Lewicowy projekt polityczny musi być w centrum walki z lichwą, czyszczeniem kamienic, eksmisjami, wyzyskiem. I walka ta musi być widowiskowa. Dopiero wtedy, gdy ludzie uznają, że aktywnie angażujemy się po ich stronie – zechcą wysłuchać naszych propozycji rozwiązywania ich problemów.
Bardzo trudno w Polsce mówić o lewicy, a co dopiero ją budować. Stare symbole uznano za skompromitowane. Dochodzi więc do przekomicznych mutacji. Brałem kiedyś udział w marszu wenezuelskich komunistów, którzy sierpy młoty na swoich czerwonych sztandarach zastąpili kogutami, przez co wyglądali jak demonstracja drobiarzy. Sztandary partii Razem kojarzą się z reklamą sieci Play, bo czerwień też już jest „be” czyli nie „cool”.
Co więc wyróżnia lewicę od różnych projektów medialnych typu Ruch Palikota? Stawanie po stronie wyzyskiwanych, biednych, uciskanych? Dobrze byłoby jednak, gdyby ci, których chcemy bronić, a nawet reprezentować, o tym wiedzieli – a jeszcze lepiej, gdybyśmy potrafili ich zrzeszać.
Żeby jednak zrzeszać ludzi w jakiejś większej liczbie, trzeba się odwoływać do poczucia wspólnoty. Mój dobry kolega Łukasz Foltyn namawiał mnie kiedyś do założenia partii biednych. Pytanie jednak, jak wielu ludzi chciałoby się do niej zapisać. Jak słusznie prawił Tewie mleczarz ze „Skrzypka na dachu”: „to nie wstyd być biednym, ale też i nie wielki honor”.
Jedyną wspólnotą, która nasze zatomizowane przez rynkowe przemiany społeczeństwo jeszcze potrafi identyfikować, jest wspólnota narodowa. Wspólnota losu ludzi zamieszkałych w granicach RP. Takie kategorie jak społeczeństwo, czy świat pracy przestały już funkcjonować w masowej wyobraźni. Ich odbudowanie wymaga masowej organizacji, a ta nie powstanie dopóki lewica nie stworzy swego nowego „mitu założycielskiego”. Tymczasem samo operowanie słowem „lewica” praktycznie uniemożliwia obecność Leszka Millera i jego kolegów.
Skoro nie barwy, nie proletariat i nie lewicowa frazeologia, to co będzie wyróżnikiem lewicy? Oczywiście program – zakrzykną gromko partyjni intelektualiści. Sęk w tym, że musi to być program konkurencyjny wobec niezwykle prospołecznie i lewicowo nastawionego PiS-u. Bardzo wiele postulatów, które powstają w środowisku radykalnej lewicy, jest przejmowanych przez dwie wielkie, konkurujące ze sobą partie, tworzące swoisty duopol polityczny w naszym kraju. Kilka miesięcy temu Ruch Sprawiedliwości Społecznej zwołał Ogólnopolskie Spotkanie Dłużników, na którym zgłosiliśmy postulat stworzenia instytucji Rzecznika Finansowego Obywateli, który chroniłby ich przed samowolą banków. PO podchwyciła pomysł i wprowadziła go w życie. PiS przejął od dawna głoszony przez nas postulat wprowadzenia podatku obrotowego od unikających płacenia w Polsce podatków korporacji handlowych.
Istnieje dość powszechnie ugruntowane przekonanie, że nasz program nie może wykraczać poza ramy tradycyjnej socjaldemokracji i odwoływać się powinniśmy raczej do doświadczeń państwa Europy Zachodniej. W przeciwnym razie ludzie nie potraktują nas poważnie, gdyż neoliberalna propaganda nauczyła ich nie wierzyć w lewicowe cuda. A tę niewiarę ugruntował los greckiej Syrizy, która mimo wygranych wyborów i referendum, nie jest w stanie realizować swego radykalnie lewicowego programu. A dziś odróżnienie socjaldemokracji od takiej na przykład chadecji nie jest wcale takie łatwe, jak było na początku XX wieku.
Jeżeli więc nie język, nie program i nie symbole – to co jest cechą konstytutywną lewicy, jaką chcemy budować? Odpowiedź jest prosta: działanie! Jeżeli radykalny, socjalistyczny program przemiany społecznej będzie poparty praktyczną walką z systemem w obronie jego ofiar, lewica uzyska coś, co jest na rynku politycznym towarem coraz rzadszym: wiarygodność.
Działanie jednak samo w sobie wiosny nie czyni. Kiedy zaczynałem blokować eksmisje jako poseł PPS, ludzie kompletnie nie rozumieli, o co mi chodzi. Dziś, podczas dwóch eksmisji rodzin z małymi dziećmi, jesteśmy w stanie blokować przy włączonych kamerach telewizyjnych i transmisji na żywo, a potem w programie wieczornym komentować poranne zdarzenia. Działania tylko wtedy mają polityczny efekt, jeżeli są transmitowane. Lokatorzy, dłużnicy, skrzywdzeni pracownicy – tworzą wspólnotę losu tylko o ile umiemy ich walkę zorganizować politycznie i połączyć. Lewicowy projekt polityczny musi być w centrum walki z lichwą, czyszczeniem kamienic, eksmisjami, wyzyskiem. I walka ta musi być widowiskowa. Dopiero wtedy, gdy ludzie uznają, że aktywnie angażujemy się po ich stronie – zechcą wysłuchać naszych propozycji rozwiązywania ich problemów. Naszego projektu przemiany społecznej. I na ten projekt zagłosować.
Im większa wiarygodność po przez zaangażowanie, ale i skuteczność toczonych walk – tym większa szansa na formowanie opinii w kierunku lewicowym. Chcemy zaproponować abolicję długów powstałych w wyniku stosowania lichwy. Ludzie chętniej tego wysłuchają, jeżeli dowiedzą się, że udało nam się w drodze negocjacji i akcji protestacyjnych uchronić przed zlicytowaniem przez banki mieszkań pewnej liczby zagrożonych rodzin. Co w rzeczywistości miało miejsce.
Jednym z bardzo trudnych do przezwyciężenia problemów jest budowa podmiotu społecznej walki o przemiany. Jest bowiem tak, że Polska jest na sposób neokolonialny łupiona z własności, rynków zbytu, zysków i wszystkiego co mogłoby się przyczynić do powszechnego dostatku, gdyby nie działania tzw. kompradorskiej burżuazji. Ten stan życia jest pożywką dla tzw. „patriotyzmu ekonomicznego”. W jego ramach podmiotem broniącym się przed ekonomicznym podbojem międzynarodowych koncernów są Polacy, a nie ludzie pracy. Wykorzenienie magicznej wiary w „lepszość” rodzimego kapitału prywatnego wymaga uznania, że istnieje wspólnota interesów ludzi pracy w kraju. Twarde trwanie przy retoryce internacjonalizmu proletariackiego wpycha buntujących się pracowników w łapy nacjonalistów i kapitału. Ciężar ratowania rodzimego rynku pracy, prowadzenia polityki uprzemysłowienia i modernizacji powinien spocząć na państwie – w opozycji do polskiego kapitału prywatnego, który zamiast służyć celom ogółu społeczeństwa uprawia prywatę.
Lewica więc chcąc zastąpić kategorię „polskie” kategorią „państwowe”, „publiczne” musi być formacją państwowotwórczą, przeciwstawiającą się w ten sposób prawicowemu populizmowi, który atakuje wszystko co wspólne, publiczne. Przykładem takiego rozumowania i argumentowania jest reprywatyzacja. W czasach II Rzeczpospolitej nie było do pomyślenia nawet zwracanie będących w ręku państwa nieruchomości skonfiskowanych przez carat za udział w powstaniach. Dobro rzeczpospolitej było bowiem ważniejsze niż prywata.
Nie wierzę, że proces odbudowy formacji lewicowej będzie miał charakter stopniowy czy linearny. Bez zrywu społecznego, bez ruchawek – nie mamy szans. Ale do tego zrywu musimy przygotować kadry, struktury, program i język komunikowania.
Para-demokracja
Co się dzieje, gdy zasady demokracji stają się swoją własną karykaturą? Nic się nie dzieje…
Caly czas bylem sympatykiem lewicy, jak bylem nastolatkiem dostala sie w moje rece ksiazka historyczna jak to za pilsudskiego caly kapital przechodzil w obce rece a w pewnym momencie to xostalo znacjonalizowane i stalo sie polska wlasnoscia.
moje rozumienie bylo takie ze lewica rowna sie komuna i marks a potem lenin i tak dalej.
potem uswiadomiono mi , ze komuna z marksem i tymi podobnymi to czysta sprawa zydostwa odnosnie dlugotrwalego przejecia calego kapitalu.
najpierw tworzenie komun i zabieranie prywaciazom a potem prywatyzacja przez banki i zabieranie calego biznesu tak jak jest to w polsce.
.
w zwiazku z tym jestem calkowitym wrogiem zydostwa, co rowna sie komunizm no i lewicy co rowna sie komunizm.
moze jestem w bledzie i niedouczony,.
prosze o wytlumaczenie
Dziś w Polsce istnieją tylko dwie lewicowe partie – Komunistyczna Partia Polski i Zmiana. KPP wegetuje, a na Zmianę już rzuciła się cała „lewicowa” sfora. Jej szanse są niewielkie, a „lewicowe” kanapy jeszcze pomagają ją zniszczyć ku uciesze kompradorskich politykierów, agentów zachodniego imperializmu w Polsce.
Pamiętajmy, że mantrę o odbudowie lewicy i o tym jak to zrobić pisze tu facet słynący z kiepskiego zorganizowania.Dwie lewicowe partie już rozwalił i jest na najlepszej drodze do rozwalenia trzeciej.Ma serce po lewej stronie i jest dobrym mówcą ale w wieku 57lat udowodnił już, że nie umie uczyć się na własnych błędach.Już nie jest jedyną nadzieją czerwonych a ten tekst jest jedynie próbą pozbycia się socjaldemokratycznej razemowej konkurencji.Aby Ikon mógł powiewać czerwonym sztandarem prawdziwego socjalizmu i wytykać ,,tchórzliwej socjaldemokracji” zbyt małą radykalność postulatów.
Poświęcić przez biskupa całe SLD nie tylko busy a upadek Lewicy murowany o ile SLD można nazwać Lewicą.
Racja nawet nie upadnie, bo już leży
Heh, dzięki panie Ikonowicz – 3 miliony lewicowego elektoratu wyemigrowało z powodów ekonomicznych za granicę a pan nawet tego nie zauważył.
Lewicowy projekt powinien być przede wszystkim blisko pracowników zwłaszcza tych najbardziej wyzyskiwanych i najmniej zorganizowanych jak w supermarketach czy gastronomii. No i też trzeba wspierać wszelkie protesty pracownicze, światopoglądowe, a nie przychodzić na manifestację, gdy organizatorzy zaproszą.
„Lewicowy projekt polityczny musi być w centrum walki z lichwą, czyszczeniem kamienic, eksmisjami, wyzyskiem.”
http://strajk.eu/policja-znow-po-stronie-bogatych-blokada-nielegalnej-eksmisji-rozbita-przez-policje/
Samolińska z „Play” też tam była podobno. A z Panem na takich akcjach bywał Dębski z „Orange”, który teraz jest w „Plusie”. I co z tego wynika? Dobrze, że tam są/byli czy to z Panem czy bez Pana? Czy odziani czy to w fiolet czy pomarańcz albo krwistą czerwień?
Tutaj nie ma się co kłócić o barwy polityczne bo i tak w tych wyborach lewica ma marne szanse. Następne okienko transferowe dla elektoratu otworzy się w 2019 roku albo po 2020 kiedy to skończy się kasa z UE. Do tego czasu lewica powinna uświadamiać lud i być z ludem nawet jak przegra tegoroczne wybory. Wolontariat, edukacja społeczna i ekonomiczna, stołówki dla biednych, edukacja na temat praw pracowniczych itp. To wszystko nie wyklucza różnych kolorów.
PS. Idąc za tokiem rozumowania niejakiego kakao myślę, że ubodło Pana Panie Piotrze nazwanie Pana pół-lewicą przez pańskiego imiennika z SLD i teraz Pan za wszelką cenę stara się udowodnić teraz, że Pan jest całą lewicą a nie tylko połówką albo namiastką. Napij się Pan zimnej wody i ochłoń i rób Pan swoje. A małolaty z Razem niech też robią swoje.
wszystko ok. rozsądnie i sensownie. tylko ten sojusz z izdebskim do tego nijak nie pasuje.
skoro lewica ma być państwowotwórcza – to sojusze z jakimikolwiek ruchami warcholskimi, antypaństwowymi tudzież marzącymi o państwie, które będzie wrogiem obywateli nie powinny wchodzić w grę.
ale skoro piotr ikonowicz w praktyce politycznych sojuszy przeczy swoim deklaracjom – to może czas być po prostu społecznikiem i wybić sobie raz na zawsze z głowy powrót na wiejską? będzie pan bardziej wiarygodny i szanowany, panie piotrze. taki niematerialny kapitał jest wart rezygnacji z kawioru posypywanego kokainą i szampana na śniadanie i ciągłego immunitetowego upojenia – choć egzotyka takiego posiłku i nieprzerwanej fali poczucia wszechmocy ma niewątpliwie swój urok.
Każda próba dokonania jakichkolwiek zmian w stosunkach własności w ramach kapitalizmu wiąże się (jeżeli chcemy, aby była skuteczna) z zamachem na system. A to jest niemożliwe bez przewrotu. Chyba nikt sobie nie wyobraża, że ci, którzy dysponują miliardami zgodzą się dobrowolnie oddać choćby milion (może złotówkę, żeby mieć spokój). Kiedy będą mieli stracić więcej – policja i wojsko na ulicach a pismaki w tvn’ach i wybiórczych.