Na co może liczyć dyrektor generalny banku w dobie pandemii koronowirusa, kiedy gospodarka pikuje w dół, na giełdzie pojawia się panika, a akcje banku spadają na łeb i szyję? Oczywiście na solidną podwyżkę. Bez obaw o niegospodarność, bo za ewentualne straty przedsiębiorstwa prawdopodobnie i tak zapłacą podatnicy – przeciętni Amerykanie.
David Solomon, dyrektor generalny banku inwestycyjnego Goldman Sachs, jest szczęśliwcem, który właśnie otrzymał 20 proc. podwyżki pensji. Teraz będzie zarabiał 27,5 mln USD rocznie. Ale to nie wszystko. Solomon dodatkowo dostał premię w wysokości 7,65 mln USD oraz stał się posiadaczem akcji wartych 17,85 mln USD.
Jak uzasadnia ten krok zarząd banku? „Kierował naszym opracowaniem trzyletniego biznesplanu firmy i jasnej długoterminowej strategii, która wykorzystuje nasze fundamentalne zalety, wzmacnia długoterminowe nastawienie firmy i wpaja kulturę innowacji” – czytamy w oświadczeniu. Ponadto dyrektor generalny „wyróżniał się także jako wykwalifikowany rzecznik firmy zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie”.
Gratyfikacja „pierwszego bankstera” ma miejsce w chwili, kiedy z powodu zagrożenia epidemiologicznego wywołanego koronawirusem COVID-19 gospodarka amerykańska zwalnia, a na amerykańskiej giełdzie trwa panika, w wyniku której tylko w ciągu pierwszego tygodnia marca Dow Jones stracił na wartości blisko 9 proc., a w skali całego miesiąca o około 35 proc., zaś NASDAQ aż o 35 proc. wartości.
Ucierpiały również akcje samego Goldman Sachs, notując spadek z 237,33 USD w dniu 19 lutego do 138,41 USD w piątek 20 marca.
Wśród zwykłych Amerykanów poddanych kwarantannie, którzy stracili pracę lub obawiają się jej utraty, a przynajmniej utraty części zarobków, narasta gniew. Pojawiają się wpisy w mediach społecznościowych, że takie zachowanie się klasy wyzyskiwaczy skończy się zamieszkami i gilotyną. Niektórzy porównują gromadzenie bogactwa przez krezusów w czasie pandemii do gromadzenia papieru toaletowego przez zwykłych spanikowanych ludzi.
Amerykanie mają prawo się czuć wkurzeni. Tym bardziej że narasta presja ze strony banksterów, finansjery i plutokratów, by Kongres zasilił ich biznesy publicznymi pieniędzmi, tak jak miało to miejsce podczas kryzysu finansowego w 2008 roku.
Fundamentalna zasada kapitalizmu, która opiera się o prywatyzację zysków i nacjonalizację strat, ma się cały czas dobrze.
Polska trasa koncertowa probanderowskiego artysty
W Polsce szykuje się występ znanego, przynajmniej na Ukrainie artysty i szołmena Antona Mu…
Szczury uciekają z tonącego okrętu
Dyrektor generalny 27 mln $ rocznie, pracownik szeregowy około 30 tyś $. Komin płacowy 900. Jak to wyglądało w Stalinowskim ZSRR? Ano tak, że w 1941r. Ławrientyj Beria zarabiał 3500 Rubli a polski oficer w Katyniu przy wykonywaniu robót drogowych 1300 Rubli aż do jesieni 1941, kiedy to oficerowie dostali się w ręce Niemców i zostali przez nich rozstrzelani.
Precz z burżuazyjnym lewactwem !!!
Nie pleć andronów, że Niemcy w Katyniu rozstrzelali, bo to czysty trolling.
To nie troling tylko prawda, podparta faktami, dowodami i zeznaniami świadków. Upadnie Katyń – upadnie cała polityka III RP oparta na antykomunizmie i rusofobii.
„w 1941r. Ławrientyj Beria zarabiał 3500 Rubli a polski oficer w Katyniu przy wykonywaniu robót drogowych 1300 Rubli”
Da, da, a do obiadu dostawali polscy oficerowie kawior (po rosyjsku ikra) a do popicia szampan;)
Tak. Kawior od wieków jest bardzo popularny w Rosji wśród najbiedniejszych ludzi. To Napoleon przyniósł go do Europy i uczynił towarem luksusowym. Wiele produktów spożywczych, które obecnie są luksusowe w ZSRR i całym bloku wschodnim były podstawą wyżywienia mas. Dorsz w czasach Stalinowskich (u nas Bierutowskich) kosztował 2 zł za kg przy zarobkach robotnika 1300 zł. Tak więc lewaku zamiast sarkastycznie się śmiać to dowiedz się czegoś więcej.