Podwyżka o 15,9 proc. miała pierwotnie obowiązywać dopiero od stycznia 2020 roku. Kolejne 5 proc. do pensji, ale o 4 miesiące wcześniej – taką ostatnią ofertę usłyszeli pedagodzy z ust minister Zalewskiej. Według ZNP to wciąż niewystarczająco. Wtorkowe rozmowy w Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog” na kolejnej turze negocjacji płacowych zakończyły się bez porozumienia.
MEN usiłowało również kusić dodatkowym wsparciem finansowym dla nauczycieli stażystów, zwiększeniem liczby godzin do dyspozycji dyrektora oraz dodatkiem za wyróżniającą pracę dla każdego nauczyciela kontraktowego, mianowanego i dyplomowanego. Na darmo.
ZNP oraz Forum Związków Zawodowych chce podwyżek w wysokości 1000 zł, zaś NSZZ „Solidarność” Pracowników Oświaty ustaliła w ostatni poniedziałek, że nie zgodzi się na podwyżki niższe niż 650 zł od stycznia 2019 r. plus kolejne 15 proc. od 2020 r. Zalewska dalej ma problem. 5 procent do pensji, które oferuje, to (w zależności od szczebla nauczycielskiej kariery) mniej więcej 100-200 zł brutto. Nic dziwnego, że pedagodzy ją wyśmiali.
Związkowcy zgodzili się na „przyspieszenie”, ale nie na sumę podwyżek, w dodatku nie wierzą nawet w deklarowane 5 proc.: „Propozycja ta została zgłoszona bez wskazania zabezpieczenia środków finansowych i bez projektu stosownego rozporządzenia” – podano w komunikacie ze spotkania.
We wtorek 22 stycznia Ryszard Proksa, przewodniczący oświatowej „Solidarności”, zapowiedział, że jeśli postulaty jego związku nie zostaną spełnione, związek zerwie rozmowy. A 15 kwietnia, czyli w pierwszym dniu egzaminu ósmoklasisty, Zalewska może spodziewać się protestu. Również ZNP twierdzi, że propozycje szefowej MEN nawet nie zbliżają się do kwot, które postulują nauczyciele i skończy się to strajkiem generalnym w oświacie.
Przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej
Kilkaset osób demonstrowało 9 listopada w Warszawie pod Ministerstwem Sprawiedliwości w zw…