Wiele błota wylewa się w mediach na Magdę Gessler. O najbardziej znanej polskiej restauratorce i siostrze Piotra Ikonowicza głośno było przy okazji reportażu, który ukazał się w niemieckim „Die Welt”. Były pracownik restauracji „AleGloria” oskarżał ją o daleko posuniętą hipokryzję: Gessler miała w swoich programach piętnować wyzysk pracowników, głodowe pensje i nienormowany czas pracy, sama zaś miała – według relacji kucharza Marcina Kowalskiego – stosować brutalne „cięcia” wynagrodzeń i kręcić z umowami. Krytycznych głosów o warunkach pracy u Magdy Gessler było na przestrzeni ostatnich lat sporo. Nie podejmuję się rozstrzygać o ich zasadności, nie jest zresztą moim celem ocena Gessler jako pracodawcy.

Uważam jednak, że wykonała kawał dobrej roboty dla polepszenia sytuacji pracowników restauracji „Bartosz” (a później „Wyszynk z szynką”) w Kielcach. Ostatni odcinek programu Gessler zaowocował dzisiejszym protestem Partii Razem pod drzwiami lokalu, a właścicielka restauracji zapowiedziała złożenie pozwu, oburzona wybiórczością faktów ukazanych na wizji. Praktyki takie, jak podawanie komuś pierogów nadzianych przeterminowanym mięsem, jak pensje oscylujące wokół 700-800 zł na etatach, piętnować należy bezwzględnie, niezależnie od całej reszty pominietego kontekstu. Smutny jest jedynie fakt, że do pikiety nie dołączył nikt z większych organizacji związkowych i pracowniczych.

Ludzie lubią oglądać programy o metamorfozach. Bo dają nadzieję, że z każdego dołka da się wyjść. Przesłanie tych programów jest generalnie pozytywne, afirmujące. Kwestią sporną jest naturalnie to, czy młoda mama z rozstępami potrzebuje wołać stylistę, by poczuć się akceptowana i atrakcyjna – natomiast nie widzę niczego złego w zgłoszeniu się do fachowca po wskazówki, jak dobrze prowadzić firmę i wyjść z kłopotów. Niebezpieczna jest jedynie ślepa wiara w to, że sam fakt pokazania metamorfozy na ekranie jest już kluczem do sukcesu i maszynką do robienia milionów. Ludzie zgłaszający się do programów o metamorfozach, najczęściej za owe metamorfozy płacą. A jak się płaci, to się – wiadomo – wymaga. Skoro wyłożyłam 10 tysięcy na przyjazd ekipy z TVN-u, to cuda mają zacząć dziać się same. Nie ma mowy o wymaganiu od siebie. O nazwaniu oraz zmianie karygodnych nawyków. To przecież oni podjęli się naprawić mi życie i biznes! W tę samą pułapkę wpadła właścicielka kieleckiego lokalu, o którym nagle zrobiło się (negatywnie) głośno. „Gdyby było tak źle, to przecież dziewczyny nie pracowałyby u nas jedna 6, a druga 9 lat” – broniła się w mediach. Nie, szanowna pani. Ludzie pracują u wyzyskiwaczy nie dlatego, że darzą ich niespotykanym przywiązaniem, a dlatego, że alternatywą są zwykle głodowe zasiłki.

Bardzo dobrze się stało, że program pomyślany jako rozrywkowy, dał przyczynek do dyskusji o wyzysku i cwaniactwie w gastronomii. Motyw „niepłacących szefów” pojawia się zresztą w programie Gessler nader często. Smutny znak dzisiejszych czasów i biznesowego prawa dżungli.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Jaka z niej siostra Ikonowicza,jak nie stawała murem za bratem gdy miał kłopoty przez swoją postawę ? No kiepska,na takiej rodzinie jak ona polegać nie można.

    „Uważam jednak, że wykonała kawał dobrej roboty dla polepszenia sytuacji pracowników restauracji „Bartosz”” – „Kuchenne Rewolucje” to też interes i marka Pani Gessler. Jest oczywiste,że w jej interesie NIE JEST firmowanie czegoś co totalnie spieprzono i czego nie da się naprawić. Sam mieszkam w mieście,gdzie restauratorzy od jednej z udanych „rewolucji” też nie traktują podobno pracowników (ale już nie tych w kuchni) zbyt dobrze.

    Niestety ale w branży gastronomicznej takie traktowanie klienta i pracownika przekłada się na jakość produktu – inaczej więc być NIE MOGŁO. Stare powiedzenie mówi,że Z NIEWOLNIKA NIE MA PRACOWNIKA. Nie ma w tym żadnej skrytej lewicowości pani Gessler. Nawet bowiem pełnokrwista i zimnokrwista kapitalistka musi sobie zdawać sprawę,że NIE DA SIĘ dobrze prowadzić interesu wydając zbyt mało, bo zbyt tanio (znaczy: źle) wykonanego szajsu sprzedać się zyskownie nie da.A jak się nie da sprzedać,to jest oczywiście strata.

    Taki Henry Ford był kapitalistą.Antysemitą nawet,kimś kogo dzisiejsza czy to strajkowa „lewica” czy prawdziwa lewica utopiłyby w urynie z rozkoszą.Sam też mam o nim fatalną opinię.Ale jeśli chodzi o płace i organizację pracy jego zakłady były w swoich czasach w czołówce.Dlaczego ? Bo był filantropem ? Nie.Bo chodziło tu również o jego zysk.Dał zarobić innym aby samemu też dobrze zarobić.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Syria, jaką znaliśmy, odchodzi

Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …