przykładami ze sfery obyczajowej, towarzyskiej, biznesowej, a także sprawdza reakcje otoczenia – ówczesny niepisany kodeks obywatelski każdą formę kontaktu z Niemcami klasyfikował jako zdradę).

Armia Krajowa miała oczywiście narzędzia ku temu, by bez litości karać kolaborantów politycznych, wysyłając po nich egzekutorów, jednak mnie osobiście właśnie ów aspekt sprawiedliwości obywatelskiej w „Hańbie!” zaciekawił najbardziej.

Zdrada – odmiana europejska

Oczywiście, zanim przejdziemy do istoty sprawy, autorka naświetla nam samo pojęcie zdrady i zdrajcy – przy czym zwraca uwagę na wybitnie „polskie” rozumienie tego terminu. „Zdrajca” w ponadnarodowym, europejskim dyskursie ma swój archetyp oczywiście w Biblii – jest to konstrukcja bardzo prosta, oparta na aspekcie chciwości, łatwego skuszenia nagrodą. Inna opowieść, która stała się podwaliną pierwszych opowieści o zdradzie na Starym Kontynencie, jest morderstwo Juliusza Cezara. Zapamiętana została głównie jako historia o zawiedzionym zaufaniu i fałszywej lojalności – choć to Szekspir jest autorem zawołania „I ty przeciwko mnie?”, a cały mit został przemielony przez chrześcijańskie tryby i podany jako bliźniaczy wobec historii Judasza Iskarioty. Skrzętnie pominięto fakt, że Brutus działał dla dobra republiki, a przeciw tyranii. Później w jego historii mamy też „karę” będącą logicznym następstwem „zbrodni”: Brutus popełnia samobójstwo po przegranej bitwie z Markiem Aureliuszem. Później zaś, w „Nieboskiej komedii” Dantego przyjdzie mu spotkać się z Judaszem w Dziewiątym Kręgu Piekła.

Zdrajca to w europejskim dyskursie „ten, co przysięga i przysięgę łamie” (za „Lady Makbet”).

Autorka zauważa słusznie, że „ale nawet najprostsza definicja pokazuje problemy ze zdradą. Czy za każdym razem, kiedy ktoś podważa lojalność i zaufanie, dopuszcza się jednocześnie zdrady? Kogo zdradza i kto jest wrogiem? I czy zdrajca zawsze działa z premedytacją i świadomie?”. Te pytania towarzyszyć nam będą już do ostatniej kropki.

Zdrada – odmiana polska

Co jest punktem wyjścia i dojścia w polskiej opowieści o zdradzie? Autorka bardzo jasno wyznacza punkty na osi czasu. Korzeni opowieści o zdradzie, która do dziś pobrzmiewa w połajankach polityków i felietonach ludzi mediów – szukać należy w Targowicy. Tutaj zatrzymujemy się na chwilę przy polskim prawodawstwie. Oprócz „podstawowych” rozróżnień rodzajów zdrady, które autorka przytacza za J.T. Grossem („zdrada” w rozumieniu politycznym/obyczajowym plus „kolaboracja” – różne formy współpracy z wrogiem: wallenrodyzm, nastawienie na przetrwanie, kolaboracja warunkowa – do pewnego stopnia, bezwarunkowa – wróg moim przyjacielem), Agnieszka Haska zaznacza, że w czasach stanisławowskich do polskiego prawodawstwa włączono zdradę jako służbę wojskową na rzecz obcego państwa (agresora), pobieranie pensji od obcych dworów, spisek, bunt, poddanie fortecy najeźdźcy.

Jak wiadomo z historii, celem konfederacji targowickiej było obalenie Konstytucji 3 maja; miała w tym pomóc prawie stutysięczna armia rosyjska, która 18 maja 1792 przekroczyła granicę Rzeczpospolitej. (…) Okrzyk klucznika Gerwazego z „Pana Tadeusza”: „Zna! Znam ten głos! to jest Targowica!” niesie się od dawna w polskiej kulturze i stał się jednym z jej najważniejszych tematów. Na sztandarach honor, szlachetność i wierność ojczyźnie przeciwstawiane są podstępowi, zaprzaństwu i współpracy z wrogiem. Na barierkach zaś okrakiem siedzi upiór Konrada Wallenroda, który pokazuje, że to wszystko nie jest takie proste. Ale dla dyskursu zdrady nie jest ważne, czy ktoś zdradził naprawdę. Ważne, kto zdrajcę wskazuje.

No właśnie. I tu zdradzamy punkt dojścia: „barierki”, na których okrakiem siedzi upiór Konrada Wallenroda w użytej przez autorkę metaforze, to barierki na Krakowskim Przedmieściu. Smoleńsk jest najnowszym wypełnieniem polskiej narracji o tych, których zdradzono i którzy poświęcili życie w służbie ojczyzny.

Katastrofa prezydenckiego samolotu 10 kwietnia 2010 roku szybko zaczęła być opowieścią pełną symboli, którą przekuto w mit wyznaczający nowy początek i porządek świata. Już kilka dni później Smoleńsk stał się w niektórych dyskursach publicznych nowym Katyniem, ofiary katastrofy – męczennikami, a sama katastrofa – zamachem. (…) Jak każdy mit, opowieść ta musi być spójna i logiczna; nie jest więc ważne, czy katastrofa w Smoleńsku nastąpiła wskutek bomby, sztucznej mgły, sabotażu czy zestrzelenia. Ważne, że narracja ta wyjaśnia, co się stało – a jeszcze ważniejsze, że porządkuje świat poprzez pokazanie granicy między naszymi a obcymi; zawinili Rosjanie przy współudziale Polaków; zwłaszcza rządzącej wówczas Platformy Obywatelskiej.

W rozdziale poświęconym Smoleńskowi autorka przywołuje schematy z popkultury, choćby z „Gwiezdnych Wojen” czy serii o Harrym Potterze: oto niedoceniana przez wszystkich sierota wyrusza na niebezpieczną wyprawę, podczas której musi pokonać wroga. Smoleńskie marsze to marsze sierot po Lechu Kaczyńskim, które odtwarzają „czas początku” i przywracają świętą pamięć.

Ale dyskurs zdrady, tak ukochany przez PiS („mordy zdradzieckie”), słyszalny jest nie tylko a propos Smoleńska, ale również w całej debacie o dekomunizacji i „resortowych dzieciach”.

Wskazywanie zdrajców to nie tylko domena Kaczyńskiego. (…) wiceminister MSWiA Jarosław Zieliński określił protestujących przed Sejmem przeciwko projektowi ustawy o Sądzie Najwyższym mianem „komunistów, esbeków, zdrajców”. Z kolei w wywiadzie dla TVP Historia w kwietniu 2017 roku Andrzej Duda stwierdził: „dzieci i wnuki zdrajców Rzeczpospolitej, którzy walczyli o utrzymanie sowieckiej dominacji nad Polską, zajmują wiele eksponowanych stanowisk w różnych miejscach”, co może sugerować dziedziczność zdrady. Ci, którzy zdradzają, automatycznie przestają być Polakami.

Przestępstwa przeciwko godności

W 1941 roku budowanie katalogu zachowań pożądanych i zakazanych weszło w nową fazę, tworząc nowy grunt pod podziemne ustawodawstwo cywilne. (…) „Instrukcja ogólna” i jej załączniki stały się punktem wyjścia do opracowanego w 1941 „Kodeksu moralności obywatelskiej”, rozpowszechnianego w formie broszury. Jego zadaniem miało być pohamowanie „ujawniającego się w społeczeństwie procesu odstępowania z jednej strony od pewnych norm prawnych […] z drugiej zaś od pewnych norm etycznych”.

Kodeks pełnił rolę swoistego swoistego katalogu zdrad.

ZDRADA GŁÓWNA: czyli państwa i narodu polskiego. Wyliczone zostało 5 przestępstw, za które groziła kara śmierci: zapieranie się narodu, współdziałanie z wrogiem, nieudzielenie pomocy osobie ściganej przez nazistów, donosicielstwo, podejmowanie działań osłabiających ducha walki. Tu w „wyjątkowych okolicznościach” można było liczyć na złagodzenie kary.

PRZESTĘPSTWA PRZECIWKO PRZYNALEŻNOŚCI DO NARODU POLSKIEGO z działu drugiego to bierność, dobrowolna służba lub praca u okupanta, wykorzystywanie zarządzeń wroga dla własnej korzyści, ujawnianie tajemnic pracy niepodległościowej (również przez lekkomyślność).

PRZESTĘPSTWA PRZECIWKO MORALNOŚCI I GODNOŚCI OBYWATELSKIEJ to działy trzeci i czwarty. Popularne hasło „tylko świnie siedzą w kinie” to ich odprysk. Branie udziału w życiu publicznym, kulturalnym i towarzyskim, korzystanie z rozrywek i wygód, zakupów, czytanie prasy gadzinowej, „udawanie Niemca”.

Ciekawy jest fakt totalnego wykluczenia mniejszości, w tym Żydów – spod pojęcia „wspólnoty” i działania Kodeksu. Więcej, w ówczesnej prasie („Wiadomości Polskie – nr 57 z grudnia 1941”) pisano już: „Na ziemiach polskich wojna obecna silniej niż jakikolwiek inny okres naszej historii, zademonstrowała obcość masy żydowskiej dla dążeń politycznych i historycznych Narodu Polskiego”. Jak podkreśla autorka – „Żydzi zostali więc potraktowani jako element nie tylko obcy, ale i niebezpieczny dla Polaków”.

Po omówieniu katalogów zdrady możemy pozwolić sobie na zagłębienie się w niuansach konkretnych historii i życiorysów, którymi nie chciałabym epatować, aby nie odebrać przyjemności lektury potencjalnym czytelnikom. Niezwykle ciekawy jest rozdział poświęcony kobietom i zakazanym stosunkom seksualnym. „Kolaboracja horyzontalna” spotykała się z potępieniem we wszystkich państwach okupowanej Europy. Również „zakazaną miłość” karano jak zdradę – przykładem historia Bronki i Gerharda ze wsi Steisdorf (Ścinawa Nyska) na Śląsku Opolskim. Dwojgu młodym zakochanym wymierzyła sprawiedliwość wieś, publicznie goląc im głowy i paląc ich włosy na miniaturowym stosie, później zakładając na nich worki i odprowadzając na posterunek Gestapo. Los dziewczyny do dziś pozostaje nieznany. Chłopaka wysłano na front wschodni, gdzie został ranny. Zmarł w 1945 roku.

Autorka przytacza też między innymi historie dyrygenta Adama Dołżyckiego, dziennikarza Feliksa Burdeckiego oraz aktora Igo Syma – były to głośne przypadki kolaboracji napiętnowane w prasie podziemnej. Dołżycki miał podejmować próby stworzenia nowej orkiestry symfonicznej po wkroczeniu Niemców do Warszawy. Chodził też do kawiarni i na koncerty, tam gdzie nie trzeba. Oklaskiwał obcych performerów. W końcu jego własną działalność artystyczną zbojkotowano, a on sam został ukarany przez sąd podziemny. Ponoć w tworzonych przez siebie orkiestrach miał zatrudniać Żydów, ratując im w ten sposób życie. Nigdy jednak nie udało się tych pogłosek ostatecznie potwierdzić.

Wojenne historie, często zawikłane, na granicy zdrady i rozpaczy, czyta się z wypiekami na twarzy. Płynie z nich jeden wniosek: w polskiej kulturze, inaczej niż w Europie (wskazuje na to choćby przykład Guya Fawkesa) zdrajca nigdy nie może w zbiorowej świadomości przedzierzgnąć się w bohatera. I znów na koniec robimy wycieczkę do współczesności, w której prawica zinternalizowała, zawłaszczyła i odwróciła do góry nogami dyskurs o zdradzie:

Katalog zachowań kwalifikowanych jako zdrada nieustająco się poszerza, ale jeśli mu się dokładniej przyjrzeć, można dostrzec, że odtwarzane są w nim stare wzorce. Donosić można do Brukseli i Wenecji. Zbyt zażyłe kontakty z wrogiem – czy to opozycją zwaną „radykalną,” czy państwami europejskimi – to też zdrada. Praca w służbach mundurowych za PRL-u (a więc dla wroga) została uznana za przejaw wyjątkowej gorliwości bez względu na piastowane stanowisko. Pomysł repolonizacji mediów można interpretować też jako pomysł na rozwiązanie problemu dla zagranicznego wroga. (…) Podpisanie listu w sprawie uchodźców może skutkować napiętnowaniem jako agenta czy agentki Państwa Islamskiego.

Książka jest wyczerpującym, arcyciekawym studium, zamkniętym z konieczności w wąskich ramach czasowych i regionalnych (przytaczane historie rozegrały się głównie na terenie Generalnej Guberni). Gdyby autorka pokusiła się o ich rozszerzenie, z pewnością powstałoby dzieło wielotomowe, jednak z chęcią przeczytałabym jej opracowanie z rozszerzoną częścią na temat polsko-żydowskich historii zdrad (czy i jak jak w poszczególnych lokalnych społecznościach karano za denuncjowanie ukrywających się Żydów), należałoby również przypomnieć o jeszcze jednym ciekawym aspekcie, który w ostatnich latach kształtuje polską debatę o zdradzie: to przecież historie Żołnierzy Wyklętych.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Żółty żonkil

Dzisiejsze słowo na weekend poświęcam, ze zrozumiałych względów, rocznicy wybuchu powstani…