Z rozczarowaniem przyjąłem Plan Ratunkowy Lewicy Dla Gospodarki. Nie widać w nim całościowej alternatywy wobec propozycji rządu, a jego kluczowymi adresatami są pracodawcy. Postulatów związanych z prawami pracowniczymi jest bardzo niewiele. Lewica nie przekracza perspektywy wyznaczonej przez PiS-owską władzę, a co najwyżej próbuje ją przelicytować.

Autorzy Planu mają rację, że rządowe tarcze są dziurawe i selektywne. Ale dosypanie kilkudziesięciu miliardów do strukturalnie wadliwego systemu nie sprawi, że zacznie on dobrze funkcjonować. Ponadto w programie nie ma odpowiedzi, skąd wziąć pieniądze na realizacje pomysłów. Skoro Lewica chce radykalnie zwiększyć pomoc rządową, to powinna wskazać, gdzie obciąć wydatki, ewentualnie komu podnieść podatki. Tego jednak w Planie nie ma.

Zwiększenie zakresu i zasięgu pomocy dla niedziałających przedsiębiorstw nie jest skutecznym remedium na epidemiczny kryzys, a ponadto może doprowadzić do ruiny finanse publiczne. Rząd już wydał ponad 150 mld zł na tarcze antykryzysowe i dalsze wspieranie firm, których obroty są bliskie zeru, przy jednoczesnych zwolnieniach od płacenia podatków i składek. To szybka droga do zapaści państwa i kolapsu całej gospodarki. Ponadto wygląda to na populistyczne licytowanie się z rządem: oni dali przedsiębiorcom pewną pomoc, to my dorzucimy 10 tys. zł więcej. To nie jest program odpowiedzialnej opozycji, a jedynie populistyczne przypisy do wizji władzy.

Zwiększenie wsparcia dla gmin i uszczegółowienie zasad udzielania wsparcia na poziomie samorządowym to przydatne rozwiązania, ale są one jedynie korektą do niedopracowanych rozwiązań rządu. Dotyczy to też objęcia pomocą kobiet, które w ubiegłym roku były na urlopach macierzyńskim, czy też na urlopie wychowawczym.

Oczekiwanie od firm, by skorzystanie z pomocy wiązało się z zapewnieniem utrzymania zatrudnienia, wydaje się sensownym postulatem, choć gdy firmy nie będą działać, to trudno, by utrzymały się na rynku nawet przy znacznej pomocy.

Sensownie brzmi postulat powszechnego świadczenia kryzysowego, czyli wsparcia dla osób, które tracą pracę, choć wydaje się, że jest to po prostu rozszerzona wersja zasiłku dla bezrobotnych.

Ważniejsze jednak od tego, co jest w dokumencie, wydaje się to, czego w nim zabrakło. Oto bowiem parlamentarna lewica nie sformułowała żadnego postulatu stricte pracowniczego.

Nie ma żadnej propozycji dotyczącej poprawy warunków pracy, w tym ograniczenia umów śmieciowych. Nawet w postulacie zachowania miejsc pracy, nie mówi się o umowach etatowych. Nie ma programu inwestycji publicznych, które pozwoliłyby stworzyć nowe miejsca pracy. Nie ma pomysłów na przekierowanie gospodarki w związku z epidemią koronawirusa tak, by państwo lepiej sobie funkcjonowało i w większym stopniu wspierało obywateli w tym trudnym czasie. Nie ma żadnego pomysłu na poprawę bezpieczeństwa i higieny pracy, a to przecież w czasie epidemii kwestia kluczowa. Nic nie ma o przepisach dotyczących pracy zdalnej, a to codzienność setek tysięcy pracowników.

Lewica nie przedstawiła też żadnej propozycji, by wykorzystać czas epidemii do strukturalnej zmiany modelu polskiego rynku pracy. Nie pojawił się postulat upowszechnienia układów zbiorowych pracy, nic nie ma o wzmocnieniu roli związków zawodowych ani żadnej innej reprezentacji ludzi pracy. Nie ma również propozycji ograniczenia nierówności społecznych, chociaż wiele danych wskazuje, że podczas epidemii one rosną.

Epidemia koronawirusa to okres bardzo trudny dla całego społeczeństwa. Ale to też szansa na przedstawienie całościowej alternatywy w polityce społeczno-gospodarczej. Niestety Lewica z tej szansy nie korzysta.

patronite
Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…