W 1896 roku Pierre de Coubertin wskrzesił ideę igrzysk olimpijskich.Wybitny pedagog i działacz społeczny chciał swoim projektem połączyć światową populację w pokoju i szacunku dla drugiego człowieka. Baron miał nadzieję, że emocje sportowe będą przeciwwagą dla niszczących więzi społeczne chciwości, przemocy i rywalizacji. Reprezentanci różnych narodów mieli odłożyć na bok wzajemne animozje i wspólnie stanąć do zawodów, których celem nie jest zwycięstwo za wszelką cenę, a udział i pokonywanie słabości. De Coubertin liczył, że olimpiada będzie okazją do urzeczywistnienia najpiękniejszych egalitarnych i humanistycznych wartości.

Dzisiaj w ramach kolejnych igrzysk rywalizację rozpoczęli sportowcy w Rio de Janeiro. Inauguracji olimpiady towarzyszy ogromny opór lokalnej społeczności, której kreowana atmosfera wielkiego narodowego święta nie udzieliła się w najmniejszym stopniu. Brazylijczycy są wściekli.  Najpierw ich kraj nawiedziła epidemia groźnego wirusa ZIKA, która obnażyła bezradność władz, potem państwo pogrążyło się w największym od kilku politycznym kryzysie.  Obywatele nie wiedzą kto właściwie jest ich prezydentem – poddawana właśnie procedurze impeachmentu Dilma Rousseff, czy pełniący obowiązki głowy państwa Michel Temer. Słowa tego drugiego otworzyły wczoraj oficjalnie igrzyska, jednak rodacy nie mają ochoty na niego patrzeć od czasu, gdy portal Wikileaks ujawnił, że od lat współpracował z CIA, grając celowo na destabilizację polityczną państwa. Temer nie jest jednak największym problemem. Są nimi wszechobecna korupcja,  elitarystyczna logika podporządkowania bieżącej polityki potrzebom wielkiego kapitału oraz szeroko zakrojone: inwigilacja i militaryzacja życia publicznego – najpierw przed piłkarskim Mundialem w 2014 roku, teraz przed igrzyskami olimpijskimi. Brazylijczycy mają dość. A kiedy chcą zamanifestować swoje niezadowolenie – władza wysyła na ich demonstracje policję . Bo protesty psują atmosferę święta i odstraszają turystów oraz budzą niepokój tych najważniejszych – sponsorów.

O tym, jak wyglądają przygotowania do olimpiady wiedzą najlepiej ludzie ze wzgórz, czyli mieszkańcy faweli otaczających „Miasto Boga”. Od momentu, gdy Międzynarodowy Komitet Olimpijski zadecydował w 2009 roku, że igrzyska odbędą się w Rio de Janeiro, miejscowe i federalne władze rozpoczęły zmasowaną operację „czyszczenia” połaci miasta. W praktyce polegało to na brutalnych „wjazdach” w wykonaniu  BOPE – w opinii wielu ekspertów najlepiej wyszkolonych  i najskuteczniejszych oddziałów specjalnych na świecie.  Symbolem tej formacji trupia czaszka pomiędzy dwoma pistoletami. BOPE nie negocjuje ani nie kalkuluje. Chodzi o bezwzględne wymuszenie posłuszeństwa, nawet jeśli ceną jest cierpienia i śmierć. Cytowani przez brazylijskich dziennikarzy „Le Monde Diplomatique” mieszkańcy faweli Pavão-Pavãozinho mówią: „Zmienił się władca wzgórza”. Handlarzy narkotyków zastąpiła policja. Zmieniły się też zasady. Na celowniku nowych rozgrywających znaleźli się ci, którzy zamieszkiwali górne części osiedli nędzy. Dlaczego? Bo własnie te tereny najbardziej interesowały olimpijskich inwestorów. Z wysoko położonych posesji rozpościera się widok na całe miasto. Tym widokiem można przecież nacieszyć turystów, którzy przyjechali do Rio, aby uczestniczyć w sportowym spektaklu i przepuścić spory szmal. Kiedyś symbolem olimpijskich wartości był biały gołąb . Dziś zamiast niego w powietrzu unosi się gaz łzawiący, używany przez policję do tłumienia protestów, a nową alegorią sportowych zawodów jest znak dolara. Z trupią czaszką i dwa karabiny. Widząc to wszystko baron de Coubertin pewnie wziąłby jeden z nich i palnął sobie w łeb. Jego ideały zostały całkowicie zbezczeszczone.

 

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. To wszystko prawda. Prawdą jednak jest entuzjazm, nielicznych wprawdzie, kibicow na trasie, wśród nich spore grupki dzieci. Olimpiada światowa nie wstrzymala nigdzie wojny. Nie czytałem nawet żadnego apelu olimpijskiego w tej sprawie. Pozostaje jeno retrospektywna refleksja na wpływ walk gladiatorów na arenie w Coloseum na stosunki polityczne i społeczne w państwie cezarów? Czy tragedia w Monachium z 1972 roku czegoś nauczyła? Pozostaje zatem nie narzekac, a cieszyć się, że są entuzjaści sportu, nawet za cenę posażytów, którzy z tego żyja. Co powiedziałby dziś Smok Wawelski o sytuacji w jednym z miejscowych klubów?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …